Artykuły

Nyczak gra Czechowa

WIERSZYNIN powiada w tej sztuce "diabelnie chce mi się żyć". Jest to zdanie-klucz do tego wielkiego dramatu. "Trzy sio­stry" zdążają w przyszłość, czekają beznadziejnie, ale wierzą. Jak wie­rzył Czechow, którego wizerunku do­mu Prozorowów nijak nie można wi­dzieć okiem łowcy obyczajów.

Janusz Nyczak przeniósł tę wiarę do Teatru Nowego w Poznaniu. Uwierzył - nie po raz pierwszy zresztą - że w sztuce ważny jest powrót do źródeł, że w teatrze liczy się litera­tura. I tym głębokim przekonaniem dzieli się z widownią. Oglądamy przedstawienie niezwykłej urody, konsekwentne, drobiazgowo logiczne, obfite świetnymi rolami. Oglądamy teatr prawdziwy, który nie wypiera się swoich ojców, tradycji.

Diabelnie chce mi się takiego tea­tru.

W teatrze Nyczaka życie toczy się powszednio. W podupadłym salonie prowincjonalnym trzy kobiety nazy­wają swoje sprawy stereotypowymi zdaniami: jest pogoda, umarł ojciec. Zegar bije, Masza pogwizduje, w ką­cie stoi zakurzone pianino - przypomnienie dawnych, świetnych lat moskiewskich. Z promiennym świat­łem (które, tak jak muzyka, odegra w spektaklu niebagatelną rolę, bę­dzie mrocznieć, kiedy ludzkie spra­wy się pogmatwają) kontrastuje nie­pokojąca nuda. Widz skłonny jest składać ją na karb teatru. Ale z upływem czasu będą zagęszczać się nastroje i klimaty, wikłać ludzkie za­leżności, odsłaniać coraz bardziej ludzkie charaktery, niejednoznaczne, wielorakie, uwikłane w świat i w siebie.

Nyczak jest reżyserem drobiazgo­wo logicznym. Sceny, sytuacje, nawet charakterystyki postaci wypły­wają z rzetelnego przemyślenia tek­stu. To dlatego tyle tu Czechowa. Nieskłamanego, nie naginanego do doraźnych intencji inscenizacyjnych.

Współtwórcami tego niewątpliwego sukcesu poznańskiego teatru są akto­rzy, zespół, o którym się wie, że jest unikalnym zjawiskiem polskiej sce­ny. Każda z ról jest szlachetną pro­pozycją, a wszystkie potrafią współ­brzmieć w zgodnej jedności, nie łamiąc melodii przedstawienia solo­wymi popisami. Uderzająca, na tle tradycji teatralnej, jest para Na­tasza - Andrzej. Ona, parweniuszka przecież, jest w ujęciu Hanny Kuliny beztrosko biologiczną, obdarzoną wdziękiem kobietką. Prostactwo ogła­dzone - to jest dopiero groza! On, brat trzech sióstr, płaci ogromną ce­nę za zgodę ma ten świat, jego pozorna safandułowatość jest efektem stałego kaleczenia wrażliwości An­drzeja. Wiesław Komasa dał tego stanu przejmujący wizerunek. Ludzki wymiar daje Oldze, zazwyczaj po­zowanej na damę z moskiewską przeszłością, Kazimiera Nogajówna - najstarsza z sióstr potrafi odnieść się do świata tylko ciepło i z wyrozumiałością. Masza inaczej, Masza Marii Maj gra kłębek uczuć. Jej fa­scynacja Wierszyninem (Tadeusz Drzewiecki) walczy z małżeńską ru­tyną (jako Kułygin Jerzy Stasiuk). Irina jest jeszcze dzieckiem (Graży­na Wolszczak). Tuzenbaeh - roman­tycznym młodzieńcem (Maciej Koz­łowski). Solony, ten prowincjonalny demon domu Prozorowów, w ujęciu Michała Grudzińskiego jest postacią niezwykle współczesną, naznaczoną stresami, kompleksami, nie wypowie­dzianą do końca, bo przecież nikt nie jest przeczytaną książką. Współcze­sność - paradoksalnie - jest zresz­tą silnie brzmiącym tonem tego przedstawienia. Paradoksalnie - bo owo Czechowskie "lento", powolność rytmu, wybrzmiewanie sensów, także zostało uchronione.

Wojciech Standełło - Czebutykim, Waldemar Szczepaniak - Fiedotik, Bolesław Idziak - Fierapont, Wan­da Ostrowska - Anfisa dopełniają tę partyturę o mniejsze a interesują­co zagrane partie.

Doktor w ,,Trzech siostrach" zapy­tany "Co Pan mi radzi na astmę?" powiada: "Nie wiem, zapomniałem". Nie znaczy to, że czas takich ludzi minął. Teatr przypomina w programie zdanie z Czechowa: "Zrozumcie wreszcie jak źle i nudno żyjecie".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji