Artykuły

Balladyna. Reinkarnacja

Artur Tyszkiewicz wystawia "Balladynę" w Narodowym 35 lat po głośnej inscenizacji Adama Hanuszkiewicza. - Goplana Bożeny Dykiel była wzorowana na "Barbarelli" Jane Fondy. Występowała w kombinezonie, tak jak Skierka i Chochlik - wyglądali śmiesznie. Jeździli na hondach, które w PRL stanowiły dodatkową atrakcję - wspomina aktorka Anna Chodakowska.

Anna Chodakowska zagrała główną rolę w Hanuszkiewiczowskim spektaklu 365 razy. - Wystawienie sztuki w tak zwany klasyczny sposób, "po bożemu", kojarzyło nam się z nudą - mówi aktorka Teatru Narodowego. Przerywa, bo z próby "Balladyny" Artura Tyszkiewicza wyszedł właśnie Jarosław Gajewski. Gra Pustelnika. Ma doklejoną brodę i posiwione włosy. - Będziesz pokazywał, że świat ma głęboki sens? - pyta Chodakowska i dodaje zdziwiona: - W przedstawieniu Hanuszkiewicza chodziło zupełnie o coś innego: o pokazanie, że nie ma czym się przejmować, bo to i tak nic nie zmieni. Najważniejsza była ironia. Stanowiła motor napędowy inscenizacji. - Początek spektaklu można było uznać za komiksowy, co nie znaczy, że tekst został spłaszczony - kontynuuje aktorka.

- Goplana Bożeny Dykiel była wzorowana na "Barbarelli" Jane Fondy. Występowała w kombinezonie, tak jak Skierka i Chochlik - wyglądali śmiesznie. Jeździli na hondach, które w PRL stanowiły dodatkową atrakcję.

A bitwa gnieźnieńska została pokazana z użyciem zabawek mechanicznych. Podobny zabieg zastosował niedawno Jan Klata w "Sprawie Dantona".

- Teraz często operuje się skrótem, uwspółcześnieniem. Wtedy miało to wydźwięk obrazoburczy. Ale Hanuszkiewicz chciał się zbliżyć do widza wszystkimi sposobami. Miało być trochę jak u Szekspira. Dla gawiedzi - akcja, a mądrzy słuchali tekstu. Generalnie publiczność oglądała spektakl z wypiekami na twarzy. A później - huzia na Adama, który urządzał po przedstawieniu dyskusje, bo lubił brylować. Sprawiał wrażenie, jakby czerpał wiedzę bezpośrednio z drzewa wiadomości dobrego i złego. I wielu przekonał - Stefana Treugutta, Konstantego Puzynę.

Przed Hanuszkiewiczem Pustelnik grany był serio, jak Wernyhora.

- Tymczasem Janusz Kłosiński świetnie się wstrzelił w abstrakcyjną aurę - wspomina Anna Chodakowska. - To był król Popiel zdezelowany przez życie. Nie chciał mieć nic wspólnego z rzeczywistością. Jedyne, co mu zostało, to wróżenie, rozpoznawanie świata. Scenę, w której przychodzi Balladyna, by znaleźć sposób na krwawą plamę, graliśmy na poły tragicznie, na poły komediowo.

Tak objawiała się bezradność i naiwność Balladyny.

- Moja bohaterka nie wiedziała jeszcze, że plama implikuje fatum dochodzenia do władzy - dopowiada aktorka. - Grałam panienkę ze wsi. Moja sceniczna matka nosiła ubranie z komisu, bez gustu. Miała robić wrażenie nowobogackiej. Marzyła o stworzeniu dziewczynom życiowej perspektywy.

Precyzyjna partytura

Grabca w pierwszej obsadzie grał Wojciech Siemion. Był genialny, o wersyfikacji wiedział wszystko. Hanuszkiewicza krytykowano za brak konsekwencji. W drugiej części konwencja spektaklu się zmieniała.

- "Balladyna" była coraz bardziej szekspirowska, świadoma. Rozumiała, że władza to nie przelewki. W końcowej scenie budziła współczucie, ale musiała ponieść karę. Epilog mimo goryczy i filozoficznej refleksji Słowackiego był komediowy. Aleksander Dzwonkowski grał dziejopisa Wawela śmiesznie. Było oczywiste, że spektakl nie jest serio.

Artur Tyszkiewicz nie nawiązuje do inscenizacji Hanuszkiewicza.

- Osoba w moim wieku nie może pamiętać tamtego spektaklu - mówi reżyser (rocznik 1973). - Znam go z pieśni gminnej - z relacji starszych aktorów. Oglądałem zdjęcia i fragmenty rejestracji telewizyjnej. Ale chcę opowiedzieć inną historię.

Młody reżyser od dawna nosił się z pomysłem wystawienia "Balladyny", bo uważa ją za utwór wyjątkowy, zarówno w naszym romantyzmie, jak i w dorobku Słowackiego.

- Oczywiście widać u niego wpływy Szekspira, a także Calderona, ale nie jest epigonem. Czerpiąc z kultury teatralnej swoich czasów, tworzył niezwykle świadomie. Dziś byśmy powiedzieli, że "Balladyna" to misterny patchwork. Niezwykle precyzyjnie przygotowana partytura spektaklu teatralnego, w której znaczenie ma każdy przecinek i trzykropek.

Reżyser podkreśla, że oryginalna jest dramaturgia: antypsychologiczna, fantastyczna.

- Pracując nad tekstem już na scenie, byłem coraz bardziej przekonany, że "Balladyną" inspirował się Witold Gombrowicz. Groteskowa forma jego sztuk wiele zawdzięcza Słowackiemu, który był naprawdę wielkim poetą.

Zbrodnia i kara

- Reżyser chce wyeksponować motyw moralitetu: - Słowacki pokazuje człowieka skażonego złem. Częstokroć nie wiadomo, skąd się ono bierze, a przecież jest niepodważalne. Smutną diagnozę człowieczeństwa autor konfrontuje ze światem duchów - czystych, nieskalanych. Zetknięcie z ludźmi jest dla nich zgubne. Człowiek niszczy wszystko wokół siebie, ale przede wszystkim samego siebie. Bez względu na uwarunkowania społeczne i rodzinne zbrodnia nie ma wytłumaczenia, a winny jej musi ponieść karę.

Mówi Wiktoria Gorodeckaja, Balladyna: - Uznałam z reżyserem, że nie będę grać złej kobiety - mówi aktorka. - Na Balladynę wpływa los i ludzie. Układają jej życie w tragedię. W tworzeniu postaci pomaga mi lektura "Zbrodni i kary" Dostojewskiego. Balladyna i Raskolnikow są do siebie podobni. Zło wywołuje lawinę wydarzeń, której nie da się powstrzymać.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji