Artykuły

Paranoja prawie doskonała

Kultura. Po premierze w Teatrze im. Kochanowskiego.

Wszystko w tym przedstawieniu zostało wymyślone przez scenografa, reżysera, kompozytora, w końcu wymyślnie zagrane przez aktora. Wszystko jest teatrem, czyli sztucznością, konwencją. Na metalowym podwyższeniu cztery pleksiglasowe kabiny ledwie przysłaniają ubierające się aktorki. Zaraz wystąpią w przedstawieniu, zaraz wyjdą na scenę. Na razie widzimy, jak ubierają sukienki. Na środku sceny ogromne pudło z klapą na wierzchu, przypominające przydomowe zbiorniki na śmieci, z czasów, kiedy jeszcze nie było kubłów. Aktorki ubrane w kolorowe, luźne sukienki, raczej przykrótkie włosy uczesane w dziecięce kucyki - podchodzą do zbiornika i wyjmują kostiumy do pracy. Jedna z nich, która za chwilę zagra rolę ojca, ubiera burego koloru roboczy kombinezon luźny, za szeroki. Widać, że to przebranie. Podkreśla to umowność sytuacji, jej sztuczność. To gra na niby. Dwie pozostałe ubierają się w stroje kobiece, raczej niedbałe, byle jakie. Czwarta ubiera najbardziej szary strój, więziennego koloru. Ta już stale gra rolę tego czwartego, psa przywiązanego do rodziny. Zanim to nastąpi, wokół sceny na podłodze kredą aktorki rysują krąg, w którym rozegra się przedstawienie, jak w dziecinnych grach w klasy.

Widać, że role zostały rozdane. Grażyna Misiorowska gra Vojina, ojca, zarazem 12-letnie dziecko, które udaje ojca. Beata Wnęk-Malec udaje dziecko lat 11, wcielając się w żonę Milenę. A Grażyna Rogowska udaje ich dziecko (lat 10). I ta czwarta, Małgorzata Szczerbowska, 11-letnie dziecko jako pies pokornie odchodzi w bok, aby niewidocznie stać z tyłu sceny. Jak pisze Biljana Srbjanović, urodzona w Szwecji serbska dramatopisarka: "Wszyscy bohaterowie to dzieci. Jednakże starzeją się i młodnieją wedle potrzeb opowieści; czasem też zmieniają płeć. Nie powinno to dziwić. Aktorzy - przeciwnie, nie są dziećmi. To dorośli ludzie, którzy w sztuce grają dzieci, które z kolei odgrywają dorosłych. Również i to nie powinno dziwić". Sztuka "Sytuacje rodzinne" (1998) szybko weszła do repertuaru w Belgradzie. Uznano ją też za najlepszy nowy dramat jugosłowiański. Przetłumaczona na język niemiecki, zaraz została wystawiona w Hamburgu. Polskie tłumaczenie już w 1999 r. wydrukował miesięcznik "Dialog" (nr 5).

W moim odczuciu dramat ten to jedno z najlepszych osiągnięć literackich nowej dramaturgii europejskiej - nowej, to znaczy takiej, w której nie ma tradycyjnej linii napięć dramaturgicznych, postacie nie są jednoznaczne, zakwestionowana zostaje ich tożsamość i logika działań. Widzimy skrawki rzeczywistości jako montażu luźnych scen, a dialog jako metaforę ludzkiego losu. I choć rzecz dotyczy Jugosławii dzisiejszej, to znaczy czasów przed interwencją wojsk NATO, historia jawi się w bardzo odległej warstwie sztuki. Sztuka Srbjanović przypomina koszmar snu, przechodzenie jednej postaci w drugą, gra zamienia się w śmierć, ta zaś jest maską ukrywającą paranoję. Paranoja zaś jest namacalnym, zmysłowym konkretem.

Wszystko tu jest realne, prawdziwe, niewymyślone, jak prawdziwy jest strach, lęk, głód, pazerność, tępota poszczególnych dni bez nadziei, tchórzostwo ojca, uległość matki, spryt dziecka wykorzystującego napięcie między rodzicami. Grzech despotycznego świata, reżimu opartego na wszechwładnym strachu, w którym żona traci pracę, bo zadenuncjował ją mąż. Nic tu nie jest jednoznaczne, jednakże trucizna przeżarła duszę rodziny, trucizna jak rak zżera wszystko - nawet sny owładnięte są strachem.

Reżyser Marek Fiedor - znany opolskiej publiczności ze znakomitej teatralnie pracy nad "Niewinnymi", bezsprzecznie najlepszym przedstawieniem minionego sezonu - zgodnie z tytułem sztuki podzielił spektakl na kilka epizodów. Każdy epizod aktorki odgrywają jako samodzielną scenę. Wychodzą ze swoich kabin, podchodzą do śmietnika, przebierają się i zaczynają grę. Każdy epizod ma tę samą rytmikę. Zaczyna się spokojną, nic nie znaczącą rozmową, by zakończyć się narastającym krzykiem, hałasem, rytmem instrumentów perkusyjnych (Robert Siwak). Przedstawienie grane i prowadzone jest przez reżysera na ostrych kontrastach, ciszy, krzyku. To aktorki mają tu niezmiernie trudne zadanie. Muszą zagrać całym ciałem, wywołać drgawki - ruchy przechodzą w konwulsje. Tu wszystko musi być wymyślone, tu wszystko musi być zagrane, tu wszystko musi być prawdziwe. Grażyna Misiorowska zagrała rolę ojca pozornie pogodzonego z rzeczywistością, zniewolonego przez system. Człowieka, który boi się nie tyle narzekań żony na władzę, co lękającego się usłyszeć własne wątpliwości. Zagrała ojca odpowiedzialnego za los rodziny i zarazem kanalie zdeprawowaną do reszty. Z aktorki emanuje spokój, siła i niezbędna energia, by zapanować nad duchowym chaosem. Bardzo dobra rola. Grażyna Rogowska przekonująco zagrała syna, pozornie przyjmującego męski punkt widzenia, to znaczy pogardę dla miękkości matki. Jednocześnie zagrała chłopca zadomowionego już w tym świecie strachu. Być może, gdy dorośnie, sam przejdzie do obozu zwycięzców. Beata Wnęk-Malec grająca rolę żony i matki najbardziej odpornej na zło wynikające ze strachu - ludzkie odruchy współczucia dla psa - w moim odczuciu (może się mylę) nie do końca wydobyła wewnętrzne bogactwo roli. Małgorzata Szczerbowska zagrała rolę psa pozostającego na obrzeżu rodziny i niczym się w tym roli nie wyróżniała. Dlaczego? Nie wiem.

Pod koniec przedstawienia mokrą ścierką ściera narysowane przez siebie kredowe koło sceny. Skończyła się gra? Skończyło się udawanie? Nie (!) - zaczyna się najbardziej okrutna scena spektaklu - mordowanie psa. Czy to już rzeczywistość, czy tylko kolejna odsłona sztuki teatru ukazująca okrucieństwo ludzi, deprawację ducha, ogarniające wszystkie zło świata? Na małej scenie teatru - paranoja prawie doskonała. Wstrząsające, prawdziwe przedstawienie. Dla myślących.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji