Artykuły

Teatr - nasze lustrzane odbicie

- Bardzo bym nie chciał, żeby Teatr Powszechny stał się teatrem jednej idei. To by była śmierć tego teatru - mówi JAN BUCHWALD, dyrektor naczelny i artystyczny Teatru Powszechnego im. Zygmunta Hübnera w Warszawie.

Rozmowa z Janem Buchwaldem, dyrektorem Teatru Powszechnego im. Zygmunta Hübnera w Warszawie.

Trwa remont, a teatr mimo to funkcjonuje, przedstawienia się odbywają, Pan dyrektoruje w baraczku

- Baraczek, a raczej kontener, nie jest zły, jest w nim ciepło, nawet przytulnie. Trochę ciasno. Remont był upragniony, konieczny i oczekiwany od lat. Także modernizacja budynku. Miasto Warszawa przeznaczyło na to odpowiednie pieniądze i zaczął się ośmiomiesięczny remont. Ważne, że udało nam się, dzięki życzliwości i solidarności warszawskiego środowiska teatralnego, nie przerwać działalności teatru, co byłoby, oczywiście klęską. Oznaczałoby to zerwanie kontaktu z publicznością, a wiadomo, że odtwarzanie potem takich więzi nie jest proste i musi potrwać. Poza tym dzięki temu, że stale gramy gościnnie, udało nam się uniknąć katastrofy, jaką stanowiłoby rozproszenie zespołu. Budowanie go od nowa byłoby niesłychanie trudne i czasochłonne. Oczywiście, można znaleźć i zatrudnić aktorów, ale przecież to nie o to chodzi. Przynajmniej nie tylko.

Tendencje, żeby zamknąć teatr były?

- Tak, bo to najprostsze. Mówiono, że wtedy spokojnie się ten remont przeprowadzi.

Tak, tylko znając nasze realia, nie wiadomo, czy po remoncie w tym budynku byłby nadal Teatr Powszechny

- Właśnie. Na szczęście udało się to wszystko tak zorganizować, że cały czas działamy, przedstawienia są grane w różnych warszawskich teatrach oraz w Klubie Dowództwa Garnizonu Warszawa. Jeszcze raz podkreślam, że jest to możliwe dzięki solidarności środowiska. Zwróciłem się z prośbą do dyrektorów teatrów warszawskich, by na czas remontu udostępnili nam swoje sceny. I gramy w Ateneum, w Teatrze Dramatycznym, w Teatrze na Woli, w Teatrze Studio i Syrena

Taka solidarność jest w dzisiejszych czasach zjawiskiem dość unikalnym

- Tym jest to cenniejsze. To dla teatrów, które nam udostępniają swoją scenę nie jest przecież proste. Gdy my u nich gramy, oni nie grają. To bardzo ładny gest wobec naszego teatru. Niemal symboliczny.

No, świadczy o tym, że jednak nie wszystko sczezło

- I to napawa optymizmem. Dyrekcja, jak Pani widzi, funkcjonuje w baraczku, dookoła trwa budowa, huczy, brzmi i błyska, demontowane są wszystkie instalacje. Ja patrzę na to z boku. Na szczęście. Nie uczestniczymy w remoncie - przeprowadza go Stołeczny Zarząd Rozbudowy Miasta. Oczywiście, z nami uzgadniane są wszystkie szczegóły remontu, ale tylko tyle.

Ale kask u Pana w gabinecie wisi?

- Tak, gdyż chodzę po budowie, przyglądam się, czasami zauważam coś, co jeszcze można lekko skorygować.

A po remoncie będzie to nowoczesne cacko?

- W pewnym sensie tak. Najbardziej zmodernizowana zostanie scena średnia, która stanie się Sceną 200. Nie będzie, jak dotychczas Sceny Dużej, Małej, Garażu itd. Będą trzy sceny: 100, 200, 300, a ich nazwy oznaczają po prostu ilość miejsc na widowni. Dotychczasowa nasza mała scena, kameralna, półokrągła nie dawała możliwości inscenizacyjnych na dzisiejszą miarę. Po modernizacji będzie to przestrzeń studyjna, o powierzchni 260 metrów kwadratowych, wysokości 6 metrów bardzo starannie wyposażona w wyciągi, nowoczesne reflektory, porządną akustykę itd. Stworzy to znaczne możliwości inscenizacyjne. Widownia zostanie ustawiona na stromo wznoszących się ruchomych podestach, co da możliwość jej przesuwania, przestawiania, tworzenia dowolnego w zasadzie układu publiczności i sceny. Dzisiejszy teatr coraz bardziej ucieka od iluzyjności, szuka bliskiego kontaktu z widzem. I tu będzie to możliwe. Scena 200 zostanie wreszcie akustycznie oddzielona od reszty teatru. Do tej pory na Małej Scenie słychać było muzykę ze Sceny Dużej i odwrotnie. Poza tym publiczność, która szła na Małą Scenę o 19.30 była proszona o zachowywanie się cichutko, gdyż na Dużej Scenie od pół godziny już trwał spektakl. To był po prostu koszmar! Teraz trakty dla publiczności na każdą z trzech scen będą niezależne. Tym samym równolegle będą mogły trwać trzy przedstawienia.

Scena Duża, czyli Scena 300 de facto ma 378 miejsc, na tym etapie remontu teatru w zasadzie nie ulegnie zmianie. Być może za kilka lat Jest projekt, żeby zlikwidować balkon i zrobić jednorodną widownię lekko wznoszącą się do góry. To będzie korzystne, gdyż z ostatnich rzędów balkonu nie widać tego, co się dzieje na proscenium. Nasza scena jest dość płytka, więc lubimy wysuwać akcję na proscenium.

Po remoncie na trzech widowniach jednocześnie będzie mogło przebywać prawie 600 osób!

Powstanie mini-kombinat teatralny?

- Niemalże. Oczywiście, to jest duże wyzwanie repertuarowe i organizacyjne, ale skoro radziliśmy sobie - zupełnie dobrze - w warunkach niemal partyzantki, to teraz tym łatwiej sobie damy radę. Dodam też, że zostaną wymienione wszystkie instalacje, więc w klimatyzowanych salach będzie wreszcie ciepło i widzowie w zimie nie będą siedzieli w czapkach, szalikach i rękawiczkach, jak się do tej pory zdarzało. No i gdy na zewnątrz pada deszcz, woda nie będzie kapała ludziom na głowy.

A bufet, to serce teatru?

- Będzie piękny! Nasz bufet był nieco zapyziały, teraz będzie eleganckim miejscem, w którym będzie się podawało porządną kawę z ekspresu w porcelanowych filiżankach, kieliszek alkoholu To będzie możliwe dzięki rozbudowie zaplecza. Wreszcie będzie spełniało wszelkie normy i wymogi.

A garderoby?

- Garderoby będą miały lepsze wyposażenie i, oczywiście, będą odnowione.

Kiedy to wszystko będzie?

- Teatr ma być oddany do użytku w połowie kwietnia 2010. Jeżeli faktycznie otworzymy teatr w kwietniu 2010, to minie niemal dokładnie 35 lat od chwili otwarcia Teatru Powszechnego przez Zygmunta Hübnera po poprzedniej modernizacji.

A nowe życie artystyczne teatru?

- Po Nowym Roku zaczniemy próby trzech przedstawień na nasze trzy sceny, żeby na przełomie kwietnia i maja 2010 nastąpił wysyp premier. Na Scenie 300 zostanie wystawiony "Zły" Tyrmanda. Scenariusz napisał Wojciech Tomczyk, ja to reżyseruję.

Skąd Tyrmand?

- Po pierwsze jest to świetna książka. Po drugie chcemy, by remont naszego teatru stał się zarazem także w pewnym sensie symbolicznym odnowieniem, przypomnieniem, oblicza tej części Warszawy, pokazaniem oblicza Pragi, na której coś się dzieje, coś się zmienia, a relikty dawnej warszawskiej Pragi odchodzą w niebyt. Więc - stara Warszawa jako temat. "Zły" to fenomen tej literatury, o której dzisiaj mówi się: "kultowa". Chcemy zrobić przedstawienie o tym, jak my dzisiaj tę powieść czytamy, czyli powyciągać pewne wątki, trochę się tym teatralnie pobawić, trochę wysnuć pewne myśli. Teatr zmierzy się z pewnym mitem, co więc z tego zostało? Co jest warszawskie? Co jest nasycone? Co jest jakimś marzeniem? Co puste? Tego rodzaju książki są stale popularne. Dlaczego? Bo mówią o wiecznym pragnieniu człowieka, żeby było dobrze, żeby było sprawiedliwie, żeby wygrywało dobro, a zło było karane i piętnowane.

Na Scenie 200 najprawdopodobniej przygotujemy adaptację powieści Alberto Moravii "Konformista" - tym się zajmuje reżyser Marek Fiedor. Bardzo ważna książka, mówiąca o kresie niewinności, o odpowiedzialności moralnych wyborów. Wydaje mi się to bardzo ciekawe z punktu widzenia badania kondycji etycznej współczesnego człowieka.

A na Scenie 100 zrobimy na początek benefis naszej koleżanki, Elżbiety Kępińskiej, która obchodzi w tym sezonie 50-lecie pracy artystycznej i jest z naszym teatrem związana od 35 lat. Wystąpi w duecie z Joanną Żółkowską w poststrindbergowskim tekście skandynawskim "Salamandra", w reżyserii Adama Guzińskiego Autorem jest Niklas Radström . Ostre spięcie dwóch kobiet, bardzo gęsty psychologicznie, kameralny, duszny temat. Tak naprawdę ta maleńka scena to będzie scena eksperymentu i debiutu. Następne przedstawienie - już w duchu sceny - to spektakl oparty na tekście Sylwii Plath "Trzy kobiety". Reżyserować będzie młoda reżyserka Weronika Szczawińska.

To zupełnie nie w trendzie lekko, łatwo, przyjemnie

- Zupełnie nie, ale myślę, że ciekawie i publiczność będzie do nas przychodzić. Ludzie chcą być zabawiani, ale nie stale i wciąż i nie wyłącznie.

Drugie przedstawienie na Scenie 200, która jest trochę naszym oczkiem w głowie, to autorski spektakl młodego reżysera, Michała Siegoczyńskiego, którego sposób widzenia teatru i myślenia o teatrze jest bardzo interesujący. Będzie realizował własny autorski projekt "CasaBlanca Generation", który opiera się na micie filmu "Casablanca" z Humphrey`em Bogartem i Ingrid Bergman, ale mówi o współczesnym pokoleniu, które się mierzy z rzeczywistością, uczuciami, bezideowością itp.

Repertuar jest interesujący

- Chcemy robić teatr, który byłby nawiązaniem do tego, co Zygmunt Hübner tu zawsze robił. Teatr, w którym chodzi o sprawy ważne, czyli teatr mówiący o wolności człowieka, o etyce, miłości, ideałach, wartościach.

Czy powrócą "Rozmowy z premierą w tle"?

- Oczywiście. Ten nasz cykl intelektualnych debat zdobył już swoją publiczność i jej uznanie. Przychodziło na te nasze rozmowy ok. 200 osób, były żywe dyskusje, gościliśmy wybitnych uczestników panelowych dyskusji.

Nie były to analizy sztuk oczywiście, ale podejmowano temat, który stanowił jakieś myślowe zaplecze przygotowywanego przedstawienia i stawał się on osią rozmów. Prawdziwego dialogu, bez pośpiechu, bez natrętnego przerywania sobie, jak w telewizji. Będziemy przed kolejnymi premierami przygotowywali takie spotkania. Współpracowaliśmy w tym zakresie z Collegium Civitas i to będzie kontynuowane.

Jak Pan widzi konkurencję?

- Trzeba sobie swój własny chodnik wyrąbywać. Jeżeli będziemy wystarczająco wyraziści, czyli będziemy mieli własną linię charakteru, która polega na wielu rzeczach: na odpowiednio skomponowanym zespole aktorskim, na szacunku dla publiczności, repertuarze, zestawie tematów, które podejmujemy, wizerunku itp., to mam nadzieję, że publiczność będzie chciała się z nami nadal spotykać. Nasz styl jest rozpoznawalny, mamy swoją widownię, więc chyba damy radę. Zawsze w teatrach są okresy gorsze i lepsze, jeśli chodzi o ilość widzów. Nasza oferta, jak mi się wydaje, jest na tyle zróżnicowana, i profesjonalnie przygotowywana, że publiczność znajdzie tu miejsca dla siebie i będzie nadal lubiła ten teatr tak, jak do tej pory. Zwłaszcza, że Praga jako warszawskie miejsce w ostatnim okresie bardzo zyskuje, tu się dużo dzieje, ciekawie się dzieje i właśnie tu ściągają artyści z drugiej strony Wisły. Przyciąga ich atmosfera, to mieszanie się starego z nowym, te specyficzne smaczki, które są czymś żywym, a nie tylko dekoracją. Praga ma swój zapach, swoją specyfikę, klimat. Jest tu wiele teatrów offowych, otwartych pracowni plastycznych itp. A w ogóle konkurencja, gdy przestrzega się w niej zasad etyki, jest rzeczą zdrową. Bardzo często chodzę do teatrów, lubię oglądać przedstawienia i nie dostaję zapalenia wątroby, gdy widzę czyjś świetny spektakl. Mogę po cichu trochę zazdrościć, ale nigdy nie zawiszczę.

Nie szermuje Pan nieustannie twarzami aktorów serialowych

- Ci aktorzy także są u nas w teatrze, ale scena i telewizja serialowa to zupełnie odmienne światy. Popularni w serialach aktorzy, na scenie wykonują zadania, które stawia przed nimi teatr artystyczny. To jest jakby inna strona zawodu. Myślę, że wyrobionych teatralnie widzów to zaciekawia. W naszym zespole są po prostu dobrzy aktorzy, niektórzy wybitni, jest sporo zdolnej młodzieży i serialowa popularność aktora nigdy nie stanowiła dla nas kryterium przyjęcia danego aktora do zespołu.

Niełatwo jest dzisiaj znaleźć dobrego i interesującego młodego reżysera. Jak ta sytuacja wygląda w Powszechnym?

- Dużo reżyserów opuszcza szkoły teatralne, ale... W porównaniu z naszym pokoleniem ci młodzi reżyserzy są odważniejsi, są bardziej otwarci, nie mają tego ezopowego myślenia, że trzeba coś powiedzieć przez coś itp. Są od tego wolni. Z drugiej strony zdarza się, że młody reżyser przychodzi do nas i mówi, że chciałby zrealizować jakiś tekst. Tekst znam, ciekawy, więc pytam: co Pan/Pani chciałby osiągnąć, co powiedzieć widzom? I tu zdarza się często, że mój gość odpowiada: jeszcze się nad tym nie zastanawiałem. Nie potrafią wyeksplikować powodu, dla którego chcą daną rzecz zrobić, nie ma w nich wewnętrznego przekonania, że mają coś tym tekstem do powiedzenia. Jak mówił nasz patron, Zygmunt Hübner, teatru nie robi się dla własnej przyjemności, ale dla widzów. I coś od siebie, indywidualnie, nawet intymnie trzeba im powiedzieć, rozsypać przed ich oczami coś, co przyciągnie ich uwagę, podsunie mu pewne pytania, zainspiruje refleksję, zostawi margines, gdzie widz sam poszuka odpowiedzi. Aby to było możliwe, trzeba mieć coś do powiedzenia.

Teatr dzisiejszy szuka swojej tożsamości - nie tylko u nas, na świecie także. Nie jest już iluzją świata, staje się jakąś rozmową, aktorstwo jest kreacją, ale też dzieleniem się własnym światem. W Polsce teatr po zmianie ustroju był pogubiony, długo szukał swojego miejsca i znajdował jakieś doraźne rozwiązania, które nie wychodziły poza ową doraźność, codzienność taką wprost z ulicy, ze sklepu, z klatki schodowej. Powtarza się jak mantrę, że Zygmunt Hübner uprawiał teatr polityczny i zaczęto mówić o tym, że obecny Teatr Powszechny powinien być także teatrem politycznym. Ale co to znaczy dzisiaj teatr polityczny? Dla mnie teatrem politycznym był teatr Piscatora. A teatr polityczny Hübnera w PRL- u polegał tylko na tym, że jak się mówiło na scenie słowo "wolność" albo "prawda", to przedstawienie stawało się "polityczne". Każdy mówił: acha, to jest ta prawdziwa prawda i prawdziwa wolność, a nie ta z gazet. A dzisiaj teatr polityczny? Czy miałoby to być opowiadanie się za jakąś opcją polityczną? Ideą? Racją? Po co teatr miałby się włączać w polityczne swary międzypartyjne? Bardzo bym nie chciał, żeby Teatr Powszechny stał się teatrem jednej idei. To by była śmierć tego teatru. Każdego innego również. Moim zdaniem Teatr nie musi być trybuną do ogłaszania poglądów politycznych. Po każdej stronie myśli społecznej i politycznej jest człowiek, który kocha, czuje, ma jakąś wrażliwość, mądrość, problemy egzystencjalne itd. Ważne jest to, co wpływa na człowieka, na jego postępowanie, na kształtowanie jego postawy. Co go wyposaża w jakieś możliwości trwania, gdy rzeczywistość napiera na niego ze wszystkich stron? Gdzie jest jądro jakichś zasad, które człowieka zakotwiczają w obecnej rzeczywistości? Gdzie jest constans? Jakie są granice kompromisu? O tym przede wszystkim chcemy w naszym teatrze rozmawiać. Ale, jeżeli ktoś pragnie robić teatr na przykład lewacki czy prawicowy - proszę bardzo. Dla nas ciekawy w teatrze jest człowiek i jego kondycja. W teatrze, ze swoim bagażem doświadczeń, w bohaterach dramatu i w teatralnej rzeczywistości przeglądamy się jak w lustrze.

Dziękuję za rozmowę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji