Artykuły

Mały festiwal Antoniego Czechowa (fragm.)

MIELIŚMY W STOLICY istny festiwal Czechowa. Właściwie bez powodu, bez żadnej okrągłej - nawet w przybliże­niu - rocznicy (urodził się 126 lat temu, zmarł po 44 latach). Tak się po prostu złożyło, i dobrze się złożyło, bo temu przypadkowi zawdzięczaliśmy szereg świetnych przedsta­wień, a także rzadką okazję bezpośrednich po­równań odmiennych interpretacji dwu wiel­kich sztuk Czechowa. Począwszy od rożnych przekładów tekstu, aż po różne metody tychże tekstów cięcia. Najpierw więc Maciej Englert wyreżyserował we własnym przekładzie "Trzy siostry" w Teatrze Współczesnym, a Teatr No­wy z Poznania dowiózł "Trzy siostry" w re­żyserii Janusza Nyczaka i dawnym przekładzie Natalii Gałczyńskiej i Bronisława Dąbrow­skiego, potem Maja Komorowska przygotowała ze studentami PWST swoją wizję jednoaktów­ki "Wesele", wreszcie Teatr Wybrzeże przyje­chał z "Wiśniowym sadem" w reżyserii Krzy­sztofa Babickiego i przekładzie Czesława Jastrzębca-Kozłowskiego, zaś teatr Ateneum wy­stawił "Wiśniowy sad" w reżyserii Janusza Warmińskiego i przekładzie Artura Sandauera...

Odkąd subtelny - lubelski literat, pan Jerzy Wieluński, zwymyślał mnie w liście od osta­tnich, a także nazwał - excusez-moi - cha­mem, ponieważ w parowierszowej notatce o sztuce "Obcy bliscy" ośmieliłem się nie pod­kreślić, iż on ją przetłumaczył, staram się do każdej informacji o spektaklu dopisywać ksią­żkę telefoniczną; zresztą w przypadku przekładów Czechowa, to bodaj nawet przydatne).

Zatem Czechow... Na wesoło (jak u Komorowskiej), na pogodnie (jak u Nyczaka), na - melancholijnie (jak u Englerta), "na skróty" (jak u Babickiego) i "na całość" (jak u War­mińskiego)... O paru spośród tych inscenizacji już pisałem, dziś więc jeszcze dwa słowa o po­znańskich "Trzech siostrach" zaprezentowanych stolicy przez Teatr Rzeczypospolitej i o war­szawskim "Sadzie". Nyczak w swym przedstawieniu (wyróżnionym nagrodą im. Swinarskiego!) nie roztkliwia się przesadnie nad losem Olgi, Maszy i Iriny, nie czyni z ich we­stchnień kierowanych "do Moskwy" nadrzę­dnego problemu, dochodząc jak gdyby do wniosku, że owszem - Moskwa Moskwą i tę­sknota tęsknotą, lecz przecież każda z sióstr ma tu na miejscu swe sprawy i one przede wszystkim wypełniają im życie. A że sobie czasem pomarzą, westchną, powspominają... mój Boże! To przecież normalne; każdy z nas do czegoś wzdycha, choć z góry wie, że ze spełnieniem tego będzie ciężko i póki co, trze­ba robić swoje. Olga, choć niby się zarzeka, to żwawo popycha karierę zawodową, Masza ma wprawdzie nieciekawego, lecz wyrozumiałego męża, więc wypełnia sobie czas roman­tycznymi przygodami, Irina rozkwita w weso­łym towarzystwie nadskakujących jej młodych oficerów, no i jakoś im leci ta prowincjonalna, ale nie pozbawiona przecież pewnych uroków, egzystencja. Nyczak stara się to wyekspono­wać, nie tragizuje, nie rozdziera szat, lecz po­kazuje po prostu prawdziwe życie prawdzi­wych ludzi, w którym jest miejsce i na tańce, na śpiewy, na zabawy i flirty, choć oczywi­ście - jak wszędzie, jak i w Moskwie cza­sem- trafi się i smuteczek, i nawet tragedia niespodziewanie przyplącze. Powstał więc spektakl rozgrywany - jak na "Trzy siostry" zwłaszcza - na stosunkowo dość pogodnej nucie, wartki, w którym dużo jest ruchu i dużo śpiewu, spektakl piękny wizualnie, nic nie gubiący z Czechowowskiej poetyki i ładnie zagrany przez Kazimierę Nogajównę (Olga), Marię Maj (Masza), Grażynę Wolszczak (Irina), a także przez Tadeusza Drzewieckiego (Wierszynin), Hannę Kulinę (Na­tasza), Wiesława Komasę (Andrzej). Wojciecha Standełło (Czebutykin), i in.

W "Trzech siostrach", co wyraźnie widać w inscenizacji Nyczaka, każdy wydaje się mieć jednak jakiś swój - lepszy lub gorszy - spo­sób na życie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji