Tupilak przynosi nieszczęście
Tupilak - mała dziwna figurka obdarzona niezwykłą mocą. Według wierzeń ludów grenlandzkich może zamieszkać w każdym człowieku. Wtedy życiem zacznie rządzić chaos, a nieszczęścia staną się nieodzownym wyznacznikiem wszelkich poczynań. To wyobrażenie, ale i magiczne wierzenie stało się częścią filozoficznego przesłania sztuki Pera Olva Enquista, której polską prapremierę przygotował Teatr "Wybrzeże". Pierwszy spektakl z udziałem autora zaprezentowano w piątek 31 maja na Scenie Kameralnej.
"Poznać strach albo tupilak, albo Senja" to opowieść, która ma autentyczną kanwę. Swego czasu głośna była w Szwecji sprawa morderstwa prostytutki, w którą zamieszani byli dwaj lekarze.
Kobietę zmasakrowano i nigdy nie udało się ustalić, co się naprawdę stało, choć wyroki zapadły. Historię tego zdarzenia relacjonuje w sztuce Śledczy (Stanisław Michalski), który pełen jest beznamiętnej obojętności. Pojawia się w domu pozostałych bohaterów sztuki jak człowiek znikąd chociaż urzędowy, jak przysłowiowy zwiastun złej nowiny. Śledczy też będzie lektorem Listu św. Pawła do Koryntian. Treść przekaże bez żadnej interpretacji. Jakże inna, a przez to i porażająca w swej bezradności, w którą zabrnęła, jest Senja - główna bohaterka sztuki, gra ją Dorota Kolak. "Poznać strach..." to opowieść o kobiecie dojrzałej, która w swym 42 roku życia znalazła się na zakręcie. Nie układa jej się życie osobiste. Mąż (Krzysztof Matuszewski) odchodzi, ponieważ porozumienie wydaje się już niemożliwe. Nic ich nie łączy, a wszystko praktycznie dzieli, choć wspomnienie miłości tkwi mocno. Senja nie potrafi więc pogodzić się z decyzją. Zieje nienawiścią w scenach kłótni. Pozornie mocna i cyniczna, co chwilę połyka łzy i to nie tylko, gdy szuka pocieszenia u boku umierającej matki. Tę postać znakomicie wykreowała Halina Winiarska. Bardzo sugestywnie nakreślona została niezwykłość relacji między umierającą matką a córką. To mistrzowski fragment sztuki zarówno w warstwie tekstowej jak i inscenizacyjnej. Niestety, generalnie tekst Enquista wydaje się przegadany, nasycony słowami, które niepotrzebne były dramatowi. Osłabiło to siłę wymowy utworu i choć reżyser Krzysztof Babicki twierdził przed premierą, że jest to najpełniejszy utwór Enquista, zawierający wszystkie wcześniejsze przemyślenia autora "Godziny kota", "Nocy trybad" czy "Z życia glist", to jednak wydaje się, że ta sztuka umyka rygorom scenicznej klarowności. Autor znakomicie zawiązuje akcje, tworzy napięcia pomiędzy postaciami, ale nie bardzo radzi sobie ze sprowadzeniem postaci ze sceny. To jest z pewnością mankamentem sztuki, której kameralność wymagałaby żelaznych i konsekwentnych reguł.
Dorota Kolak udowodniła, że jest aktorką bardzo zdyscyplinowaną i sugestywną. Bardzo podobał mi się w tym przedstawieniu Jarosław Tyrański w roli K, czyli podejrzanego o udział w morderstwie lekarza, a także prześladowcy Senji. Jego propozycja zagrania roli wyciszonego szaleńca, przerażonego, pogrążonego człowieka jest sugestywna. Dość dawno nie oglądaliśmy Tyrańskiego na scenie. Ten powrót jest bardzo dobry, a rola dojrzała. Krzysztof Babicki chciał być wierny tekstowi Enquista. Natomiast Andrzej Głowiński skomponował muzykę dobrze osadzoną w klimacie opowieści o strachu, zagubieniu, nieszczęściu. Jej oryginalność melodyczna stanowi znaczące tło. Niestety, nie podobała mi się propozycja scenograficzna Juha Lukali - zbyt dosłowna, ale i nijaka. Kostiumy, które dostosowywała do przedstawienia Anna Rachel, pochodziły z salonu mody męskiej, sponsorującego spektakl. Taki cytat z codzienności również mnie nie zachwycił.
Nowa sztuka Enquista sprawdzać będzie się przez najbliższe tygodnie na scenie. Jeśli widzowie będą chcieli po obejrzeniu spektaklu rozmawiać o wszystkich odcieniach strachu, autor osiągnie zamierzony efekt.