Artykuły

Buzek znaczy "łaknący sławy"

- Mieszkać poza Polską to mogłabym raczej we Włoszech. Ta niemiecka miłość do przepisów... Jednak jestem katoliczką. (śmiech) Ale trochę porządku moglibyśmy się od nich nauczyć. Wyprowadza mnie z równowagi spóźnianie się. A tam na planie jest szacunek dla wspólnego czasu. U nas - wolność, wyobraźnia, fantazja - mówi warszawska aktorka AGATA BUZEK.

Wiesz, co znaczy 'Buzek' po łużycku? Bo to stamtąd wywodzi się ewangelicki ród Buzków. Na Śląsk Cieszyński przygnała was dopiero kontrreformacja.

- Łaknący sławy.

Albo strzegący sławy. Kolorowe pisma piszą: 'Agata nie ma manier gwiazdy. Żyje z dala od fleszy'. Nie łakniesz sławy jak inni celebryci?

- Straszne słowo. Nowomowa. Niepolskie. Brzmi jak obelga. A aktorstwo to nie całe moje życie, i tę resztę chcę chronić. Gdy pracuję nad postacią, zamiast mnie pojawia się ta druga osoba. Ale wracam do domu i nie powinnam już być Nataszą z 'Trzech sióstr'. Może dlatego podchodzę do aktorstwa poważniej, bo skupiam się na postaci, którą mam zbudować, a nie na tym, co wokół.

Wścibskie media twierdziły, że wścibskość mediów zniszczyła twoje poprzednie związki. Może chronisz swoje małżeństwo?

- Nie zniszczyły. A jeśli nawet, znaczyłoby to, że miały się rozpaść chwilę później.

Jest też hipoteza paktu ojca i córki, by się sobą nie podpierać. Bo kiedyś skorzystałaś z jego sławy. A teraz - przynajmniej w Niemczech, gdzie jesteś znaną aktorką...

- ...dziennikarze - o czym tata mi natychmiast doniósł - pytali, gdy został szefem europarlamentu, czy wie, że u nich bardziej znana jest jego córka. Tata się ucieszył.

Każdy ojciec by się ucieszył.

- Pewnie był dumny. Ten temat mamy z tatą oswojony.

W 1997 roku tata zostaje premierem. Chwilę potem ty - nieznana studentka - jesteś gościem popularnego 'Tok-szoku'. Błyskotliwa, wyluzowana. Dostajesz rolę w 'Zemście' Wajdy. Dzięki tatusiowi?

- Były takie złośliwości. Byłoby mi trudno, gdybym miała choćby cień wątpliwości. Ale nie miałam - wcześniej zagrałam dwie role w Teatrze TV, w filmie Glińskiego 'Kochaj i rób, co chcesz'. Wygrałam casting do włoskiego filmu, reżyser nie przyjechał chyba po córkę premiera? Wiedziałam, że tato niczego nie będzie mi załatwiał.

(...)

Twoja ciotka mówi o Buzkach: 'Rozjechaliśmy się po świecie i coraz trudniej o ewangelickiego partnera. Żona brata, Ludgarda, jest katoliczką, córka Agata też'. Nie masz poczucia winy wobec Buzków?

- (śmiech) Moja przyjaciółka katoliczka wyszła za kuzyna ewangelika - strata się wyrównała.

Twój ojciec jako premier stanął z premierem czeskim przed willą Knezków...

- ...w Śmiłowicach. Tam się urodził.

I miejscowy chór odśpiewał pieśń, znaną wszystkim Zaolziakom: 'Ojcowski dom...

- ...to istny raj, dar Ojca Niebieskiego...

...chociażbyś przeszedł cały świat...

- ...nie znajdziesz piękniejszego'. Niesamowita pieśń, zawsze chce mi się przy niej płakać.

A widziałaś ławkę Buzków w kościele Jezusowym w Cieszynie, piątą od kazalnicy?

- Nie, a jest podpisana?

Tak. 'Ukupena lawka (bo się płaciło ławkowe), 5 mistów Buzków, 3 mista Firlejów, 2 mista Buzków. Rok 1734' - wiemy z reportażu Włodka Nowaka w 'Dużym Formacie'. Twój tata mówił mu: 'Dziennikarze pytali, skąd się ten Buzek wziął. A ja czuję, że jestem do premierowania przygotowany - przez historię rodzinną, przez to, że był Jerzy, Józef, Karol, Paweł'. Też się czujesz przygotowana?

- Tak. Generalnie do życia. Mam te korzenie śląskie od strony i ojca, i matki. Nie umiem o tym pięknie opowiedzieć, ale one mnie trzymają. Gdy myślę np. o tym, którą rolę przyjąć, to nie zastanawiam się, co by powiedział dziadek Szymon Czapla czy pradziadek Karol Buzek, ale jakieś ich wartości we mnie są i dają odpowiedź.

Jan, ostatni Buzek na rodzinnym gospodarstwie w Roli, marzył, by zostać aktorem filmowym.

- Nie wiedziałem. Ja tylko wiem o Dziuśce, żonie Józefa Buzka...

...profesora i senatora, w II RP twórcy GUS i pierwszego spisu powszechnego. Najsłynniejszego Buzka przed twoim ojcem.

- Poznali się w Wiedniu, w kawiarni. Dziuśka płakała, bo jej pierwszy mąż nie chciał dać rozwodu.

Babcia opisywała twoją praciotkę: 'Wysoka, ogólnie zgrabna. Kapelusze z wielkim rondem, cieniutki, orli nos i wielkie stopy. Kiedy profesorostwo Buzkowie zamieszkali w Warszawie, mówiło się, że gdyby Józefina rozpuściła włosy, to mogłaby stać nago, boby ją całą okryły'. Kogo to przypomina?

- Wzrost, nos Włosy już obcięłam. Ale nie wiedziałam o Dziuśce, idąc na aktorstwo. Chyba że mam to w genach. Skoro Jan chciał być aktorem i tata...

Jerzy Buzek?

- Tak, poważnie myślał o aktorstwie.

Rok 1943. Jerzy Buzek ma trzy lata i umiera na płuca. Twoja babcia już go Bogu powierzyła. 'Ale - opowiadała - zaraz się opamiętałam. Co ja robię? Jureczka oddałam Panu Bogu?!'

- Znam tę historię. Z płaczem wpadła do domu. Tata leżał bez tchnienia. Dziadek mówi, że umiera, pulsu nie ma. Poruszył go, tata zaczął oddychać. Kilka razy budzili go do życia.

Po paru dniach Jureczek odezwał się, że mu ciemno. I dalej relacja taty: 'Izdebka, w której leżałem, była od północy. Ojciec powiedział: Zaraz ci zrobię słoneczko '.

Dziadek pozdejmował wszystkie lustra i powiesił na wozie drabiniastym, który postawił przed oknem. W pokoju robiło się jasno. Jak się słońce przesunęło, to przesuwał wóz. Byłam w tym domu, wiem, który to był pokój. Mam tę scenę w oczach.

Twój tata twierdzi, że swoją chorobę przypomniał sobie w czasie twojej. Zachorowałaś na Wielkanoc 1985.

- Jeszcze poszłam do komunii, ale już wiedzieli, że mam ziarnicę.

'Ziarnica złośliwa. Atakuje węzły chłonne i pozawęzłową tkankę limfatyczną. Wyleczalność od 50 proc. Gorączka, poty nocne, utrata masy ciała, uporczywy świąd'.

- Już wcześniej bywało mi słabo w kościele, duszno, brakowało sił. No to czekałam, aż przejdzie, by znowu skakać w gumę. Pamiętam, jak rodzice przyjechali pod szkołę i, oprowadzając mnie dookoła samochodu, powiedzieli, że chyba pójdę do szpitala na badania.

Pobierali ci szpik?

- Tylko próbki z węzłów chłonnych.

Bolało?

- Choroba nie bolała, raczej leczenie. Chemia, naświetlania.

Straciłaś włosy?

- Mhm.

To trwało cztery lata, dla takiej małej dziewczynki - pół życia.

- 9, 10, 11 i 12 lat. Leczono mnie najpierw w Polsce. Potem dwa razy w Niemczech - w sumie rok. Mama była tam cały czas ze mną, wzięła urlop. Dostała zgodę kuratora, by mnie uczyć. Tato trochę pracował, przyjeżdżał na tydzień, dwa.

Skąd pieniądze?

- Niemcy, których nawet nie znaliśmy, zorganizowali zbiórkę w kościołach, potem założyli fundację. Pierwszy raz pojechałyśmy na miesiąc naświetlań do Erlangen, stamtąd do Kolonii na chemię. Wróciłam do Polski, ale przyszedł trzeci nawrót. To był pierwszy taki znany przypadek, więc klinika w Kolonii leczyła mnie za darmo w ramach eksperymentu medycznego.

Leczył cię prof. Frank Berthold.

- Miał wspaniałe relacje z dziećmi, bo to była klinika dla dzieci. Cudowny, ciepły człowiek. Wielki, można się było przytulić. Jak wchodził, to roztaczał się spokój i nadzieja. Teraz przyjechał z żoną na nasze wesele. E-mailujemy do siebie (śmiech).

Pytałaś, kiedy to się skończy? Buntowałaś się?

- Nie będę o tym opowiadać. A pytań nie zadawałam. Miałam taki filtr, by za dużo nie wiedzieć - jaką mam szansę, że będę żyła. Nie wiem, skąd rodzice mieli tyle wiary, skąd ta energia i pomysły, jak mnie zabawić, zająć. To ich zasługa, że przeżyłam.

Mój syn został wiele lat temu porażony prądem i przeżył śmierć kliniczną. Pamiętam, jak stoimy przy jego łóżku i żona się trzyma, a mnie łzy płyną po twarzy.

- U nas też tak było. Może dlatego, że tata tylko przyjeżdżał, a mama była cały czas. Mama ma w ogóle w sobie niesamowity spokój. Jej dotyk i obecność dają taką pewność. To nie jest ktoś, kto mógłby wpaść w histerię. Jak małemu dziecku wytłumaczyć, że znowu trzeba wkłuć się w rękę? Ja się potwornie bałam pobierania krwi, mdlałam. W Niemczech było oczywiste, że mama przy mnie jest, że może spać ze mną. Ale w tym polskim szpitalu 'dziecko zapraszamy samo do gabinetu zabiegowego'. A mama ze spokojem tłumaczyła, że 'ona pani nie da tej ręki, jeśli ja nie wejdę, więc ona będzie siedziała mi na kolanach'. Kropka.

Twoja mama mówiła: 'Przez cztery lata żyłam na skraju wytrzymałości psychicznej'.

- Ja tego nie widziałam, ja tego nie wiedziałam.

Pamiętasz radość, jak się skończyło?

- Pamiętam powrót do naszego mieszkania w bloku. Koty na mnie czekały. Potem było jeżdżenie na kontrolę - co cztery tygodnie, co sześć, co dwa miesiące, co trzy miesiące. Przez 10 lat. Trudno było znaleźć ten jeden moment, każdy powrót był radością. Aż prof. Berthold powiedział: 'W zasadzie już nie musicie przyjeżdżać, ale może tak towarzysko wpadniecie za rok'. Więc wpadliśmy i przy okazji mnie zbadał. (śmiech)

Rok 1989. Ostatnia chemioterapia.

- To był taki dobry rok. Miałam w pokoju kącik 'Solidarności'. Wcześniej nie mogłam zbyt wiele wiedzieć o podziemnej działalności ojca, jeszcze bym się wygadała.

Dlaczego taka mądra dziewczyna po przejściach została...

- No, no... (śmiech)

...aktorką? Sama mówisz, że aktor jest 'do wynajęcia'.

- Nic złego w tym nie ma - wynajmuje się z własnej woli, w słusznej sprawie. Że będę aktorką, zakomunikowałam rodzicom w wieku pięciu lat. Gdy miałam niecałe cztery, byłam z rodzicami na wczasach i był tam konkurs dla dzieci. Śpiewałam 'Za górami jest Babilon' lub 'Wsiąść do pociągu byle jakiego'. Nie dawałam się zdjąć ze sceny.

Może to robota taty, niespełnionego aktora?

- Na pewno nikt nie starał się mi tego wyperswadować. Z perspektywy Gliwic to była przecież abstrakcja. Robiłam domowe spektakle, teatr w liceum. Może to było powołanie?

Czy uważasz się za piękność, czy brzydulę?

- (śmiech) Mogę być jednym i drugim - i to jest dla aktora wartość.

A jako dziewczynka?

- Myślałam, że jestem ładna. Jak patrzę na zdjęcia, to nie byłam jeszcze taka dziwna jak teraz. (śmiech) Słodka blondyneczka.

'Kręciłam też ujęcia w stylu porno' - opowiadałaś. W internecie rozlał się 'szajs': Agata Buzek robi karierę w Niemczech jako prostytutka. W ARD można oglądać, jak starszy pan uprawia ostry seks z córką naszego premiera!

- Jak nakręciłam tego 'Paparazzo', ktoś zapytał tatę, co premier na to. Odpowiedział: 'Córka jest aktorką'. Do wynajęcia jestem cała. Jeśli widzę w tym sens i nie mam tylko biegać goła, bo jak będzie goła Buzek, to się lepiej sprzeda, to się godzę. To jest trudne. Niepokojący byłby moment, gdyby to przestało być trudne. Ale trzeba oddzielić aktorstwo od życia. To nie Agata Buzek kocha się na stole z Marcinem Dorocińskim...

...w filmie 'Rewers'...

- ...tylko to Sabinka i Bronisław. Nam to z Marcinem nie przyszło łatwo. Ale miałam poczucie profesjonalizmu, nie wchodziliśmy w żadne dowcipasy, dwuznaczności. W pewnym momencie Marcin poprosił, by fotosista już nam nie robił zdjęć, bo było to krępujące. Cóż, taka scena.

Po tym miłosnym gwałcie ty - przepraszam - Sabina głaszcze Bronisława po policzku i mówi: 'Jeszcze nauczysz się czułości'.

- Takie emocje mogą być trudniejsze do zagrania niż sama nagość.

Trudno mi uwierzyć, że lubiłaś pracę modelki.

- Słusznie. Ale to był mój pomysł na Paryż. Miałam już 23 lata, byłam po studiach, a tu umalują cię, ubiorą i masz chodzić tam i z powrotem. Miałam więc triki, dawałam sobie zadania aktorskie, np. jesteś królową i nie możesz dać po sobie poznać, że zamordowałaś króla. Więc idę z kamienną twarzą. (śmiech)

Najwięcej grałaś w Niemczech. Lubisz ten kraj?

- Tak. Lubię grać po niemiecku.

Mówiłem, że luteranka.

- Mieszkać poza Polską to mogłabym raczej we Włoszech. Ta niemiecka miłość do przepisów... Jednak jestem katoliczką. (śmiech) Ale trochę porządku moglibyśmy się od nich nauczyć. Wyprowadza mnie z równowagi spóźnianie się. A tam na planie jest szacunek dla wspólnego czasu. U nas - wolność, wyobraźnia, fantazja. Ale 'Rewers' nie powstałby w Niemczech, bo pracowaliśmy po 18 godzin i ich związki zawodowe by się nie zgodziły. Nasza ułańska fantazja lubi takie rzeczy.

Na planie dbasz o porządek?

- Jak jestem zmęczona, to domagam się informacji: dlaczego nie kręcimy? Ile to potrwa? A jeżeli pół godziny - to czemu nikt mi nie powiedział i nie poszłam się położyć?

Choroba zostawiła jakiś ślad?

- Czasem tak mi się wydaje, ale jak to zanalizuję, to dochodzę do wniosku, że mam tyle siły, ile wszyscy. A może nawet odrobinę więcej.

'To przewrotny film' - pisał o 'Rewersie' Tadeusz Sobolewski. 'Inaczej niż w historycznej czytance wszystko ma tu swój rewers. Poetę podziemia, może nawet samego Baczyńskiego...

- Trafna intuicja. Myśleliśmy o kimś takim jak Baczyński, Gajcy - gdyby przeżyli Powstanie.

...Sabina namawia do drobnych koncesji. Stalinowski magnat wydawniczy z dnia na dzień staje się wrogiem ludu. Aresztowanie sąsiada generała ratuje życie Sabinie'.

- Wszystko ma dwie strony.

Czy Bronisław, który inwigiluje Sabinę, jest tylko wyrachowany, czy trochę też się w niej zakochuje?

- Graliśmy, że to diabeł. Zło tak posunięte, że doskonale zafałszowane. W tym świetny jest ewentualny diabeł. Nie zobaczymy jego kopytka.

Jedyna rzecz bez rewersu w tym filmie to trzy kochające się kobiety: Sabina, jej mama i babcia.

- Rewersem są faceci, których nie ma. Udało nam się stworzyć rodzinę z Krystyną Jandą i Anną Polony. Łatwo mi się to grało, bo mam bliskie relacje z mamą i miałam z babcią.

Twoja babcia mówiła: 'Krótko żyłam z moim mężem, 17 lat, ale go poważałam. Nie wiem, czy jestem głupią babą, jeszcze teraz zakochaną, ale nie wspominam sobie, żeby miał jakąś złą cechę'.

- Niesamowite, co? Przez 17 lat nie zauważyć żadnej złej cechy.

A ty sama masz jakiś rewers? Bo wygląda, że same awersy?

- Znaczy? (śmiech)

Nawet jak umierasz na raka, to...

- ...jednak żyję?

I podbijasz Niemcy, które cię wyleczyły. Łączysz protestantyzm z katolicyzmem. Robisz karierę, nie stając się celebrytką.

- Musisz znaleźć jakąś dziurę?

Czegoś się boisz?

- Bałabym się samotności.

Dla członka rodu Buzków to by było straszne.

- Zadbałam, by tego nie zaznać.

OK. Nadajesz się na bohaterkę feministyczną. Pewna siebie, poważna. Kariera większa niż męża.

- Ale nie zostanę. Dopóki feministki walczyły o prawa człowieka, to super. Ale idą za daleko. Ja się cieszę, że jesteśmy inne niż wy. Jak mnie facet przepuszcza w drzwiach, nie czuję się poniżona.

Całowanie w rękę?

- Nie przeszkadza mi. A w kinie nie ma równouprawnienia. Jest rola męska albo kobieca.

Dyskryminacją byłoby, że aktorka musi iść do łóżka z reżyserem.

- Albo aktor, jeżeli reżyser ma inną orientację.

Twój dziadek Paweł miał cztery małe zielone książeczki.

- Pod tytułem 'Spotęgowanie woli'.

Opowiada twój tata: 'Miałem nauczyć się z nich ćwiczeń. Kładę się, myślę o rzeczach przyjemnych, wdech, wydech. Zastanawiam się, jakie stoją przede mną zadania. Powtarzam: Jestem silny. Wdech, wydech'.

- Nie musiałam czytać, bo dostałam to wszystko od rodziców.

'Kiedy czeka cię trudne zadanie, wypisz na karteczkach: Pokonam przeszkody, będę stanowczy '.

- Zostałam wychowana w przekonaniu, że wszystko się da i uda.

Pojechałaś na Ukrainę wspomagać pomarańczową rewolucję. W internecie namawiasz na wzięcie psa ze schroniska. Cały świat masz na głowie?

- To po rodzicach. Mama jest radną w sejmiku śląskim, działa - jeździ do więzienia w Lublińcu dla kobiet. Pamiętam też, że nieznani ludzie zbierali pieniądze, by ratować mi życie.

Jak poznałaś męża?

- Wydawaliśmy wolontariuszom diety na wyjazd na Ukrainę. Posadzili nas koło siebie. Adam, Agata. Agata, Adam. Podaliśmy sobie rękę. I już się nie rozstaliśmy.

Dlaczego?

- (śmiech)

Może miłość?

- Będziesz zadowolony z takiej odpowiedzi? Sama dla siebie długo tego nie nazywałam miłością. Co najmniej dwa tygodnie. (śmiech)

Jak mąż znosi żonę celebrytkę?

- Że tak mi znowu ubliżysz. Jest idealnym mężem. Też jest zajęty. Ma dystans do tego, co wypisują o mnie w internecie, do zdjęć, które nam zrobią. Jak kręcę erotyczną scenę, to wiem, że on się nie denerwuje.

(pauza)

- Myślę jeszcze o moim rewersie. Jest coś, co mi spędza sen z powiek. Zwierzęta. Same się o siebie nie upomną. Lubię ludzi, ale jak pomyślę, co robią zwierzętom, to przestaję. Nikt nie pyta, skąd pochodzi ten kotlet, z jakim to się wiąże cierpieniem.

A mąż jada tatara?

- U nas w domu nie ma mięsa ani ryb. Adam broni mnie np. przy okazji świąt. Jak rodzina by chciała przywieźć indyka, to odmawiamy.

Rewers tego świata?

- Ta hipokryzja, że to nie ja zarżnąłem, to mogę zjeść. Gdyby ci kazano kurze obciąć głowę i rozpruć tego barana, tobyś nie jadł z taką przyjemnością.

J.M. Coetzee opisuje losy pisarki Elizabeth Costello, która zadręczała się losem zwierząt. Tak się to nasiliło, że trudno jej było żyć. Gdziekolwiek spojrzysz...

- ...widzisz śmierć zwierząt. Mam takie momenty.

Całość w Gazecie Wyborczej - Wysokich Obcasach.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji