Dwie premiery w Powszechnym
- Myślę, że miłość, śmierć, dramat, konflikty pokoleniowe są ponadczasowe. Ludzie się zawsze ze sobą żarli, a to o pieniądze, a to o politykę, a młodzi ludzie zawsze się kochali i wpadali w obłęd miłości - mówi reżyserka KATARZYNA DESZCZ przed premierą "Romea i Julii" w Teatrze im. Kochanowskiego w Radomiu.
W sylwestra w radomskim teatrze zobaczymy premierę spektaklu "Romeo i Julia", a trzy dni później komedii filozoficznej "Ostatnia noc Sokratesa". Trwają ostatnie próby
Rozmowa z Katarzyną Deszcz [na zdjęciu]:
Najsłynniejszą parę kochanków w dziejach światowej literatury zobaczymy na scenie Teatru Powszechnego im. Jana Kochanowskiego dzięki Katarzynie Deszcz. Jest to już kolejna jej produkcja na radomskiej scenie. Przed laty oglądaliśmy m.in. "Zdarzyć się mogło w Wojnicówce", a rok temu "Wizytę starszej pani" z tytułową rolą Emilii Krakowskiej. Reżyserka ukończyła Państwową Wyższą Szkołę Teatralną w Krakowie oraz prawo na Uniwersytecie Jagiellońskim.
Karolina Stasiak: Dlaczego "Romeo i Julia"? Tę sztukę mogliśmy juz oglądać na deskach radomskiego teatru.
Katarzyna Deszcz: Nie widziałam poprzedniej realizacji, nie mam więc do niej żadnego punktu odniesienia. "Romeo i Julia" to jeden z najpiękniejszych tekstów literackich, a im dłużej się go rozczytuje i pracuje nad nim z aktorami, tym okazuje się piękniejszy i mądrzejszy. Fenomenalnie skonstruowane są portrety psychologiczne bohaterów. Zaś sam tekst jest wyzwaniem dla reżysera. Wyzwaniem trudnym, ale fascynującym.
Czyli Szekspir jest ponadczasowy i nie nudzi się widzom?
- Czy się będzie nudzić, czy nie, to już zależy od kształtu przedstawienia. Zamierzam, wraz z aktorami, w sposób atrakcyjny, ciekawy, a zarazem przejmujący opowiedzieć widzom o wielkiej fascynacji i miłości, która, niestety, nie kończy się happy endem, o czym myślałam, że wszyscy wiedzą. Jak się jednak okazuje, nie wszyscy (śmiech). Niektórzy statyści, którzy przyszli na casting, zapytali, o czym ten "Romeo i Julia" jest.
Spojrzała Pani w niekonwencjonalny sposób na dramat Szekspira? Nie zobaczymy Romea i Julii w Weronie?
- Nie będzie to dosłownie Werona. Osadzamy bohaterów we współczesności, ale nie tej dzisiejszej, ulicznej. Cofamy się o pół wieku, kostiumy stylizujemy na przełom lat 50. i 60. XX w. Były to czasy, kiedy miała miejsce najsilniejsza rewolucja obyczajowa. Myślę, że miłość, śmierć, dramat, konflikty pokoleniowe są ponadczasowe. Ludzie się zawsze ze sobą żarli, a to o pieniądze, a to o politykę, a młodzi ludzie zawsze się kochali i wpadali w obłęd miłości.
W zrozumieniu tekstu ma pomóc przekład Stanisława Barańczaka, który jest bliższy współczesnemu widzowi.
- Tak, ale Barańczak zachowuje 11-zgłoskowiec, a zatem przekład, tak jak oryginał, jest napisany wierszem. Jest współczesny pod względem języka, ale zachowuje styl Szekspirowski.
Czy więc język nie będzie się kłócić z obrazem?
- Jestem przekonana, że udaje się nam zachować odpowiednie proporcje pomiędzy tymi elementami.
"Niespecjalnie piękni, niewybitnie zdolni, niezbyt poważni, niedojrzali". Tak opisani są kochankowie w zapowiedzi przedstawienia. Nie tak sobie wyobrażamy najsłynniejszych kochanków w literaturze.
- To jest dość smutna sztuka, bo przecież kończy się śmiercią kochanków, a w międzyczasie są jeszcze inne morderstwa. To jest sztuka o toksycznej miłości. Nie chcemy pokazywać wyidalizowanej pary, zjawiskową lalkę Barbie i Kena, ale dwójkę normalnych ludzi. Wiek mi pozwala powiedzieć, że osoby mające 14 i 16 lat, bo tyle mieli w oryginalne Julia i Romeo, nie są jeszcze ludźmi dojrzałymi i wiele decyzji podejmują spontanicznie. Uczucie jest pierwsze przed rozsądkiem i nic tu nie odkrywam, tak to napisał Szekspir.
W sylwestra premiera. Zobaczymy wielkie widowisko czy kameralne przedstawienie?
- Są sceny zbiorowe, kolorowe i taneczne, ale jest też sporo scen kameralnych. Na pewno nie jest to spektakl robiony pod kątem sylwestra i samej zabawy.