Wakacje z duchami
Dramat "Poznać strach albo Tupilak albo Senja" nie ma nic wspólnego z popularnymi horrorami i kryminałami. Pod pretekstem kryminalnej opowieści Enquist stawia podstawowe pytanie o miejsce zła w życiu człowieka. W bezpiecznym i jałowym życiu czterdziestoletniej Senji (Dorota Kolak), producentki radiowych bajek, pojawia się nagle zagrożenie. Codziennie Senja odbiera telefony od nieznanego mężczyzny, który nalega na spotkanie. Nieznajomy zna wiele szczegółów z jej życia, ma też jej fotografię. Życie Senji wchodzi w punkt zwrotny: rozpada się jej małżeństwo, umiera matka. Senja podejmuje wyzwanie i przyjmuje mężczyznę, zwanego w sztuce K. Znajomość trwa i zmienia się w uczucie. Tymczasem coraz więcej wskazuje na to, że mężczyzna - lekarz w Zakładzie Psychiatrii Sądowej - jest zamieszany w serię makabrycznych morderst.
Jest to inny Enquist niż ten, którego znamy z "Nocy trybad" czy "Z życia glist" - odsłaniający brudne życie prywatne wielkich twórców: Strindberga i Andersena. "Tupilak" jest sztuką metafizyczną. Nieznajomy, który wpada w życie Senji i burzy je, porównany jest w tekście do eskimoskiej magicznej figurki tupilaka, rodzaju pałuby, która przynosiła nieszczęście. Enquist pyta: jak zaakceptować zło w sobie i przetrwać, nie niszcząc siebie.
Z tej wieloznacznej i otwartej sztuki Krzysztofowi Babickiemu udało się wyeksponować jeden wątek, to jest melodramatyczną historię rozpadu małżeństwa, które w finale się niespodziewanie godzi. Całe przedstawienie opiera się na dobrej roli Doroty Kolak, przypominając miejscami rozbudowany monodram. Podczas gdy jej partnerzy pozostają beznamiętni, Kolak spokojnie, scena po scenie, rysuje portret znerwicowanej, zawiedzionej kobiety, która gorączkowo zaczyna szukać moralnego ładu w swoim życiu. Rozkleja się, gdy odchodzi mąż i umiera matka, potrafi jednak być silna w stosunku do Nieznajomego, którego traktuje jak duże dziecko: podaje mu telefon do ręki, przykrywa kocem.
Wiele zależało od postaci K. Jarosław Tyrański gra katatonika, który prawie nie reaguje na innych. Trudno pojąć jak jego obecność mogła zmienić cokolwiek w czimkolwiek życiu, nie mówiąc już o wywoływaniu strachu.
Spektaklowi brakuje napięcia, którego nie tworzą ani przeciągłe dźwięki wibrafonu, przypominające podkład do dziecięcego horroru "Wakacje z duchami", ani komentarze zasępionego Śledczego - narratora (Stanisław Michalski). Sterylna dekoracja - kilka prostych mebli i szpitalne, mlecznobiałe szyby - odbiera przedstawieniu resztę życia. Jeżeli intencją realizatorów było pokazanie, że w sterylnej i bezpiecznej Szwecji także zdarzają się dramaty rodzinne, to zamiar się powiódł, ale po co od razu dreszczowiec?