Artykuły

Żyj autentycznie, umrzesz godnie

"Przypadek Iwana Iljicza" w reż. Jacka Orłowskiego w Teatrze im. Jaracza w Łodzi. Pisze Katarzyna Badowska w Gazecie Wborczej - Łódź.

Teatr Jaracza wprowadził do repertuaru przedstawienie o umieraniu - powolnym, zwyczajnym, pozbawionym romantycznych gestów i póz. Przerażającym. Głównym walorem spektaklu jest znakomity tekst Lwa Tołstoja.

(...)

Przeczucie nieuniknionego kresu i przeraźliwy lęk przed nim izoluje Iwana Iljicza od żony i córki, uświadamiając mu jednocześnie, że destrukcja więzi rodzinnych nastąpiła znacznie wcześniej. Chory nie czuje bliskości ani z żoną (Dorota Kiełkowicz), z którą bardziej niż z miłości ożenił się dla konwenansu, ani z córką (Iwona Dróżdż-Rybińska), której wychowanie ograniczył do łożenia na edukację. Nic dziwnego, że nie umie rozmawiać z nimi o swym cierpieniu, ale też unika rozmowy o śmierci, by, broń Boże, nie przybliżyć jej przez nazwanie. Samotność, jaką odczuwa, sygnalizuje ustawiony na scenie czarny lustrzany podest z białym (chciałoby się rzec trupim) jarzeniowym światłem, z którego grający Iwana Iljicza Bronisław Wrocławski wypowiada kwestie. Innych elementów scenografii nie ma.

Pozostali aktorzy przez całe przedstawienie są obecni na scenie, jakby świadkując słowom Iwana, ale ukryci w cieniu tuż przy kulisach. Na podest wchodzą z rzadka i tylko na chwilę, by wypowiedzieć kilka słów do chorującego sędziego i natychmiast powrócić na swe miejsce. Dlatego "Przypadek Iwana Iljicza" to właściwie monolog. Interesujące, że reżyser Jacek Orłowski, który zaadaptował dla łódzkiej sceny opowiadanie napisane przez rosyjskiego pisarza w 1886 r., zachował narracyjną ramę, łamiącą teatralną iluzję. Wrocławski snuje opowieść o losach Iwana Iljicza, jednocześnie wcielając się w niego. Czyni to znakomicie. Utrzymać uwagę widzów przez godzinę, na dodatek wywodem refleksyjno-analitycznym, to nie lada sztuka. Ale Wrocławski ma wyjątkowe monologowe doświadczenie, wypracowane przez lata grania w monodramach Erica Bogosiana. Świetnie oddaje rozterki człowieka, który najpierw kontestuje śmierć, by następnie uświadomić sobie, że całe jego życie było złudzeniem, że egzystował w martwocie - moralnej i uczuciowej.

(...)

"Przypadek Iwana Iljicza" to spektakl dyskursywny. Skromna scenografia sprzyja skupieniu na przekazie. Dominujące w przedstawieniu słowo jest zarazem jego najlepszym składnikiem. I w tym problem. Po co iść do teatru, skoro oferuje on niewiele więcej ponad tekst dostępny w wielu wydaniach Tołstojowskich opowiadań. Jacek Orłowski nie tworzy nowych sensów, nie reinterpretuje, a jedynie uniwersalizuje to, co już uniwersalne jest, wciskając aktorów w stroje nijako współczesne. Nawet nieco transowa muzyka to jedynie tło dla słów.

Cały artykuł w Gazecie Wyborczej - Łódź.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji