Artykuły

Reportaż (a)sceniczny

Jerzy Stanisław Sito (ur. 1934 r.) dał się poznać w Krakowie jako samodzielny autor sceniczny (gdyż był przedtem znany w teatrze najbardziej z tłumaczeń Szekspira, co nie powinno dziwić, albowiem od r. 1948 do 1959 przebywał stale w Londynie, gdzie uczęszczał do szkół i skończył studia) poprzez wielce interesujący utwór "Polonez". Tę, wierszowaną sztukę historyczną przedstawił na scenie Teatru im. J. Słowackiego we własnej reżyserii Jerzy Krasowski w r. 1981.

Przypominam "Poloneza", ponieważ jego kompozycja dramatyczna, jak i kształt sceniczny, pozwalały upatrywać w autorze (po głośnych echach warszawskiej premiery z rolą Aleksandry Śląskiej, jako carycy Katarzyny II, a także kreacji Haliny Gryglaszewskiej w Krakowie) obiecującego dramatopisarza ze znacznymi już ambicjami artystycznymi. Kiedy więc w r. 1988 przeczytałem w nr 9 i 11-12 "Dialogu", dwie części nowego dramatu Sity "Słuchaj, Izraelu!" - próbowałem wysnuć z tej długiej lektury dorywcze wnioski.

Pierwsze refleksje polekturowe uzmysłowiły mi, że zaplanowany przez dramaturga olbrzymi fresk panoramiczny o zagładzie polskich Żydów - głównie na tle wydarzeń z warszawskiego getta, w oparciu o pamiętnik Adama Czerniakowa, prezesa Żydowskiej Gminy Wyznaniowej - jest zamierzeniem tyleż ambitnym, co i karkołomnym w odniesieniu do przyszłej realizacji teatralnej. Zdaje sobie z tego sprawę sam autor pisząc obszerny wstęp, w którym m.in. podkreśla, że "akcja toczy się współcześnie, cofa w przeszłość, faluje i znów do współczesności powraca (...) Umarli pojawiają się obok żywych, giną na naszych oczach i powracają do życia - śmierć nie jest tu kategorią ostateczną". Stąd postacie historyczne można rozpoznać pośród wielu innych, choć nie występują pod własnymi nazwiskami. Również cytaty z Pisma Świętego, Talmudu etc. mieszają się anonimowo z literaturą żydowską, także religijną. Chronologia zdarzeń została zatarta świadomie, ponieważ ciągłe przeskoki w czasie i przestrzeni stanowią podstawę idei kompozycyjnej dzieła.

Koniecznie trzeba tu przytoczyć bodaj część wyjaśnień końcowych z wywodów Sity: "...czemu ja właśnie ośmieliłem się sięgnąć po ten temat, nie znając go z autopsji, nie będąc powołanym do podjęcia go przez pochodzenie. Uważam, że tragedia narodu żydowskiego jest bez precedensu w historii nowożytnej. Nie jest to li tylko sprawa liczb; obłąkany zamysł zagłady całego narodu zatruwa po dziś dzień organizm europejskiej kultury. Każdy z nas musi się z nim, na swój sposób, zmierzyć...". Wreszcie, pisarz zaznacza, że "prawo do prapremiery zastrzeżone jest dla Teatru Habima w Tel-Awiwie, na którego zamówienie sztuka ta została napisana".

Wracajmy tedy do sztuki liczącej 100 stron "dialogowego" druku. "Słuchaj, Izraelu!" czyta się o wiele lepiej aniżeli, jak sądzę, przekłada na tzw. język teatru. Niezależnie od wszystkich dłużyzn, nagromadzenia ogromnej ilości wątków i subwątków, epizodów i epizodzików, scen oraz scenek, które - będąc swoistą faktografią w połączeniu ze swobodną wizją autorską, gęsto przetykaną retrospekcjami, "szatkują" tekst, pozbawiając go czytelnej wizji słowno-ilustratorskiej. Główny wątek fabularny, który ukazuje działania Adama Czerniakowa wedle jego zapisów pamiętnikarskich, ale i poszerzonych przez twórcę dramatu w stronę jakby misteryjnego potraktowania tej postaci jako żydowskiej, w pewnym sensie, personifikacji Konrada z "Dziadów" (bo to chyba jest sui generis stylizacja m. in. Mickiewiczowskich rozrachunków bohatera z Bogiem i ludźmi) - więc ten wątek, zamknięty cytatem: "Żądają ode mnie abym własnymi rękami zabijał dzieci mojego narodu. Nie pozostaje mi nic innego, jak umrzeć" oplatają biblijno-symboliczne i historyczno-współczesne nuty narracji. Po części reportażowe, raz grzeszące nadmiarem relacji czysto informacyjnych, to znów zbytnią skrótowością (np. w początkowym wątku prezydenta miasta z r. 1939, czy współczesnej ekipy filmowej na zakończenie sztuki). Odnoszę wrażenie - skoro już padło słowo o filmie - że udramatyzowany, rozdęty wątkowo a jednocześnie porozbijany na drobne cząsteczki, reportaż J. S. Sity wykazuje po prostu teatralną niemoc. Być może, miałby o wiele większe szanse ekranizacji jako scenariusz filmowy.

Ciekawi mnie, co skłoniło Jerzego Jarockiego do wzięcia na warsztat sceniczny w STARYM TEATRZE tego akurat utworu? I to w charakterze prapremiery (czyżby przed Tel-Awiwem?). Mogę się jedynie domyślać, że Jarocki sięgając ongiś też po scenariusz "reportażowy" ("Sen o Bezgrzesznej") a jeszcze wcześniej, pod koniec lat sześćdziesiątych, odniósłszy piękny sukces artystyczny znakomitą wręcz inscenizacją "Zmierzchu Izaaka Babla" - uznał, że te dwa ważne doświadczenia teatralne: i na gatunkowym gruncie dramaturgii "Snu o Bezgrzesznej", i w bujnej, rodzajowej tematyce żydowskiej "Zmierzchu", są dobrą zachętą do podjęcia uteatralnienia "Słuchaj Izraelu!". Tu - wedle moich subiektywnych odczuć - zwiodły świetnego inscenizatora pozorne podobieństwa. Ani bowiem "Sen o Bezgrzesznej", reżysersko rozdzielony na kilka sal i planów gry w całym budynku teatru, ani tym bardziej, wyborny literacko "Zmierzch", skoncentrowany na wątku rodziny Krzyków i zwarty dramatycznie, ale w zupełnie odmiennym gąszczu dramaturgii - nie mogą być odskocznią do rozwiązań scenicznych utworu Sity. Zastosował tu wprawdzie Jarocki chwyt inscenizacyjny z pomostem ponad krzesłami widowni (jako rodzaj odwołania się do "Dziadów" wystawianych w tym wnętrzu przez K. Świnarskiego) zresztą w sposób potwierdzający potrzebę takiego wydłużenia sceny, zwłaszcza podczas wstrząsająco zaprezentowanego, może przeciągniętego w czasie, przemarszu zmarłych w Noc Wigilijną przed Sądnym Dniem, do warszawskiej Synagogi Nożyków, czy kilku jeszcze efektownych sytuacji i spięć dramatycznych - lecz nie udało mu się utrzymać w ciągu ponad 3 godzin przedstawienia całkowicie spójnego treściowo i formalnie. Nie pomogły także spore skróty i określenia tekstu. Podobnie, jak celniejsze niż w pierwowzorze, dla wyrazistości sztuki, wprowadzenie obrazu wizyty Dostojników na terenie dawnego cmentarza i bożnicy Nożyków; wizyty ekipy, w składzie której znalazło się dwóch byłych hitlerowców zdenazyfikowanych po wojnie a biorących nie tak dawno udział w krwawych rozprawach z Żydami na tym samym miejscu. W ogóle Jarocki, co należy podkreślić z uznaniem, oczyścił tekst eliminując mnóstwo dość schematycznych scenek, zbędnych dialogów i powtórzeń informacyjnych - ale, mimo tylu zabiegów, nie wpłynęły one wystarczająco na zdynamizowanie i klarowność dramaturgii reportażowej. Dramaturgii tej zabrakło najzwyczajniej wewnątrz scenariusza. Reportaż uteatralniony okazał się bowiem ateatralny.

Na dodatek zawiedli (w większości) aktorzy. Jednych nie dopilnował reżyser, drudzy jakby zapomnieli wymowy scenicznej. Szczególnie ci występujący w licznych filmach, gdzie technicy wielkiego i małego ekranu nie zwracają już żadnej uwagi na poprawność dykcji, gdyż postsynchrony "załatwiają" sprawę za niesprawnych wykonawców ról. Niestety, ten zarzut obejmuje nie tylko niedouczoną młodzież aktorską, lecz także i starszych, nieraz cieszących się uznaniem i głośnych (!?) artystów. W głównej mierze zarzut ten z przykrością wypada skierować pod adresem tak wytrawnego aktora, jak Jerzy Radziwiłowicz (Prezes), który połowę wypowiadanych kwestii zacierał głosowo do tego stopnia, że nawet w czwartym rzędzie foteli nie można go było zrozumieć, a często i usłyszeć.

Jeśli zatem wykonawca wiodącej roli - ów żydowski Gustaw-Konrad, na działalność którego jako oficjalnego Prezesa Gminy Wyznaniowej społeczność getta patrzy najpierw z nadzieją, potem, w miarę pogarszania się sytuacji aż do granic ostateczności, ocenia coraz bardziej krytycznie, albo wręcz nienawistnie (od lewicy po prawicę), a który święcie wierzy, że uratuje przed zagładą ze strony wroga choćby część swego ludu przy pomocy wciąż zbieranego okupu, zaś kiedy się dowie, iż został perfidnie oszukany, popełni samobójstwo - jeżeli więc ta tragiczna dramatis persona nie zachowa psychologicznej wiarygodności i prawdopodobieństwa na scenie, wskutek braku stosowania odpowiednich środków wyrazu artystycznego oraz przez nadmierny manieryzm, wówczas spektakl traci co najmniej połowę swej wartości teatralnej. Bez względu na ocenę reszty wykonawców.

A w pozostałych 70 rolach - wobec 31 proponowanych przez autora! - można dostrzec na pierwszym miejscu (w moim przekonaniu) ujęcie postaci Dobrego Ducha-Yishmaela, uosabianego gościnnie przez Teresę Budzisz-Krzyżanowską z dojrzałą wyrazistością warsztatową, a w dalszej kolejności - pełniej albo szkicowo tylko zarysowane sylwetki - nieco schematycznego oficera SS Baatza (Jerzy Trela - w podwójnej roli, także współczesnego Baatza), pseudolirycznego gestapowca, miłośnika chórów w getcie i mordercę, Frankensztajna (Jan Peszek), dość dziwacznego Komisarza ds. Żydów (Jerzy Bińczycki), dozorcę domu i cicerone po obiektach getta, Płatka (Andrzej Kozak), Starego Doktora (Jerzy Święch), ciotkę Prezesa, Gitlę (Izabela Olszewska), granatowego policjanta (Rafał Jędrzejczyk), kantora z Zachodu (Marek Litewka) oraz J. Monczkę, A. Hudziaka, W. Gruszeckiego (gościnnie), J. Korwin-Kochanowskiego, J. Grabowskiego, R. Łukowskiego, H. Majcherka, T. Jurasza, A. Buszewicza, M. Kalitę, J. Krzyżanowskiego, L. Świgonia, E. Kolasińską, J. Grabka, K. Gniewkowską, P. Skibę, M. Hajewską-Krzysztofik, B. Rybotycką, B. Malczewską, M. Jurasz, E. Wnuka, J. Güntnera, S. Gronkowskiego (gościnnie), K. Globisza, B. Nowaka, J. Romanowskiego, D. Maksymowicz, W. Wójcika, B. Brzozowskiego, A. Romanowskiego, A. Mandat, K. Borowca, K. Stawowego, Z. Kosowskiego, P. Kruszelnickiego i studentów PWST.

To misteryjne w charakterze widowisko aczkolwiek nie pozbawione co najmniej kilku błyskotliwych sekwencji, a nawet i ryku trąb prawie jerychońskich - z nastrojowo-dekoracyjną "ściano-kurtyną" pokrytą hebrajskimi napisami, w opracowaniu scenograficznym Jerzego Juk-Kowarskiego i sugestywną muzyką Stanisława Radwana - czyni(ło) wrażenie nadto celebrowanego, trochę jakby wydumanego i "przedobrzonego" w za długich cyzelacjach - co mu jednak na dobre, w sumie, nie wyszło.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji