Artykuły

Poslka - republika moich marzeń

Najważniejszy moment spektaklu to przejście od krytyki niewidzialnego i wszechmocnego wroga do krytyki społeczeństwa - o "V(F) ICD-10. Transformacje" w reż. Pawła Łysaka w Teatrze Polskim w Bydgoszczy pisze Borough of Islington z Nowej Siły Krytycznej.

To się zaczyna już w dzieciństwie. Od rodzinnych opowieści przy obiedzie. Potem jest szkoła. Podstawówka, liceum, studia. Uczy się nas rozumieć i budować uproszczone opowieści o historii. Przyzwyczajamy się do powierzchowności. Do kilku wydarzeń, iluśtam postaci i procesów, które niby rządzą tym, co się dzieje. Stół musi być okrągły, Mazowiecki oddzielony grubą kreską, Wałęsa z Noblem, a Balcerowicz odchodzący. To nam zwykle wystarcza. Zwykle, choć czasami trafi się inna gawęda. Taki opis, co niepasuje, co niby dotyczy znanych wydarzeń, a jednak pachnie nowością. Jednym z takich odmiennych spojrzeń na naszą historię jest spektakl "V(F) ICD-10. Transformacje" z bydgoskiego Teatru Polskiego.

Na kameralną scenę idzie się długim białym korytarzem. Z jego końca widać scenografię - pierwsze fotografie. Na jednej jest mebel w kształcie małej litery "o". Kolejna to wizerunek naszego, a nie "ich", premiera z dłonią uniesioną w wiadomym geście. To, co najważniejsze w ogóle, w spektaklu Łysaka najważniejsze pozostaje. W przeciwieństwie jednak do naszej narodowej sagi na symbolach się nie kończy. Bo pomnikowość może być tylko drogowskazem. A logos ukryty jest w życiorysie każdego, kto choć przez chwilę zaczepił się o rok 1989 lub to co po nim nastąpiło. Pomniki zostają więc za nami. Tłem przedstawienia są Adam Małysz, obity Andrzej Gołota, o. Tadeusz Rydzyk i Aleksander Kwaśniewski pląsający z afroamerykańską gwiazdą disco polo.

W "Transformacjach" trudno mówić o indywidualnościach. Jest grupa. Namaszczona przez czas. Zainfekowana przez nowe. Obdarowana wolnością i pozbawiona bezpieczeństwa. Bohaterowie ubrani są w tenisówki i ciemne sweterki. Wyglądają jak uczniowie przygotowujący się do szkolnej akademii. Są przestraszeni i podnieceni. Historia ich wybrała na aktorów swojego kolejnego rozdziału pt. III RP.

ICD-10 to używany obecnie rejestr chorób. Łysak fizycznymi schorzeniami podkreśla wyobcowanie bohaterów. Ich nieprzystosowanie do liberalnej demokracji. Od paraliżu, ślepoty, problemów z polszczyzną prowadzi cienka nić do alternacji jaka dokonuje się od dwóch dekad w naszym społeczeństwie. Wychowani na zapachu ceraty i braku bezrobocia obywatele uczą się aktywności zawodowej i konsumpcyjnego stylu życia. Od bojkotu wyborów muszą zrobić energiczny nawrót do uczestnictwa w życiu publicznym. Ten proces bez ofiar obejść się nie może. O nich są "Transformacje".

Przedstawienie to mozaika kilkunastu historii. To sytuacje, w których wspomnienia i nawyki z dawnych lat spotykają się z nieznanymi zasadami współczesności. Widzimy na przykład młodą informatyczkę przygotowującą się do obozu integracyjnego. Jej kwalifikacje nie wystarczają. Kobieta musi nauczyć się odpowiednich formułek. Trzeba je we właściwy sposób wyartykułować. Trzeba nauczyć się być nienaturalnym. Sprzedać się pracodawcy w opakowaniu jakim ten sobie życzy. Jest także dawny opozycjonista. Wygląda jak emerytowany generał. Tęsknota za walką buduje u niego negatywną ocenę Polski. Według niego ten rozkradany kraj wciąż potrzebuje pomocy. Suwerenna, wolnorynkowa, demokratyczna ojczyzna? Te pojęcia jeszcze nie funkcjonują w jego języku. Bohaterowie "Transformacji" są "wegetarianami", o których Stefan Kisielewski w "Dziennikach" pisał: "Mięsa nie brakuje tylko tym, co go nigdy nie mieli. Tak samo jest z wolnością."

Opowieść Łysaka na systemie się nie kończy. Najważniejszy moment spektaklu to przejście od krytyki niewidzialnego i wszechmocnego wroga do krytyki społeczeństwa. Jej szkieletem jest kilkuminutowy dialog powtarzany przez trzy pary. "Kocham Cię. Nie mogę bez Ciebie żyć." - to jest początek. "Nie. Nie możesz! Nie zgadzam się!" - tak się kończy. Szukamy odpowiedzi na pytanie, kiedy zaczęły się polskie problemy z więziami społecznymi, z otwartością, z zaangażowaniem w sprawy obywatelskie. Czy było to jeszcze przed, czy już po 1989 roku? Kiedy przestaliśmy ze sobą rozmawiać?

W smutnym rozmyślaniu widz nie pozostaje zbyt długo. Po chwili aktorzy wyganiają publiczność z ustawionych w kwadrat siedzisk. Niedyskutujące ze sobą na co dzień społeczeństwo zostaje stłoczone na środku sali. Patrzy sobie w oczy, śmieje się. I mimo, że ta zmiana miejsc, te łącznie ludzi na siłę jest tylko pustą, optymistyczną i naiwną akcją teatralną, to jednak popieramy ją. Popieramy nas na środku sali i innych obok. Popieramy grupę stłoczonych. Nas. Razem.

"Transformacje" nie są częścią żadnego z toczonych sporów. Spektakl nie wpisuje się w polityczne, społeczne i ideologiczne konflikty. Ten teatr nie chce mieć racji. Łysak maluje historie delikatną kreską. Opowiada raczej niż opiniuje, a mimo to cały czas pozostaje zaangażowany. Ta poetyka, ten styl umożliwiają aktorom przeskakiwanie między fikcją, a realnością. To, że zwracają się bezpośrednio do widza, siadają przy nim, droczą się z nim nie jest w teatrze niczym odkrywczym. Nowe jest jednak to, że owe przejścia odbywają się w naturalny sposób. Powodem tego jest atmosfera spotkania, jaką udało się w "Transformacjach" zaaranżować. I nie tylko o spotkanie ze współczesną historią tu chodzi.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji