Trzy siostry
Zamierzenie niezwykle trudne - wiemy, że konfrontacja sceniczna wielu wybitnych utworów Antona Czechowa często kończy się niepowodzeniem, wiemy również, że stopień trudności wzrasta, gdy myśli się o realizacji telewizyjnej. Wielkość planów i wątków - a tak właśnie jest w "Trzech siostrach" - specyficzna nastrojowość, subtelna ironia, delikatny, ulotny humor, tworzą klimat sztuki, który konsekwentnie rozegrać nie jest łatwo. Z dziesiątek scen, drobnych spięć, słownych i charakterologicznych potyczek postaci tej sztuki, musi wyrosnąć obraz tego świata, w którym jest źle. Musi to być dostatecznie umotywowane, choćby dlatego, byśmy rozumieli, że owa tęsknota za Moskwą jest tu czymś więcej, niż potrzebą zmiany miejsca zamieszkania.
Nie pora tu na szerszą analizę tej urzekającej materii dramaturgicznej. Trzeba jednak dać wyraz uczuciu zawodu wobec tej próby, jaką podjął JERZY ANTCZAK w Poniedziałkowym Teatrze Telewizyjnym. Wszystko tu się rozsypało na cząsteczki, wszystko uległo jakiemuś przewartościowaniu, wypaczeniom. Zaginął urok, a nawet głębszy sens sztuki. Co dziwniejsze - nawet chwilami na dalszy plan zeszły tu losy tytułowych bohaterek. Niemal wszystkim wykonawcom przyznano tu jakby równe prawa, równy czas emisji, dłużące się sekundy na przeróżne portretowe zbliżenia, na wygrywania nastrojów. Ginęło tło i ginęła niejednokrotnie motywacja czynów i słów. Odbiło się to niewątpliwie niekorzystnie na aktorskiej interpretacji. Praca reżysera zresztą była niekonsekwentna, nie nadążała niejednokrotnie za akcją, krzywdziła często aktorów przez nadmierne eksponowanie gry ich twarzy.
Przedstawienie nadane było bezpośrednio ze studia, czas jego trwania wydłużył się niepomiernie. Spośród aktorów, a było ich wielu i często znakomitych, konsekwentne postacie stworzyli: BRONISŁAW PAWLIK jako Kułygin, TADEUSZ FIJEWSKI jako Doktor - wiele uroku miała też JOLANTA WOŁŁEJKO w roli Iriny.
Scenografię zaprojektował JERZY MASŁOWSKI.