Artykuły

Po katastrofie, przed katastrofą

Gdy w rodzinie nienawiść zastępuje miłość, trzeba bać się nie tylko o rodzinę, lecz o całą ludzkość.

"Sytuacje rodzinne" nie są - jak by mógł sugerować tytuł - jednostkowym dramatem obyczajowym podlanym sosem wielkich namiętności. Choć źródło swe niewątpliwie mają w szczególnej obserwacji "obyczajowej", to jednak nie są ani jednostkowe, ani wyrosłe z namiętności. Najbardziej szokujące jest właśnie to, że są tak beznamiętne. W odgrywanie "sytuacji rodzinnych" bawi się trójka 10-12-letnich dzieci na jakimś belgradzkim podwórku. Wcielają się w postaci ojca, matki i dziecka, które może być synem albo córką, w zależności od potrzeb. Wszystkie sytuacje rodzinne są do siebie podobne, właściwie schematyczne: autorytarny ojciec i podporządkowana mu fizycznie i psychicznie matka (ale może być też na odwrót), i dziecko - ofiara nieporozumień między rodzicami, ofiara relacji opartych na przemocy. A przemoc rodzi przemoc. W każdej z przedstawionych sytuacji narastający konflikt prowadzi do wybuchu, a ten kończy się zawsze w ten sam sposób. Dziecko zabija rodziców - oblewa śpiących benzyną i podpala, strzela do nich z pistoletu, dusi łańcuchem. Za każdym razem robi to beznamiętnie, zwyczajnie. Gardło matki rozdeptuje się tak samo jak zgniata puszkę. W pokazanych sytuacjach rodzinnych nie ma miejsca na serdeczne uczucia, nie ma miłości, troski, współczucia. Zastąpiły je nienawiść, pogarda, strach, poniżenie, agresja. Tam, gdzie one rządzą, śmierć jest czymś zwyczajnym, co przyjmuje się i zadaje beznamiętnie (przekonują o tym trzy opowiadane sny).

W inscenizacji Marka Fiedora "sytuacje rodzinne" to coś więcej niż sceny odgrywane przez serbskie dzieci w konkretnym miejscu i czasie naznaczonym wojną. Ich zabawa staje się swoistym rytuałem, wstrząsającą ceremonią nowych dzikich, o której każdy z nas może powiedzieć, że dzieje się tu i teraz - wystarczy otworzyć pierwszą z brzegu gazetę.

Każda opowieść zaczyna się tak samo. Z identycznych kabin - czy to pudełka lalek-robotów czy kabiny hibernacyjne, w których na zawsze zamrożone zostały wszystkie ciepłe uczucia? - wychodzą uśmiechnięte dziewczynki w kolorowych sukienkach. Zeskakują z pomostu na ziemię i w obrębie okręgu, który podkreśla, że odprawia się tu współczesny rytuał, odgrywają swoje role. Po każdym okrutnym finale bez śladu poprzedniej śmierci na twarzach (inaczej, niż chciała autorka) zaczynają zabawę od nowa. Zabawa kiedyś się kończy. Namalowany kredą krąg wyznaczający miejsce rytuału zostaje starty. Ale wtedy właśnie zachowania wyćwiczone w zabawie zostają powtórzone w realnej rzeczywistości. Przybłąkana dziewczynka (najwyraźniej ułomna psychicznie), której bawiące się dzieci wcześniej wyznaczyły rolę psa, teraz staje się prawdziwą ofiarą. Była psem, zostaje więc zabita jak pies. A zresztą, czy to ma jakieś znaczenie, kim ona jest? Roztrzaskuj ą jej głowę. Zapada ciemność, w której za gardła chwyta nas strach. To jest nasz świat. Fiedora mniej interesuje odpowiedź na pytanie, dlaczego tak jest. Na Bałkanach można odpowiedzieć - okaleczyła ich wojna. Ale my też, bez wojny, znamy te "sytuacje rodzinne". I dla nas ważniejsze jest pytanie: co dalej? A dalej może być tylko katastrofa, bo zło tego świata rodzi się w ludzkich sercach.

Przejmujące, wstrząsające przedstawienie. Doskonale zagrane przez Grażynę Misiorowską, Grażynę Rogowską, Beatę Wnęk-Malec i Małgorzatę Szczerbowską. Nie da się z niego ot, tak otrzepać i pójść na kawę. Boli, uwiera, gryzie sumienie. To takie rzadkie, a przecież właśnie po to jest teatr.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji