Artykuły

Wstrząsająca terapia rodzinna

Sytuacje rodzinne Biljany Srbljanović, napisane w 1998 roku, reprezentują najmłodszą dramaturgię jugosłowiańską. Pisarka umieszcza akcję sztuki w scenerii jednego z ponurych i zapuszczonych belgradzkich blokowisk. Jego bohaterami czyni cztery postaci; Nadeżda, Vojin, Milena, Andrija są konkretni i zarazem niekonkretni, zmieniają płeć, wiek i rolę w razie potrzeby (co sugeruje autorka w didaskaliach). W trywialnych "sytuacjach rodzinnych", w niepozorności dnia codziennego dziecko tu morduje rodziców, ojciec katuje syna, a człowiek w roli zaszczutego psa nie robi już na nikim wrażenia. Monotonia podszyta strachem, okrucieństwem, śmiercią...

Marek Fiedor, reżyserując tę sztukę na scenie opolskiego teatru, właściwie od samego początku podkreśla teatralną umowność. Dzieli swój spektakl na wyraźne sekwencje, z których każda rozpoczyna się od rytuału nakładania kostiumów przez aktorki. Ojciec nosi byle jakie męskie spodnie i siatkowy podkoszulek, matka - fartuch, syn - spodenki ogrodniczki. Odtwórczynie ról ubierając się powtarzają po cichu i w sposób mechaniczny swe kwestie, podkreślając, że tak naprawdę spektakl rozpocznie się za moment.

Owa umowność zaakcentowana została także w scenografii, prostej, ale wielofunkcyjnej: ustawione w głębi sceny cztery szklane kabiny (wychodzą z nich aktorki, rozpoczynając sekwencje) oraz umieszczona pośrodku kwadratowa wielofunkcyjna płaszczyzna (staje się kontenerem na śmieci, stołem, to znów malutkim pokojem).

Reżyser obsadza w swoim przedstawieniu cztery młode aktorki, dopasowując ich temperament do charakteru każdej postaci. Oglądamy dzięki temu zespołową, wyważoną grę; odtwórczynie słuchają siebie wzajemnie, wyczuwają bezbłędnie rytm spektaklu. Grażynę Misiorowską widzimy w roli ojca, raczej prostego mężczyzny, ustanawiającego domowy porządek. Beata Wnęk-Malec staje się zahukaną matką w typie kury domowej, choć i przeistacza się w wyemancypowaną żonę - intelektualistkę. Grażyna Rogowska kreuje syna, już potrafiącego radzić sobie w życiu - i budzącego już niepokój. Nadeżda w roli psa Małgorzaty Szczerbowskiej to niemy świadek wszystkich zdarzeń; zaszczuty, zagubiony, bity, sprowadzany do roli worka treningowego. Postaci te tworzą szczególną rodzinę, niby zwyczajną - widzimy matkę przygotowującą obiad czy liczącego pieniądze ojca - ale jednocześnie niepokojącą cechami swojej natury. Tożsamość bohaterów naznaczona jest piętnem wojny bałkańskiej, jak i minioną epoką komunizmu. Tym, co uderza, jest ich przerażające rozchwianie duchowe i moralne, wewnętrzny chaos emocjonalny. Stąd zderzenia obrazów oglądanych na scenie: mówiący dobranoc rodzicom syn, który za moment oblewa ich benzyną, zastygając z zapaloną w ręce zapałką.

Fiedor wyraźnie punktuje rytm przedstawienia, współtworzący przemyślaną siatkę napięć. Reżyser przeplata każdą sekwencję rodzinną obrazem-refrenem, odbiegającym i nastrojem, i tempem od poprzedniej sceny. Podczas gdy jedna postać opowiada swój sen, widzimy trzy pozostałe leniwie spoczywające w obramowaniu otwartych, szklanych kabin. Głośne cykanie świerszcza lub szum morza przywodzi na myśl duszną letnią noc. Tempo ulega znacznemu spowolnieniu. "Mnie się śniło, że jestem sama w domu. Wokół wojna, Andrija w podróży..." - pada z ust Mileny. Opowiadany beztrosko sen, cisza i spokój budzą przeświadczenie, jakby nie wydarzyło się nic złego.

Sytuacja rodzinna - nazwijmy ją "dzienna" - ma charakterystyczną gradację napięcia. Niepozorna, wzbogacona rytmem często wykonywanych czynności. Mieszanie w misce, liczenie pieniędzy, kopanie w ogrodzie celowo układa się w regularnie powtarzane dźwięki. Ich kontrapunktem jest rytm bębna, początkowo spokojny, muzyczny, z czasem jednak wzrastający, natarczywie kondensujący napięcie na scenie. W ciągu kilku chwil widz staje się świadkiem zaskakującej transformacji: oglądana sytuacja (często zabawna) przechodzi w moment przesycony poczuciem absolutnego zagrożenia (sceny zabójstw i przemocy). Odnosi się wrażenie, że obraz taki w pewien sposób izoluje się nawet od konkretnego scenicznego kontekstu, stając poza czasem, przestrzenią, dotykając w ten sposób niespodziewanie i bardzo mocno widza.

Pomysł reżyserski zasadza się głównie na owych kontrapunktach, na terapii wstrząsowej, balansowaniu na granicy jawnej umowności i realistycznej gwałtowności. To pozwala się widzowi na bezpieczny dystans wobec scenicznej rzeczywistości, to znów łamie poczucie spokoju. Scenografia Jana Kozikowskiego wspomaga "huśtawkę" odchodzenia od konkretu codzienności Vojina czy Mileny ku uniwersalnemu przesłaniu. Bo tak naprawdę twórcy w tym spójnym i mądrym spektaklu pytają o naturę człowieka, zmienną, zaskakującą. Naturę, łączącą czułość i śmieszność z podłością i najbardziej przerażającymi instynktami. Nie uświadomione, potrafią zaskoczyć nawet najbardziej świadomą jednostkę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji