Artykuły

Wierszyk

Potomkowie pisarzy, a także koncerny, które odkupiły prawa majątkowe, decydują, kto i na jakich zasadach może nakręcić film, zrobić adaptację teatralną czy narysować komiks na podstawie utworu powstałego kilkadziesiąt lat temu. I skrzętnie wykorzystują swój monopol - pisze Roman Pawłowski w felietonie z cyklu "Kronika wypadków kulturalnych" w Gazecie Wyborczej - Stołecznej.

Obchodzony od kilku lat w Polsce Dzień Domeny Publicznej budzi we mnie mieszane uczucia. Z jednej strony cieszę się, kiedy co roku 1 stycznia twórczość kolejnych pisarzy, poetów i dramaturgów staje się dostępna bez ograniczeń nakładanych przez prawo autorskie. W tym roku na wolną półkę trafiają dzieła nie byle jakich autorów, bo Witkacego, Józefa Czechowicza, Tadeusza Dołęgi-Mostowicza, a z zagranicznych Zygmunta Freuda i Williama B. Yeatsa. Wszyscy oni zmarli w 1939 roku, a więc w świetle polskiego ustawodawstwa prawa autorskie do ich dzieł wygasły po 70 latach.

Z drugiej strony ogarnia mnie smutek na myśl, jak wiele jeszcze utworów czeka na uwolnienie. Tylko 15 proc. książek przechowywanych w bibliotekach należy do domeny publicznej, pozostałe objęte są ochroną. Można je, owszem, czytać, ale nie wolno nic z nimi zrobić bez pozwolenia właścicieli praw. Potomkowie pisarzy, a także koncerny, które odkupiły prawa majątkowe, decydują, kto i na jakich zasadach może nakręcić film, zrobić adaptację teatralną czy narysować komiks na podstawie utworu powstałego kilkadziesiąt lat temu. I skrzętnie wykorzystują swój monopol. Przekonał się o tym niedawno jeden ze współczesnych polskich dramatopisarzy, który w swojej sztuce wykorzystać chciał powszechnie znany utwór Juliana Tuwima pod tytułem "Abecadło". Fundacja im. Tuwima zażądała słonej opłaty za wierszyk, który zna na pamięć każde polskie dziecko. Dramaturg w efekcie zrezygnował z "Abecadła" i zastąpił je równie znanym dziecięcym wierszykiem nieznanego na szczęście autora.

Oczywiście można zrozumieć motywy spadkobierców Tuwima, którzy prowadzą działalność charytatywną i potrzebują na to środków. Mają do tego prawo. Jednak bezrefleksyjne stosowanie prawa autorskiego może obrócić się przeciwko chronionemu autorowi. Dzieła, do których nie mogą nawiązać inni twórcy, stają się martwe i blokują rozwój kultury, który polega przecież na nieustannym przetwarzaniu i wykorzystywaniu istniejących form. (...)

Całośc w Gazecie Wyborczej - Stołecznej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji