Artykuły

Rewia viva!

Jeszcze nie mieli miejsca na rewię, a on oczarował - balet, krawcowe, kompozytorów. Pracowali, jakby premiera miała być jutro - o ROBERCIE SZYMAŃSKIM i jego poznańskim Teatrze Viva pisze Grażyna Korzeniowska.

Od tajemnicy podwodnego świata po szalony karnawał w Rio - tempo zmian obrazów i nastrojów zapiera widzom dech w piersi.

Jestem najszczęśliwszym facetem w Polsce, bo wszystkie dziewczyny wybrała mi... żona - śmieje się Robert Szymański.

Dziewczyny są piękne. Zgrabne. Szczupłe, ale broń Boże, nie anorektycznie chude. Wysokie: od 170 cm wzrostu. Żadna nie ma więcej niż 24 lata. Rozmiar stanika: miseczka B. Umieją tańczyć, a w pracy występują roznegliżowane...

Nie, nie, proszę państwa, to nie jest harem. To Teatr Viva. Teatr rewiowy.

- Jedyny teatr, w którym publiczność zasiada przy stolikach - jak zapowiada znany poznański aktor i niezawodny wodzirej w Vivie, Michał Grudziński.

Ale po raz pierwszy goście nie byli skorzy zasiadać przy stolikach. - Wahali się, czy mogą z powitalną lampką wina wejść do sali - wspomina Robert Szymański (37 l.), sprawca całego zamieszania, czyli Teatru Viva. - A potem poszła fama w miasto, że jest fajnie. Nie ma lepszej reklamy niż poczta pantoflowa - uśmiecha się.

Za kobietą

Jego wypieszczone dziecko - rewia - rodziło się dwa lata. Marzeniami kołysał je przez lat niemal 15. Ale tych marzeń by nie było, gdyby nie taneczna podróż Roberta za... kobietą.

Rozpoczął ją któregoś zimowego dnia, gdy Iwona powiedziała: "Dostałam angaż do Moulin Rouge! Jadę!" Jeszcze nie była jego żoną. Oboje tańczyli w Polskim Teatrze Tańca Ewy Wycichowskiej w Poznaniu. Rzucił wszystko - scenę, karierę, zarobki.

- W Paryżu zaskoczył mnie inny system pracy - wspomina Iwona Wojtkowiak (35 l.). - W Polsce nas kontrolowano, goniono do ćwiczeń. Moulin Rouge nikt nikogo do niczego nie zmuszał, ale wymagano najwyższego poziomu zawodowego.

Musiała nauczyć się samodyscypliny. Odpowiedzialności za siebie - człowieka, tancerkę. Oboje musieli się tego nauczyć.

Spotkali artystów, którzy o rewii wiedzą wszystko. Jedną z nich była Sophie Lelouche, tancerka, choreograf - mistrz w Casino de Paris. Udzielała porad, uczyła. Zaprzyjaźnili się, a gdy Robert Szymański przygotowywał swoją rewię w Polsce, stała się dobrym duchem przedsięwzięcia.

Po roku w Paryżu przyszły kolejne kontrakty. Jeździli po Europie. Występowali w musicalach, w rewiach.

- Spotkaliśmy wspaniałych artystów - powiada Robert. - A ja wszędzie podpatrywałem iluzjonistów.

W każdym variŽtŽs, prócz pięknych kobiet, nie może zabraknąć magii iluzji. W jego teatrze, o którym myślał coraz śmielej, też nie.

Na głęboką wodę

Tyle że, jak wspomina Szymański, nie miał pojęcia o sprawach menedżerskich, o zarządzaniu firmą. Rzucił się zatem na głęboką wodę. Półtora roku, kiedy już wrócili do Poznania, w różnych firmach uczył się zarządzania. Zdążył nawet być dyrektorem dużej firmy turystycznej. - Dzięki tym praktykom zacząłem realnie myśleć o własnej firmie.

- Jeśli nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze - powtarza wyświechtane, choć prawdziwe powiedzenie.

Zaczął sam. Inwestował własne pieniądze. Powoli szukał wspólników. Nie takich, którzy dadzą forsę i będą się przyglądać.

- Wszystkie osoby zaangażowane finansowo pracują w teatrze - wyjaśnia.

Rozmawiamy w trakcie pierwszego polskiego tournŽe Teatru Viva. Szymański, o wyrazistej twarzy okolonej długimi włosami, ma na sobie - chociaż do wieczornego spektaklu wiele godzin - rodzaj płaszcza w stylu renesansowym.

- To mój ulubiony kostium - tłumaczy. - Występuję w nim na scenie w numerze mojej ukochanej magii.

W życiu też udaje mu się czarować. Jeszcze nie mieli miejsca na rewię, a on oczarował - balet, krawcowe, kompozytorów. Pracowali, jakby premiera miała być jutro. Nie obyło się, rzecz jasna, bez awantur.

Pierwszy krok w rewię

- Wszyscy, łącznie z moją żoną, mieli mi za złe, że nie ma scenariusza - śmieje się Szymański. - A ja miałem go w głowie. Dokładnie wiedziałem, jaka ma być scenografia, światła, jak ma wyglądać scena, ile czasu trwają poszczególne utwory. Albo kiedy balet występuje w maskach, tyle że tancerki o tym nie wiedziały i uważały, że choreografia jest... dziwna.

Iwona rano doglądała kostiumów, które sama projektowała, a wieczorem biegła na próbę z baletem.

Szymańskiego nie zniechęcał brak pieniędzy, snu, czasu dla rodziny, bo na świat przyszły dzieci. Dziś 7-letni Aleksander i 5-letnia Aleksandra już szykują się na następców rodziców. Olek ćwiczy akrobację, a Ola, w różowych baletkach, naśladuje ruchy baletnic.

18 września 2004 roku to jedna z najważniejszych dat jego życia. To premiera spektaklu "Hello Viva!!!". Jego przepych, piękno i perfekcja tancerek, tempo zmian obrazów i nastrojów: od tajemnicy podwodnego świata po szalony karnawał w Rio - zapiera widzom dech w piersi.

Najdłuższy kankan w Europie - jak reklamuje Szymański - trwający 5 minut, podrywa z krzeseł nawet niezbyt fanatycznych wielbicieli tańca. "To już koniec?", pytają ze smutkiem widzowie, gdy zapada kurtyna.

Nie. Robert Szymański i jego zespół zapewniają, że to dopiero pierwszy krok w rewię.

Teatr Viva

- największa rewia w Polsce

- przez dwa lata spektakl "Hello Viva!!!" przygotowywało niemal 100 osób

- uszyto 300 strojów

- użyto 8 tysięcy bażancich piór

- 5 kilometrów falban

- 200 tysięcy naszywanych ręcznie (!) cekinów.

- w programie m.in. parada piór, pokaz iluzjonistyczny, występy klauna i tańce z 5-minutowym kankanem

Na zdjęciu: próba spektaklu "Hello Viva!!!".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji