Artykuły

Skazana na nagrodę

Od kilku tygodni dostaję dotkliwe internetówki w stylu: "A Pani oczywiście odbiera Cybulskiego? Nie idzie Pani za przykładem Andrzeja Seweryna? Nie ma się odwagi, żeby odmówić?" - pisze Joanna Szczepkowska w felietonie w Wysokich Obcasach.

Odpowiadam hurtem. Na moich półkach stoją najprzeróżniejsze statuetki, dzbany i kryształy. Większość dostałam w głębokiej komunie, ale już pierwsza dala mi w kość. Otóż nagroda za debiut filmowy w "Con amore" - rok 1977 - to był mosiężny pomniczek, z którym wsiadłam do autobusu. W potwornym ścisku głowa statuetki dostała się komuś między żebra, a potem spadła mu na nogę. łamiąc środkowy paliczek stopy, i tak po raz pierwszy z powodu nagrody znalazłam się w komendzie. Druga "sprawa", która wytoczono mi w wyniku uznania, była już poważniejsza. Otóż w 1978 roku miałam nieszczęście dostać Nagrodę Festiwalu Polskich Filmów i Widowisk Telewizyjnych. Szefem telewizji był wtedy Maciej Szczepański - w roku 1981 postawiony przed sądem i skazany na osiem lat więzienia za nadużycia Tak oto w trakcie procesu zostałam wezwana na Rakowiecką (lampa, stół itd. Jako trochę podejrzana. Oświadczono mi, że w mojej rubryce wpisane zostało jeszcze jedno zero. Tak więc nagroda faktycznie wynosiła 14 tys. zł. Potem spytano mnie o to, czy wiem, gdzie mieszka pisarz Iredyński. Tutaj już włączyło mi się światełko - odpowiedziałam, że nie wiem, mimo że był moim sąsiadem. Zdawałam sobie sprawę, że takie pytanie to sonda, czy są szanse na taką czy inną współpracę. Nagroda więc zaprowadziła mnie do sali przesłuchań. Mam w domu całą teczkę z napisem "nagrody". Oczywiście za komuny z odbieraniem ich zawsze łączyło się poczucie absurdu i wahanie. Trochę miękkie nogi. Odbierać? Nie odbierać?

Nagrody były częścią naszego PRL-owskiego życia, a wobec świadomości, że to się nigdy nic skończy, staraliśmy się żyć "normalnie". W wolnej Polsce już nagród mam mniej, toteż bardzo się ucieszyłam, że "Organizatorzy Nagrody im. Zbyszka Cybulskiego postanowili przyznać Pani Nagrodę Specjalną za cały Pani dotychczasowy dorobek twórczy. Nagroda im. Zbyszka Cybulskiego obchodzi w tym roku swoje 40-lecie, a wolna Polska skończyła właśnie 20 lat. Oba powody zainspirowały nas do przyznania specjalnych wyróżnień trojgu wielkich polskich aktorów, którzy nie mogli otrzymać Nagrody w czasach PRL z powodów politycznych".

Z nagrodami jest tak, że wiemy o tych, które dostaliśmy, a nie wiemy o tych, których nam nie przyznano, więc przyjęłam do wiadomości, że jakaś moja kandydatura za komuny przepadła z powodów politycznych w związku z sympatyzowaniem z opozycją. Tylko tyle. Cała reszta to urok spotkania się z kolegami na bankiecie po rozdaniu nagród. Nasza trójka (Linda, Seweryn i ja) dostała tę wiadomość 14 października i od tego dnia myślałam tylko o tym, w co się ubrać. I nagle trach. Nagroda jeszcze nieodebrana spadla mi na paliczek stopy z ciężarem całej historii Polski. Andrzej Seweryn po dwóch tygodniach od zgody na nagrodę wystosował list otwarty do całej prasy, wyrażając swoje oburzenie na polityczny kontekst wyróżnienia. Że za komuny bywał wielokrotnie nagradzany i nie chce być laureatem za martyrologię, tylko za artyzm. OK. Jednak szkoda, że w zabieganiu zapomniał podzielić się oburzeniem z Bogusławem Lindą i ze mną...

Przez cały czas byłam w kontakcie z moim utalentowanym kolegą w związku z jego planami w Teatrze Polskim. I ani słowa oburzenia. Ja tam się dzielę oburzeniem. Zwłaszcza ze współnagrodzonymi. Bo jak coś jest nie tak, to dobrze jest obgadać. Szkoda, że Andrzej Seweryn zapomniał. Bohaterska twarz "odmawiającego nagrody" zdobi wszystkie pisma od telewizyjnych po elitarne. Bardzo fartownie zbiega się to z informacją, że Andrzej Seweryn zostaje dyrektorem Teatru Polskiego. Bardzo to fajnie działa też na przyszłych młodych widzów - super jest taki, co odmawia. A ci, co nie odmawiają - mięczaki. Nikt nie zapyta, co właściwie taka nagroda daje osobom w wieku, kiedy już się niczego nie udowadnia". Przecież nic. Ani pieniędzy, ani prestiżu. Tylko samą przyjemność spotkania. Ale jeżeli z ogniem daje się wyraz swym emocjom czy przekonaniom, to dookoła robi się gorąco. Na ekranie telewizora pojawia się np. reżyser Janusz Kijowski i co mówi? "Nareszcie znalazł się odważny, który przyznaje, że za komuny aktorzy mieli wspaniale", może więc w końcu "zginie fałszywy mit o ciemiężeniu aktorów w PRL".

Natomiast ludziom niezorientowanym bardzo łatwo w to uwierzyć. Coś tam wiadomo np. o bojkocie, czyli o proteście aktorów w stanie wojennym. Dzisiaj "protest" to oczywiście bunt grupy zawodowej, która domaga się swoich praw. A stąd krok do tego, żeby słynny bojkot aktorów, czyli nieobecność w mediach, rozumieć jako np. walkę o podwyżki. Otóż aktorzy za komuny mieli o wiele lepiej niż inne grupy zawodowe, a mimo to zdecydowali się z nią walczyć. Na tym polega istota tego gestu. Nudne to już, wiem, ale jako skazana na nagrodę muszę się bronić. Idę ją odebrać przebrana za celebrytkę i wszystko byłoby super, gdyby nie list Andrzeja Seweryna. Poczucie absurdu i wahanie. Trochę miękkie nogi. Odbierać? Nie odbierać? No cóż. Nagrody są częścią naszego życia w wolnej Polsce, a wobec świadomości, że to się nigdy nie skończy, staram się żyć normalnie.

Na zdjęciu: Joanna Szczepkowska z odebraną wczoraj Nagrodą Specjalną im. Cybulskiego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji