Wspaniały szał
Jaracz grał Adama. Oczywiście w "Pastorałce", której próby rozpoczęto w warszawskiej Reducie.
Zaczynał sztukę przebudzeniem się w Raju. Ale jeszcze nie otworzył oczu, kiedy Limanowski - Liman, jak go nazywano - przerwał mu.
- Stefan, ja nie widzę, nie czuję w tobie Adama - wołał pędząc na swoich krótkich nogach ku scenie.
Osterwa chciał go zatrzymać.
- Czekaj, on jeszcze nie zaczął - tłumaczył, ale Liman był już przy Jaraczu.
- Na co mam czekać, kiedy nic nie wychodzi! - krzyczał. - A ja przez Stefana muszę zrozumieć obudzenie się pierwszego człowieka.
- Przecie on nie powiedział jeszcze ani jednego słowa - mitygował go aksamitnym głosem Osterwa.
- Przed pierwszym słowem muszę zobaczyć gruby kawał martwej gliny, który nagle ożył i zobaczył świat! - huczał Liman. - Pierwszy człowiek po raz pierwszy otwiera oczy i pierwszy raz patrzy na świat. Mała historia!
Osterwa uspokoił Limana i ujął to technicznie.
- Może, Stefciu, dasz w tym spojrzeniu jakieś zdziwienie, oszołomienie.
Jaracz patrzał, słuchał uważnie i z przekonaniem kiwał głową, ale teraz Schiller przerwał swoim dźwięcznym basem wyjaśniając sprawę od strony intelektualnej.
- Tylko, panie Stefanie, tu nie chodzi, broń Boże, o zdziwienie realistyczne. Idzie o poczucie świata transcendentalnego. Nie zapominajmy, że jesteśmy daleko poza realizmem w świecie symbolów: Raj, drzewo, jabłko mają znaczenie, powiedziałbym, raczej ezoteryczne.
Osterwa przezornie ujął to prościej.
- Widzisz, Stefan, ty otwierając oczy patrzysz na wszystko, co istnieje na świecie. Dziwią cię wszystkie drzewa, kwiaty, głosy ptaków, dziwi cię cały świat i to co jest poza nim.
Biedny Jaracz z właściwą sobie pokorą słuchał wszystkiego, wszystkiemu przytakiwał i zaczął jeszcze raz.
Opuścił głowę i stał sztywno a nieporadnie jak martwy kloc z gliny, potem wstrząsnął nim dziwny dreszcz i zaczął powoli otwierać oczy, ale Limanowski przerwał znowu.
- Oddech! Pierwsze wciągnięcie powietrza w płuca to największy cud. Tlen, molekuły tlenu uderzają w czerwone ciałka krwi i rodzą życie. Ty, Stefan, musisz poczuć je w płucach.
Schiller zgodził się z Limanowskim.
- Oczywiście, że oddech musi poprzedzić wocyferację.
- Wocy-co? - zaniepokoił się Jaracz.
- Wocyferację, wydanie głosu, krzyk - wyjaśnił zakochany w obcych wyrazach Schiller i po namyśle dodał: Właściwie po tym oddechu powinna też nastąpić genufleksja.
Jaracz otarł pot z czoła, więc Schiller mruknął:
- Klęknięcie, panie Stefanie. Potem nastąpił długi wykład Limana o pierwszym oddechu dziecka, o wysiłku jego mięśni międzyżebrowych, o związku między wyrazami dech i duch, o hinduskiej pranie, o jogach i o zalecanych przez nich czterdziestu dwu sposobach oddychania.
Osterwa próbował przerwać, ale Jaracz zaprotestował.
- Nie, Julek. Niech Liman mówi. Ja, oczywiście, nie potrafię od razu zrobić tego wszystkiego - kawała gliny, pierwszego oddechu, związku między oddechem i duchem, metafizycznego oszołomienia i czterdziestu dwu sposobów oddychania - ale niech Liman mówi. Ja biorę wszystko w siebie, a jak to będzie we mnie, w jakiś sposób ujawni się.
Jaracz chciał zaczynać na nowo, ale z kolei przerwał mu Schiller. Bo nie można również pomijać malarstwa renesansowego. Adam i Ewa byli częstym u prerafaelitów tematem. Więc Stefan powinien też dać coś z tego, co jest na freskach Giotta w Padwie.
Na tym jednak nie skończyło się bo Limanowski chciał jeszcze wprowadzić stosowaną w średniowiecznych misteriach "orientację": dobro i Bóg muszą być po prawej stronie sceny a zło, szatan i wąż po lewej. Więc oczywiście Jaracz musi czuć to tak silnie, żeby przez niego odczuł to widz.
A po Adamie przyszła kolej na Ewę. Stała biedaczka przez cały czas w pantoflach na wysokich obcasach i przestępowała z nogi na nogę. Schillerowi psuło to obraz malarski, więc kazał jej próbować boso.
Pierwszy obraz "Pastorałki" trwał na scenie mniej niż dziesięć minut, a pracowano nad nim przez przeszło trzy tygodnie. Gdy przyszła kolej na Archanioła Gabriela, Matkę Boską, Świętego Józefa, Aniołów, Pastuszków, Heroda i Śmierć, zachodziła obawa, że "Pastorałka" zamiast na Boże Narodzenie będzie gotowa na lipiec. Tak źle nie było, ale kiedy po próbie generalnej trwającej trzy pełne doby, weszła na afisz, nie zeszła z niego do letnich upałów. Pastuszkowie oblewali się potem, gdy w ciężkich kożuchach wędrowali od Wieliczki do Pińczowa i przez Bielany, Głogów, Mogiłę, Skalmierz i Tyniec do Betlejem "w cichej Sarmacyji", by tańcem zabawiać Dzieciąteczko.
A Warszawa patrzała jak urzeczona. Bo było to przedstawienie, w którym każdy wyraz żył pełen życia i wszelkich możliwych znaczeń, każdy ruch skomponowany, każda nuta wypieszczona, a niewiele teatrów na świecie mogło poszczycić się takim pietyzmem dla sztuki. Stosowane w Reducie metody pracy wywoływały po warszawskich kawiarniach ostre spory. Krytyka była bolesna i często groźna, bo na czele ataku szli aktorzy "teatru starego", którzy pamiętali czasy, kiedy przygotowywano sztuki w ciągu tygodnia. Warszawa kochała teatr, który miała dotychczas, więc świetnie bawiła się plotkami o próbach w Reducie. To prawdziwy szał, protestowano, gdy Osterwa nieraz przez cały rok prowadził próby jakiejś sztuki.
Był to szał, ale szał wspaniały. Tak wspaniały, że ogarnął największego w Polsce reżysera Juliusza Osterwę, wspaniałego inscenizatora Leona Schillera i kochanego, choć trochę zwariowanego poetę Mieczysława Limanowskiego, a także wzbudzającego najwyższy podziw aktora Stefana Jaracza.