Artykuły

Gdyby Szekspir był Polakiem

- Jest to rzecz bardzo piękna, więc się nikomu nie będzie podobać - mawiał ponoć jeden z pisarzów polskich. Nazwiska pisarza nie podaję, ponieważ cytat ten znam z podania ustnego i z niepewnego źródła (od Kałużyńskiego), powiedzenie jednak jest znakomite. W dodatku sprawdza się.

Na premierze najlepszego przedstawienia sezonu (mówię tu oczywiście o "Iwonie księżniczce Burgunda" Witolda Gombrowicza w "Teatrze Dramatycznym" w Warszawie) publiczność ryczała ze śmiechu i wyszła z teatru zawojowana. Na następnych jednak spektaklach nikt już się nie śmieje i "Iwona" nikomu się nie podoba. Nie potrzebuję oczywiście wyjaśniać, że premierowa publika jest nietypowa, dwulicowa, chwiejna i ulega. Autentyczna i prawdziwa jest ta druga, normalna.

Nie dziwię się jej. Niczem się w ogóle nie należy dziwić. A zwyczajnych ludzi, których "Iwona" nie porusza w dodatku rozumiem. Nie na darmo przecież w ciągu ostatnich lat zrobiono prawie wszystko, żeby dziś nie rozumieć Gombrowicza. Trudno mi się również opędzić refleksji, że i teraz jeszcze w literaturze polskiej niewiele się robi, aby pisarz tego typu mógł być naprawdę zrozumiany. Pisarstwo nasze po wojnie wpadło bowiem w straszliwy społeczno-polityczny korkociąg, wydając na kolejnych jego zakrętach raz dzieła "społecznie afirmatywne", innym znów razem "społecznie negatywne i destrukcyjne", tak czy owak jednak osią rozwoju literatury jest ciągle ta sama śruba, będąca równocześnie, jak podejrzewam owym tajemniczym przyrządem, służącym do "zakręcań" i "popuszczań".

Twórczość Gombrowicza leży daleko od rejonów śruby. Pisarz zdaje się nie podzielać przekonania, że sedno spraw ziemskich kształtuje się w płaszczyźnie wzajemnych stosunków pomiędzy społeczeństwem a władzą, rządem a narodem, Belwederem a Marymontem. Sprawy te, występujące przecież we wszystkich książkach i pismach Gombrowicza, są u niego rezultatem znacznie głębszych procesów psychologicznych, moralnych, rozmaitych możności i niemożności tkwiących pod samą wątrobą ludzi, zamieszkujących Polskę.

Świat jego nie jest pustym równaniem kilku zewnętrznych czynników, lecz zaczyna się wewnątrz człowieka dużą cyfrą X.

Gdy w "Iwonie" król wykrzyka nage ni stąd ni z owad, że "weźmie za mordę". Gombrowicz wie, że jest to przejściowa. maniakalno-depresyjna czkawka dobrze trawiącego Polaka. Roman Brandstaetter zrobiłby z tego zdania wstrząsającą dramę o ucisku. Różnica polega na diagnozie: pisarze z kręgu śruby traktują ludzi jako istoty z zasady normalne i niezdeformowane, Gombrowicz jest jaknajdalszy od tego mniemania. Efekt jest taki, że u pierwszych obraz życia wypada mimo woli patologicznie, u drugiego bardzo wiernie przypomina oryginał. U pierwszych Polska jest po prostu niezbyt dobrze urządzonym krajem, któremu do szczęścia brakuje tylko paru okrzyków bojowych, u drugiego jest sobą naprawdę. Sobą, to znaczy organizmem złożonym z ludzi-Polaków i ci ludzie-Polacy tworzą polską władzę, a polska władza tworzy ludzi, i ludzie robią siebie nawzajem, a władza robi siebie sama, "kot goni psa, pies kota, a dookoła martwota" i "nie kółko, lecz piekło" jak woła książę w "Iwonie". Do jakiego stopnia jest to "kółko" najlepszym tego dowodem jest sam Gombrowicz, który wszystko to zrozumiał, opisał, nie mógł wytrzymać, wyjechał do Ameryki Południowej na trans-atlantyku i teraz tam siedzi napiętnowany straszną nieuleczalną polską Gębą od ucha do ucha.

Nie wolno przy tym zapominać, że "Iwona księżniczka Burgunda" będąc wykładem kilku fundamentalnych myśli z filozofii Gombrowicza jest przede wszystkim dramatem szekspirowskim. Gdyby Szekspir był dwudziestowiecznym Polakiem tak właśnie wyglądałby "Hamlet". Autor trawestuje "Hamleta" niemal scena po scenie w klimacie wszechogarniającej farsy, na której dnie leży ponury dramat. Nie myślę, żeby rzeczywiście polegał on na tym, że w końcu, zbiorowym wysiłkiem udaje się zadławić Iwonę ością karasia. Istnieje podobno inne zakończenie sztuki niż to, które oglądamy w teatrze. Gdzie wybity jest akcent morderstwa, Nie wydaje mi się to jednak niezbędne, tak samo, jak nie podzielam zdania tych. którzy twierdzą, że nagły finał sztuki jest nieprzygotowany. Nieprzygotowany? - Dobre sobie! Przez dwie godziny ludzie na scenie męczą się ze sobą wprost niemożebnie, skręcają wewnętrznie tak, że omal zawiązują na supełki i po tym wszystkim nieprzygotowana jest ość wepchnięta zbiorową sugestią w gardziołko rudowłosej księżniczki Burgunda. Przecież to miało prawo skończyć się nawet bombą wodorową. A w dodatku ta ość i tak nie rozwiązuje niczego, bo już w sekundę później król nie wie, co ze sobą zrobić, czy uklęknąć, czy nie klękać, czy, się martwić, czy cieszyć, Nieporozumienie polega na tym, że nie Iwona przecież jest prawdziwą tragedią tej komedii, ale to, że rudzie nie przylegają sami do siebie, jak przesunięte barwne klisze drukarskie, że królowa czytając własne wiersze o "leszczynie i kalinie" oczom nie wierzy, że ona to napisała, że zmienia twarz, aby zbiegła się z jej morderczym, zamiarem, że księcia obliguje do pokochania Iwony wyimaginowana przez niego samego bezwzajemna miłość Iwony, że król za kanapą i że jak chce powiedzieć coś naprawdę znaczącego, to wyłazi mu z ust jakaś klucha bezkształtna i potworkowata, coś zupełnie niewiarygodnego...

To są dramaty prawdziwe, hamletowsko-szekspirowskie. albo, jak kto woli, szekspirowska wielka zgrywa. Nie po raz pierwszy przyłapuję się na spostrzeżeniu może i banalnym, że ilekroć w literaturze, szczególnie polskiej a i to ze względów historycznie zrozumiałych, pisarz dochodzi do spraw piekielnie w końcu poważnych, zasadniczych i udaje mu się te sprawy uchwycić jakimś niezawodnym podwójnym nelsonem, w ostatniej chwili ratunkiem jest dlań właśnie zgrywa. Tak czynił Witkacy, Gombrowicz, inni. Bo nie jest prawdą, że jak się problem uchwyci, to można już z nim robić co się chce, nawet rozwiązać. Czasami bywa odwrotnie - rzecz uchwycona wciąga, narzuca swoje prawidła i wali w przepaść. Dawni Polacy tak długo bili Tatarów i Turków, aż się sturczyli i statarzyli prawie bez reszty. Ucieczka do zgrywy jest więc w literaturze gestem samoobrony i humanitaryzmu jednocześnie. Gdy się już bowiem zawiąże taki supeł, z którego naprawdę nie ma wyjścia, to co jest lepsze: - zrobić zeń stryczek czy kaduceusz?

"Iwona" (podobnie jak "Ferdydurke" i "Trans-Atlantyk") jest więc tragedią pełną genialnego humoru wszystkich odcieni - od niezwykłego wyrafinowania psychologicznego do pomysłu, że lokaj poślizguje się na pestce i pada, na pupe, wypuszczając z rak tacę Co zaś najdziwniejsze, komedia ta wystawiona jest w teatrze Dramatycznym w sposób podkreślający jej sytuacje komediowe. Aktorzy grają swobodnie, z tempem, z humorem. Ktoś po przedstawieniu powiedział, że grają tak, iż ma się pewność, że musieli przedtem czytać Gombrowicza dla przyjemności, dla siebie, nie dla teatru. Nie wiem, czy jest to dopuszczalne w teatrze polskim, w każdym zaś razie będzie to miało demoralizujący wpływ, na resztę scen stołecznych, gdzie obowiązuje styl ustalony jednolicie dla artystów, kelnerów i urzędników: pracownik musi w czasie pracy nieustannie podkreślać, że pracuje i że to wcale nie jest zabawne. Patrząc na Jaworskiego, Krafftównę, Łuczycką i Gajdę odnosi się wrażenie, że granie w "Iwonie" jest czymś piekielnie zabawnym i w dodatku niezbyt ,uciążliwym, jeśli po przedstawieniu można, wracać do domu jeszcze dziennym tramwajem. Być może z powodu tej nonszalancji, a również dlatego, że aktorzy w sposób widoczny rozumieją tekst, który w prawdziwym teatrze winien być wygłaszany z bezrozumnym namaszczeniem, warszawską P. T. Publiczność uważa pieniądze wydane na bilet za roztrwonione lekkomyślnie.

Dekoracje Andrzeja Sadowskiego są bardzo dobre, szczególnie w trzecim akcie, gdzie ściśle współpracował z Waliszewskim. Pomysł skojarzenia "Uczt" z "Iwoną" już sam przez się zasługuje na szacunek, nie mówiąc o wykonaniu.

O Halinie Mikołajskiej jako reżyserze przedstawienia nie napiszę. Chodziłem do szkoły razem z Andrzejem Doboszem i boję się, żeby mnie pani Halina nie obrugała od "koszuli w zębach" i w ogóle. Prywatnie tylko czytelnikom mogę podpowiedzieć, że to w końcu reżyser robi przedstawienie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji