Artykuły

Szara perła, dźwięki i temperatura

- Nie wcielam się w tę postać, ja tylko czytam jej listy. Ale czytając te wyznania, jestem poruszona tym, co pisze Klara Schumann i rzeczywiście rozumiem jej dramat - mówi aktorka Teresa Budzisz-Krzyżanowska, która z pianistą Pawłem Kamasą, wystąpiła na festiwalu FORTEpiano w Toruniu z programem "Listy pisane muzyką".

Pozwoli Pani, że zacznę od pytania do Pawła Kamasy...

Teresa Budzisz-Krzyżanowska [na zdjęciu]: To oczywiste - on jest autorem przedsięwzięcia pt. "Listy pisane muzyką".

Gdy czyta się, że pianista rozpoczął naukę gry jako pięciolatek, to przychodzi na myśl określenie cudowne dziecko. Był Pan cudownym dzieckiem, które miało kontynuować rodzinne tradycje?

Paweł Kamasa: Nie. Po prostu nadszedł moment, gdy rodzice uznali, że powinienem grać. Właśnie dlatego, że oboje są muzykami, zdawali sobie sprawę, jak różnie mogą się potoczyć moje muzyczne losy.

W 1983 r. objął Pan kierownictwo artystyczne Festiwalu Brahmsa w Bazylei i Zurychu. Na całym świecie propaguje Pan dzieła tego kompozytora. Dlaczego tak fascynuje Pana muzyka tego, którego Wagner nazywał "drewnianym Johannesem"?

P.K.: Oni nie lubili się. Ja kocham Brahmsa i podobnie jak on nie darzę sympatią muzyki Wagnera. Wrażliwość Brahmsa jest subtelna, a jego muzyka pozbawiona patosu. Wagner nie rozumiał jego twórczości. To muzyka skromna i precyzyjna, mająca zarazem olbrzymi ładunek wewnętrzny. To ekspresja podporządkowana mądrej narracji, bogactwo tematów, podobne Mozartowi i Chopinowi, ubrane w doskonale skonstruowaną, klasyczną formę. Stąd moja fascynacja Brahmsem. Ale niewątpliwie ukształtował ją także dom rodzinny. Mama, mezzosopranistka, wypełniała go pieśniami i oratoriami. Tata, którego gra na altówce wyniosła ten instrument na solistyczne wyżyny, zawsze grał kameralistykę. Bardzo często

była to muzyka Brahmsa. Dopiero później dotarło do mnie wyrafinowanie tych utworów, ale ten magiczny świat późnego Johannesa od zawsze mnie fascynował.

A co na to Klara Schumann, pianistka, żona Roberta Schumanna i przyjaciółka Brahmsa (w tej roli Teresa Budzisz-Krzyżanowska)?

T. B.-K.: Ja słucham tej muzyki. Podążam za nią. W listach Klary, które czytam, są zapisane jej emocje, jej reakcja na otrzymane od Brahmsa rękopisy jego utworów.

Wcielając się w postać wdowy po Schumannie, dla której kompozycje przesyłane przez Brahmsa są jedynym już kontaktem z muzyką, musiała się Pani zmierzyć z dramatem wielkiej pianistki zmuszonej do życia bez instrumentu.

T. B.-K.: Nie wcielam się w tę postać, ja tylko czytam jej listy. Ale czytając te wyznania, jestem poruszona tym, co pisze Klara Schumann i rzeczywiście rozumiem jej dramat. Jej tragedia zapisana jest tam bardzo dyskretnie i ja w podobny sposób staram się ją przedstawić słuchaczom. Ale tak naprawdę są te listy przede wszystkim zapisem jej zachwytu muzyką Brahmsa. Ten zachwyt i mnie się udziela. Jest tak ujmujący, że powinien udzielić się także publiczności.

A w czym ta publiczność, Pani zdaniem, uczestniczy? Bo takie wieczory muzyczne polegające na tym, że ktoś gra, a ktoś inny czyta, kojarzą się dziś z akademiami ku czci...

T. B.-K.: To jest koncert muzyki Brahmsa, w którym ja wraz z publicznością uczestniczę, podpowiadając jej słowami Klary Schumann, jak tę muzykę rozumieć. Listy są piękne, ale muzyka jest tu najważniejsza.

Paweł Kamasa powiedział mi, że już po pierwszej próbie potrafiła Pani bezbłędnie zanucić dotąd nieznane sobie fragmenty muzyczne. Czy uczyła się Pani muzyki i grała na jakimś instrumencie?

T. B.-K.: Uczyłam się - nie pamiętam, czy przez pół roku, czy przez rok - gry na skrzypcach. Miałam osiem lat. Pamiętam tylko, że miałam wystąpić na popisie klasy, ale było to dla mnie tak stresujące, byłam tak przerażona, że nie poszłam. A potem ze wstydu już nie wróciłam do szkoły muzycznej. I nigdy nie wróciłam do grania.

Żałuje Pani?

T. B.-K.: Bardzo! To jest tak potrzebne. Próbowałam nakłonić do grania moje dzieci i wnuki, ale bezskutecznie. Nie potrafię grać na żadnym instrumencie, ale na szczęście słyszę muzykę.

P.K.: Teraz ja chciałbym zadać Ci pytanie, którego nigdy nie postawiłem. Jak Ty, jako człowiek słowa, oceniasz pisanie Klary? To przecież niezwykle trudne opowiedzieć muzykę słowami. Muzyka jest chyba najbardziej abstrakcyjną ze wszystkich sztuk. Nawet najbardziej abstrakcyjny obraz ma chociaż kolor.

T. B.-K.: Muzyka też ma kolory!

P. K.: Niemożliwe. Jakie?

T. B.-K.: To zależy, czasami agresywnie czarny, czerwony... Czasem pastelowe...

P. K.: Ale Lutosławski, i nie tylko on, uważał, że muzyka sama sobie wystarcza. Nie ma w niej żadnej treści, jest asemantyczna. Ja odnajduję w muzyce abstrakcyjne treści, które mają bez wątpienia temperaturę, odcienie, ale nie kolory.

T. B.-K.: Ale przecież kolory mają temperaturę, są ciepłe albo zimne... Nie twierdzę, że zawsze odczuwam muzykę barwami. Jestem podobna do Klary - ona pisze o kompozycjach Brahmsa tak, że Lutosławski raczej nie byłby zadowolony. Oczywiście jako pianistka używa muzycznych określeń: szesnastki, triole, ale nagle pojawia się sformułowanie "szara perła"...

P. K.: To bardzo piękne, bardzo kobiece odczuwanie muzyki, zupełnie inna wrażliwość.

T.B.-K.: To też osobista korespondencja. Klara pisze, co czuje, nie kreuje niczego. Opowiada o codzienności, o normalnym życiu.

P. K.: Listy wtedy służyły przekazywaniu informacji. Nie było telefonów, SMS-ów, maili. Pisało się o tym, kto umarł, urodził się.... To korespondencja ludzi, którzy lubią ze sobą rozmawiać, a nie mieszkają w jednym mieście i rzadko się widują. Brahms pisze, że był na koncercie i dodaje: "Ale byś się ubawiła..." i zaraz informuje, że tempo w jakimś utworze ma być takie, a nie inne... Są więc te listy przede wszystkim zapisem wieloletniej, pięknej przyjaźni, trwającej do śmierci Klary. Ale dokumentują też spięcia między Klarą i Johannesem. Od takiej sytuacji rozpoczyna się koncert.

T. B.-K.: Tak. Zaczyna się od konfliktu, bardzo dramatycznie. Klara jest oburzona, czuje się dotknięta.

P. K.: Istotnie, szukając w ich korespondencji wskazówek wykonawczych, znalazłem w niej dramaturgię, którą napisały burzliwe niekiedy zawirowania ich długoletniej relacji. Nieporozumienie między nimi dotyczyło kwestii wydania "Dzieł wszystkich" Roberta Schumanna. Jednak z pierwszymi manuskryptami swoich utworów fortepianowych, które Brahms wysyła Klarze, konflikt ustaje, pozostają tylko pozytywne emocje.

T. B.-K.: Więc jednak muzyka rodzi emocje?!

P. K.: One są w jej wnętrzu, trzeba je dopiero wydobyć, aby mogły zostać odebrane.

T. B.-K.: Ale bywa muzyka, która tych emocji nie budzi. Myślę, że to zależy od wykonania. Ty grasz w absolutnym skupieniu, wydaje się, że jesteś nieemocjonalny. Ale we mnie, kiedy słyszę i widzę, jak grasz, budzą się emocje, które chcę wyrazić słowami.

A dominującą emocją jest tu smutek...

P. K.: Te kameralne utwory zamykają życie Brahmsa. Pisał te drobiazgi wyłącznie dla siebie. Nazywano je "monologami przy fortepianie", on w nich "gada"- mądrze, choć bardzo subiektywnie. Sam kompozytor mówił, że są to "kołysanki jego bólu".

T. B.-K.: To smutek przeróżnych niespełnień, niezwyczajny, zabarwiony melancholią, czasami przytłumiony fajerwerkiem temperamentu, wybuchem emocji, ale tak naprawdę będący oczekiwaniem. Smutek z powodu niespełnionych marzeń, nieosiągniętych celów.

P. K.: Czy to nie dziwne? Wielki kompozytor na trzy lata przed śmiercią komponuje muzykę pełną niespełnień!

T. B.-K.: Ale on nie użala się nad sobą". To smutek, że wszystko trwa tak krótko, że chciałoby się więcej. Chodzi o to, że całe życie dążysz do ideału i to się nie udaje. Stąd smutek.

P. K.: To zagadka spełnionego kompozytora, który pisze kołysanki niespełnień. I muszę się zgodzić z Tobą, że te intymne zwierzenia Brahmsa wyrażają zarazem najskrytsze i najprawdziwsze emocje, a ja przywołałem wcześniej opinię Lutosławskiego prowokacyjnie.

Służba sztuce zawsze oznacza dążenie do ideału. Pani - wybitna aktorka, Pan - uznany pianista - czy udało się Państwu poczuć kiedyś bliskość tego absolutu?

T. B.-K.: Bywają takie rzadkie chwile. To jest iluminacja. Wiesz, że to się zdarzyło, czujesz to i masz świadomość, że nie zdążysz tego zatrzymać.

P. K.: Zgadzam się, że te chwile zdarzają się bardzo rzadko. Reszta to oczekiwanie i dążenie...

Andrzej Wajda powiedział, że wszystkie postaci obdarza Pani zawsze szlachetnością i dobrocią, bo jest Pani przekonana, że ludzie są z natury dobrzy. Czy ta Pani wiara w dobro człowieka nie jest dziś za często wystawiana na próbę?

T. B.-K.: Ja naprawdę myślę, że ludzie są dobrzy. Nawet Klitajmestrę czy Medeę do zbrodni popchnęła bardziej rozpacz niż zło, czy chęć zemsty.

Potrafiłaby pani żyć bez przekonania, że ludzie są dobrzy?

T. B.-K.: Wielki aktor Juliusz Osterwa powiedział, że "Bóg stworzył teatr dla tych, którym kościół nie wystarcza".

P. K.: Ja odniósłbym to stwierdzenie również do muzyki. Muzyka jest dowodem na istnienie Boga.

WARTO WIEDZIEĆ

Klara Schumann (1819-1896) - pianistka, żona kompozytora Roberta Schumanna.

Johannes Brahms (1833-1897) - wybitny niemiecki kompozytor romantyczny, dyrygent. Przyjaźnili się przez ponad 40 lat. Nie jest pewne, czy to nieszczęśliwa miłość do Klary Schumann sprawiła, że Brahms nie założył rodziny.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji