Artykuły

"Awantura" czyli pochwała aktorstwa

"Wszystko to, co pan tu widział i słyszał - to czysty przypadek. Jesteśmy kobietami dobrymi i uczciwymi. Ale wesołymi. Lubimy się bawić. I teraz też chcemy, żeby wszyscy mogli zawołać: Niech żyją kiodżanki! niech żyją kiodżanki!" To już ostatnie słowa komedii. Awantura w Chioggi skończona. Skłócone ze sobą kobiety zawierają przymierze. Godzą się i mężczyźni. Trzy zwaśnione młode pary połączy ślub. Toffolo, zwany Gamajdą, weźmie za żonę Checcę (Joanna Orzeszkowska), Beppe (Michał Grudziński) - Orsettę (Elżbieta Jarosik) a Titta-Nane (Tadeusz Drzewiecki) Luciettę (Halina Łabonarska). Zaś koadiutor sądowy, który przyczynił się do tego potrójnego wesela, opuści miasteczko przekonany słowami Lucietty o uczciwości kiodżanek. I tak oto namiętnościom, zwłaszcza najsilniejszej spośród nich - miłości - staje się w komedii zadość. Jeszcze tylko czeka nas roztańczony finał. Finał, który brzmi w tym przedstawieniu jak pochwała życia, natury i szczerości uczuć. Jest on zabawny i serio zarazem. Zabarwiony przy tym cieniem liryzmu. Jak zresztą całe to przedstawienie, w którym ton liryczny, żeby nie powiedzieć - poetycki, często miesza się z komizmem tej karnawałowej, a więc beztroskiej i pogodnej komedii.

Swoim lirycznym, poetyckim tonem "Awantura" przypomina nieco poprzednie spektakle Nyczka na tej scenie, zwłaszcza pierwsze z nich: "A jak królem, a jak katem będziesz". Mówię "przypomina nieco", bo już sama materia literacka obu tekstów Nowaka i Goldoniego, ich poetyka jest zupełnie inna, więc i tonacja poetycka tych przedstawień jest odmienna. Janusz Nyczak pozostaje jednak w "Awanturze" wierny swojemu upodobaniu do budowania poetyckiego klimatu przez umiejętne kontrastowanie nastrojów, postaci, a także zewnętrzną formę inscenizacji - zwłaszcza jej kształt plastyczny - wreszcie przez muzyczny niemal rytm całości. Zarazem wydobywa z komedii Goldoniego cały jej komizm. W efekcie oglądamy przedstawienie zabawne, z odcieniem liryzmu tylko.

Rozgrywa się ono w dekoracjach i kostiumach opartych na gamie bieli - która stanowi tu kolorystyczną dominantę całości - złamanych beżem, brązem, żółcią i błękitem. Taka tonacja oprawy scenograficznej wnosi klimat pogody odpowiedni dla komedii. Ale pełni też inną funkcję. Jest niebanalnym i konsekwentnym rozwiązaniem jednego z podstawowych założeń reżyserskich spektaklu, a mianowicie odejścia od dosłownego traktowania kolorytu obyczajowego, rodzajowości i realiów z epoki sztuki Goldoniego.

Najbardziej "włoskie" jest w tej "Awanturze" niebo o intensywnym odcieniu błękitu, widoczne pomiędzy białymi ścianami domów, jakby przeniesionych z parnego, pełnego słońca Południa. W kostiumach odnaleźć można pewne elementy wskazujące, że mamy do czynienia z komedią Goldoniego, a nie np. Moliera czy Szekspira, ale są one potraktowane dość swobodnie. Suknie, w które ubrano Luciettę i Checcę bardzo skądinąd malownicze, trudno byłoby znaleźć w podręczniku kostiumologii z nagłówkiem "XVIII wiek". Już prędzej strój koadiutora z trójgraniastym kapeluszem, wyraźnie noszący pewne znamiona stylowości. W całości scenografii widoczna jest więc tendencja do poszerzenia czasu akcji komedii, do wyprowadzenia jej z ram osiemnastowiecznego obyczajowego malowidła.

Sam Goldoni pisał w "Pamiętnikach" o swym utworze, że "treść jego jest bez znaczenia, a cały sukces zawdzięcza odmalowaniu natury", dodając: "Miałem do czynienia z tym licznym i hałaśliwym ludkiem rybackim majtków i kobiecinek, których jedynym miejscem spotkań towarzyskich jest ulica. Poznałem ich obyczaje, szczególny język, ich wesołość i złośliwości. Mogłem je dobrze odmalować, a stolica, oddalona tylko o osiem mil od tego miasteczka znała doskonale moje pierwowzory". Zarówno scenografom (Jerzy Kowarski - dekoracje, Irena Biegańska - kostiumy), jak i reżyserowi udało się ustrzec niebezpieczeństwa łatwej rodzajowości i tzw. "włoskiego kolorytu", który mógł się obrócić w fałsz. Janusza Nyczaka zainteresował Goldoni nie tyle jako spadkobierca i kontynuator dell' arte, czy też malarz obyczajowości osiemnastowiecznych Włoch, ile przede wszystkim jako znawca ludzkiej natury. Zainteresowała go przede wszystkim prawda psychologiczna tej komedii.

"Awantura w Chioggi" na scenie Teatru Nowego jest komedią namiętności starych jak świat: miłości, zazdrości, nienawiści. Wydobyto tutaj całą jej mądrość psychologiczną, dociekliwość w penetrowaniu ludzkich zalet i wad, a więc to właśnie, co i dzisiaj może być dla nas żywe. Wydobyto, mówiąc najprościej - ponadczasowe prawdy o naturze ludzkiej tkwiące w sztuce Goldoniego. Wielka w tym zasługa aktorów. Oni sprawili ostatecznie, że bohaterowie "Awantury w Chioggi" są na scenie prawdziwi w swych słabościach i przywarach a zarazem komiczni. Dajemy wiarę dręczącej ich zazdrości, tęsknocie, śmiejąc się z nich jednocześnie. A komizm postaci w tym przedstawieniu nie ma w sobie niczego z łatwej zewnętrzności. Rodzi się z prawdy namiętności, wypływa z charakteru bohaterów, z ich wnętrza. Przy czym postaci te są na pewien sposób "włoskie" przez swój temperament, spontaniczność, skrajność nastrojów - nigdy jednak przez czysto zewnętrzny, rodzajowy rysunek. Nawet najmniejszy epizod na scenie jest wyrazisty, zindywidualizowany w najdrobniejszych szczegółach. Przykładem woźny sądowy, którego gra Jacek Różański. Mając do dyspozycji kilkanaście zaledwie zdań tekstu aktor dał w pełni komiczną, charakterystyczną figurę, której głównym rysem jest słabość do trunku.

Toffolo- przewoźnik to połączenie nieporadności i sprytu, nieśmiałości i pełnej determinacji odwagi, skłonności do krętactwa i uczciwości, naiwności i wyrachowania. Gra go Wiesław Komasa bardzo czysto i bez, jakże częstej u tego młodego aktora, nadmiernej ekspresji. Główne winowajczynie: Donna Pasqua (Sława Kwaśniewska), Donna Libera (Wanda Ostrowska), Lucietta, Checca i Orsetta już w samej komedii przeciwstawione są sobie nawzajem na zasadzie kontrastów - z tego przeciwieństwa rodzi się komizm wielu sytuacji. Na scenie wydobyto go w pełni. Każda z pań prezentuje inny typ urody, kokieterii, temperamentu, ma sobie tylko właściwy sposób poruszania się, mówienia, reagowania na sytuacje. Wszystkie jednak, tak przecież różne, są do siebie niezwykle podobne w kobiecej przebiegłości, w wadach i śmiesznostkach. Halina Łabonarska gra Luciettę hardą i upartą niczym muł. Ale jednocześnie dziewczynę o gołębim sercu, spontaniczną, uczciwą, choć lubiącą czasami uciekać się do drobnych oszustw, nie szkodzących zresztą nikomu. Jak wtedy, gdy chowa jeden ze zwracanych narzeczonemu podarków zaręczynowych, wstążki, które jej żal oddać...

Z kolei Checca Joanny Orzeszkowskiej na poły dziewczęca, na poły dziecinna, żywa jak srebro, ma nie lada temperament. A przy tym główkę nie od parady. Z jednej strony rozbraja naiwnością, z drugiej zaskakuje umiejętnością ważenia własnych korzyści, sprytem w plątaniu intrygi. Wreszcie Orsetta - ostra, charakterystyczna rola Elżbiety Jarosik, dla mnie osobiście największa niespodzianka tego bardzo wyrównanego aktorsko przedstawienia. Orsetta zwana panną Kluską nosi się godnie, reaguje z namysłem, powolnie, żeby nie powiedzieć flegmatycznie, ale gdy coś naprawdę ją poruszy - wybucha wulkanicznym temperamentem. Wygląda też chwilami, jakby do pięciu nie potrafiła zliczyć, lecz w sytuacjach wymagających działania ujawnia spryt groźny - bo ścichapęk... Scena przesłuchania Orsetty u koadiutora należy do najzabawniejszych sekwencji przedstawienia.

Jest ich w nim zresztą wiele. Bawią zwłaszcza te, w których mieszkanki Chioggi zazdrosne o swych - zarówno tych poślubionych już, jak i tych zaręczonych dopiero - mężczyzn swarzą się lub - o radości! - rozpętują bójkę. Zdaje się wtedy, że scena nie wytrzyma uczynionego przez nie rozgardiaszu i hałasu. Sprawia on wrażenie spontanicznego aktu zemsty, a jest przecież precyzyjnie skomponowany reżysersko, ma swoją linię rozwoju, gradację i narastający rytm. Właśnie na rytm poszczególnych sekwencji spektaklu, na wyrazistość i formę ruchu scenicznego Nyczak zwraca w swym przedstawieniu szczególną uwagę. W trudnych reżysersko scenach zbiorowych "Awantury" owocuje ten wysiłek bardzo pięknie. Najbardziej jednak interesują Nyczaka na scenie aktorzy. Ich wysuwa na plan pierwszy, im podporządkowuje swoje reżyserskie pomysły. Efekty tego widać w przedstawieniu, które daje, jakże nieczęstą okazję do głoszenia pochwał ansamblowego, dobrego aktorstwa.

Teatr Nowy w Poznaniu: "AWANTURA W CHIOGGI" Carla Goldoniego w przekładzie Jerzego Jędrzejewicza. Reżyseria: Janusz Nyczak, scenografia: Jerzy Kowarski, kostiumy: Irena Biegańska, muzyka Jerzy Satanowski (fot. Jacek Kulm)

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji