Artykuły

Notes krakowski

Zganił mnie Bruno Miecugow w "Dzienniku Polskim" za poparcie pewnego projektu Krystyny Zbijewskiej. Otóż pani Krystyna, niestrudzona w pracy pisarskiej i społecznej, chciała, a raczej życzyła sobie, żeby ulicy Skarbowej zmienić nazwę i oddać ją pamięci Wojciecha Weissa. Miecugow uznaje zaś Skarbową z przyległościami za integralne śródmieście, a wiadomo, że w śródmieściu żadnych zmian ulic nie powinno się dokonywać, Po namyśle przyznaję publicyście rację. Przyznaję, a nawet ucieszyłem się, że i mnie, zamieszkującego peryferie Krupniczej, zaliczył do śródmieszczan.

Po tej naganie postanowiłem przy każdej okazji pogłębiać wiedzę o Krakowie. Zdarzyła się dobra sposobność: Wydawnictwo Literackie przysłało mi olbrzymią pakę książek, wiele z tych ksiąg dotyczy Krakowa. Nuże! Z przeczytanych świeżo rzeczy poleciłem sobie przede wszystkim, a teraz polecam Czytelnikom, "Związki Długosza z Krakowem". W książce Krystyny Pieradzkiej narracja toczy się nie tylko o sławnym historyku, ale oczom naszym ukazują się plastyczne kształty i dzieje naszego miasta. Widać wiec "od nowa" dzielnice, które kiedyś były osobnymi miastami... Kazimierz! "Pomiędzy Kazimierzem a Krakowem istniał już w 1335 roku Stradom. W 1419 przyłączono go do Kazimierza, zachował jednak samodzielne wójtostwo i ławników". Czy nie dokonywano zmian w nazwach ulic? Niechętnie, ale jednak. I tak na przykład św. Anna nie od razu przyjęła opiekę nad traktem, który codziennie wiedzie z domu do pracy. Tak, dziś św. Anny, a kiedyś, kiedyś była to ulica Żydowska. Wracam z redakcji zazwyczaj drogą okrężną przez Rynek, Floriańską i Michalika. Gdy mijam Rynek, cieszę się jako poczciwy radca, że zewnętrzny remont Sukiennic dobiega końca - martwię się, że wewnętrzny remont Wierzynka trwa bez końca. Po sławnej uczcie teraz ten najdłuższy na świecie remont ma szansę przejścia do historii... Ale czy wiecie tak naprawdę, kto to był ten legendarny Wierzynek? Czy nie warto dla precyzyjniejszej wiedzy jeszcze raz sięgnąć po dziełko Pieradzkiej? Cytuję: "Mikołaj Wierzynek był wprawdzie stolnikiem sandomierskim w l. 1342-1359, ale nie mógł być zarządcą dworu, ani dochodów z dóbr królewskich, ponieważ agendy te należały częściowo do wielkorządcy krakowskiego. Możliwe, że wydał ową sławną ucztę jako rajca z ramienia miasta". Brawo. Prerogatywy radnych miejskich bardzo się od czasów średniowiecza zmniejszyły, stwierdzam to kompetentnie jeszcze raz.

No, dość o Miecugowie i Długoszu - zobaczmy, co się dzieje aktualnie na przykład w teatrze tarnowskim. Otóż grają tam między innymi "Trzy siostry". I z Czechowem przyjechali do nas do Starego Teatru. Byłem. Był także Józef Maśliński, który przez cały czas trwania spektaklu dawał swój komentarz wprost w ucho redaktora Jerzego Bobera. Siedziałem obok, więc percepcję przedstawienia miałem nieco utrudnioną. W swoisty sposób "utrudnili" Czechowa także dwaj reżyserzy sztuki. Było aż dwóch reżyserów? Tak. W programie mamy wydrukowane przyczyny tej dwoistości. Przedstawienie "Trzech sióstr" idzie w Tarnowie od dawna. Reżyserował je początkowo Bogdan Hussakowski. Mijały miesiące i minęła część zespołu. Przyszli do teatru nowi aktorzy, trzeba było rzecz zrekonstruować Rekonstruował już nie Hussakowski, lecz Ryszard Smożewski. Rekonstrukcje nie zawsze się udają. I ta się raczej nie powiodła. Przedstawienie jest - śmiało można użyć tego określenia - nierówne. Są ładne, przekonywające fragmenty i jest całość bez owej typowej, czechowowskiej "kondensacji". Tomasz Mann, wielki Czechowa admirator, podkreślał jakże słusznie tę zaiste niezwykłą i skuteczną kondensację w dziełach autora "Stepu". Wróćmy jednak przez Tarnów do poniedziałkowego Starego Teatru. Przedstawienie ma kilka scen kształtnych i szlachetnych: zawsze, gdy na scenie Stanisław Elsner, grający barona Tuzenbacha. Konsekwentnie sprawę swą wewnętrzną zademonstrowała Danuta Jamrozy, kreująca rolę Olgi. Raczej aktorzy, nieliczni zresztą, przypomnieli nam o rodzaju sztuki, w której Czechów był geniuszem; sceny zbiorowe z winy reżyserów były nijakie, a niekiedy wręcz trywialne.

Z Tarnowa nie tak daleko do Czechowa. Gdy dobra pogoda, ot, po prostu duży spacer. Obejrzałem właśnie w Pałacu Sztuki wystawę i sądzę, że sporo pogodnych dni mieli nasi artyści zgromadzeni na imprezie "Plener Czchów 75". Przychwycił taki jeden, drugi słoneczny dzień Andrzej Sadowski, skojarzył słonce z dobrze znaną nam szosą, wiodącą do Nowego Sącza, i powstał obraz o uderzającej w samo serce wyrazistości. Jak mam nie chwalić teraz realizmu, skoro sam na niewielkie tylko mogę sobie pozwolić przechadzki. Więc mówię Warn, ta jasność drogi przez wieś, "ach, jakimż ona jest ukojeniem..." Cytat pochodzi z wiersza Stanisława Piętaka. Oczywiście, nie samą tylko jasność trawili artyści na swym zgromadzeniu, klucząc i pracując wśród ulic miasteczka, okolicznych wsi i okolic w ogóle. Maria Dulemba olśniewającą białość kapliczki otoczyła ciemnym granatem i ciemną zielenią. Potem na innym obrazie oddała urzekającą "Ciszę" w znowu mrocznym pejzażu. Aż w uszach dzwoni, tak cicho, taki spokój. Boże, daj nam co jakiś czas ten spokój! Obejrzałem także z wielką przyjemnością cykl subtelnych, ciepłych pejzaży Stanisława Karpika. Obejrzyjcie i Wy, Drodzy Czytelnicy, dobrze radzę. Radzę dobrze, bo kto wie, czy przykra zima, która z końcem listopada dała nam po krzyżu, nie skaże nas na długą tęsknotę za słońcem i wszelką jasnością i wszelką subtelnością. Żartów nie ma - aż do kwietnia. A w kwietniu znowu zdarzają się zawały... wiem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji