Artykuły

W gaju pretensjonalnym

Sztuka Edwarda Bonda wystawiona W Teatrze Współczesnym w przekładzie Gustawa Gottesmana, reżyserii Macieja Englerta, dekoracjach Jerzego Juk-Kowarskiego i kostiumach Ireny Biegańskiej nosi tytuł "Kobieta". Mogłaby także być zatytułowana "Kobiety", bo mamy w niej dwie równorzędne bohaterki: Greczynkę Ismenę i Trojankę Hekabe. Lecz nie spierajmy się o tytuł. Nie idzie bowiem o walkę dwu kobiet, lecz o dwie różne dwie różne postawy kobiet wobec wojny.

Temat bardzo obowiązujący. Wymagałby artystycznego wyrazu współmiernego z zadaniem, jakie postawił sobie autor i zadał aktorom. Dodajmy, że zaopatrzenie programów teatralnych w pełne teksty projektu Kodeksu Przestępstw przeciw Pokojowi i Bezpieczeństwu Ludzkości, opracowanego na polecenie Zgromadzenia Ogólnego Narodów Zjednoczonych oraz Powszechną Deklarację Praw Człowieka, uchwaloną przez Ogólne Zgromadzenie Organizacji Narodów Zjednoczonych, podkreślają zamierzone znaczenie sztuki.

Niestety, sztuka nie jest w pełni współmierna z owym projektem i ową deklaracją. Wydaje się zbyt dydaktyczna, by poprzez żywe wzruszenie losem bohaterów podsunąć widzom niezauważalnie ważne ideowe wnioski. Natomiast odczuwa się pretensjonalność w głoszeniu głębokich prawd, ale takich, które i bez sztuki i na co dzień dobrze znamy.

Anglik Bond używa chwytu spopularyzowanego przed pół wiekiem przez dramatopisarzy francuskich, między innymi przez Giraudoux, mianowicie celowych anachronizmów, mieszając antyk ze współczesnością.

Ale to jest chwyt tak już ograny, zaiste klasyczny, żeby wprowadzać efekt zaskoczenia i ożywiać wrażliwość widza artystycznym kontrapunktem. Sposób znany już mniej bawi, a nie można przeforsować idei w drodze nużenia. Zwłaszcza w teatrze.

Wielka artystka Zofia Mrozowska jako Hekabe znakomicie opracowała rolę. Ale jakże przejąć się do głębi tragedią królowej trojańskiej, kiedy autor stawia nieostrożnie wyważone zadanie, które inscenizator rozjątrza, czyniąc z niej wykłuwającego sobie oczy Edypa rodzaju żeńskiego.

Barbara Sołtysik jako Ismena pięknie wykorzystuje wdzięczne pole do popisu przeistoczeniami wśród zmiennych losów, którymi ją obdarza fabuła. Z damy staje się więźniarką, a wreszcie kopciuszkiem, ale takim kopciuszkiem, do którego zaglądają rybacy, gdy powaśnią się z żonami. Czy to nie za wiele jak na jedną postać, i to nie w monodramie?

Wiesław Michnikowski jako Człowiek dostał rolę postaci, która ma widzów mieć za sobą, ale głęboko dramatyczną. W sposób godny podziwu rozszerza swoje typowe emploi lecz w odczuciu widzów ciąży ono nad jego kreacją. Mamy Człowiekowi współczuć, uznać go, uszanować a jak łypnie oczkiem, wykrzywi twarz, zaraz nam się chce śmiać, choć sprawa jest nie do śmiechu.

Są w przedstawieniu liczne role bardzo dobrze opracowane, jak Nestora przez Henryka Borowskiego, Tersytesa przez Krzysztofa Gordona i syna królewskiego przez Mirosława Konarowskiego, lecz więcej jest popisów solowych niż zgranie w jednolity choć wielostrunny koncert.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji