Artykuły

Warszawa. Stefania Grodzieńska w Bibliotece Narodowej

W Salonie Pisarzy Biblioteki Narodowej gościła w środę [2 lutego] Stefania Grodzieńska [na zdjęciu].

- Słyszałam od przyjaciół, że o tej porze (spotkanie odbyło się o godz. 13) nie mam co liczyć, że ktoś przyjdzie. Ha! Jak się mylili! - tu Stefania Grodzieńska triumfująco rozejrzała się po zapełnionej sali. I już na wstępie wykazała się niespotykanym u niej zamiłowaniem do porządku, dzieląc zgromadzoną publiczność na pechowców (czyli tych, którzy chociaż szukają, to nie mają pracy i przyszli zabić czas) i szczęśliwców (posiadających pracę, z której się właśnie urwali, a urywanie się z pracy jest najprzyjemniejsze).

Dlaczego towarzyszył jej Artur Andrus? Ponieważ jest radiowcem, a ona kocha radio nad życie, potrafi jej przerwać (wczoraj wykazał się tą umiejętnością kilkakrotnie) i pamięta początek każdej jej wypowiedzi, i jak ona zapomni, to on jej podpowie (parę razy podpowiedział), a poza tym to "przedostatni spolegliwy człowiek". - My występujemy, gdzie się da, ale nie będę gorszyć publiczności i zachowam się, jak trzeba - tłumaczyła Stefania Grodzieńska, maskując tym samym onieśmielenie swoją obecnością w Salonie Pisarzy Biblioteki Narodowej. - Szanuję ten gmach, czuję się tu nieswojo - przyznała. Opowiedziała, jak to w 1948 r. odmówiono jej zapisania do Związku Literatów, doceniając jej talenty, ale inne niż literackie. Literatem jednak została, bo jest osobą upartą - wydała kilkanaście książek, a fragmenty z nich brawurowo przeczytała wspólnie z Arturem Andrusem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji