Artykuły

Fantastyka po sarmacku

Warrusie, oddaj mi moje legiony, Warrusie oddaj mi czas!" zawołał po pierwszej inscenizacji swojej, w młodości napisanej sztuki, zgrzybiały Suchowo-Kobylin, autor wspaniałej trylogii dramatycznej. Witold Gombrowicz ma dziś lat... zaledwie pięćdziesiąt. Jeżeli jego fantazyjna sztuka "Iwona księżniczka Burgunda" napisana przed dwudziestu laty dopiero 29. XI. 1957 - ujrzała światło wielkiej sceny, to nie tylko autor miałby tu coś do powiedzenia o czasie utraconym, ale także, i to jeszcze bardziej, publiczność, aktorzy, polskie teatry.

Czyście byli ślepi? Czy naprawdę - trzeba wam było dopiero Becketta i Jonesco żeby uwierzyć jakie złoża teatralne leżą w fantastyce nadrealistycznej? Oto teatr, którym oddycha się jak powietrzem, oto niewymuszona i mądra radość! Przecież ten pisarz, który całe życie poświęcił noszeniu maski, demaskowaniu się i uświadamianiu, że nie może się maski pozbyć jest pisarzem bardziej stworzonym dla sceny nie dla czego innego.

Dziesięć lat temu gdy byłem świadkiem w Centre Culturel w Royemont pod Paryżem jak młodzież francuska zachwycała się pojedynkiem Filidora z Filibertem z "Ferdydurke" Gombrowicza, czułem. że ten polski fantasta naszych dni ma jakąś ożywiającą dosadność, jakąś sarmackość w sobie, która imponowała im.

Polskość Gombrowicza polega na dramatycznej walce z umowną polskością tkwiącą w nim samym, a którą trudniej wykrztusić niż ość karasia jego bohaterce, choćby się uciekło za ocean. Z tym kompleksem nie jest sam w polskiej dramaturgii. Ustawmy go pod rękę z Witkacym i Gałczyńskim. Dopiero razem skradają się na wyraźnie polski, sarmacko rubaszny, uroczo infantylny wariant nadrealizmu w teatrze.

Wszyscy miłośnicy "Zielonej Gęsi", wszyscy czciciele Witkacego pójdźcie do Teatru Dramatycznego miasia stołecznego Warszawy na "Iwonę księżniczkę Burgunda", a zobaczycie w jakim właśnie stylu powinno się grać takie sztuki. To co Mikołajska pokazała jako reżyserka świadczy nie tylko o jej doskonałym instynkcie artystycznym, ale także o zupełnie matematycznym wyliczeniu każdego efektu. A przecież to jest debiut reżyserski tej wspanialej aktorki. Drżyjcie mocarze sceny!

Scenografia Andrzeja Sadowskiego jest dowcipna, przejrzysta i pomysłowa. Każdy z aktorów wart jest oddzielnego studium, ale to co pokazali Jaworski jako Król Ignacy, Wanda Łuczycka jako Królowa Małgorzata, zwłaszcza w scenie z flakoniakiem, oraz Kraftówna jako Iwona i Gajda jako następca tronu utrwala się szczególnie w pamięci w związku z tym przedstawieniem, które stało się dużym czynem artystycznym, będąc, niestety odrabianiem jeszcze przez nasz teatr dawnych zaległości, bez czego tak mu trudno o słowo następne!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji