Artykuły

Paryż, pożądanie, Platon i Pulp

Isabelle Huppert i Andrzej Chyra w spektaklu Krzysztofa Warlikowskiego - dziś w paryskim Theatre de l'Odeon premiera "Un Tramway" [na zdjęciu]. Premiera warszawska 12 kwietnia.

Tennessee Williams zaczął zdobywać popularność w momencie, gdy głównymi odbiorcami najnowszej dramaturgii były Broadway i Hollywood. Przez to przeszedł do legendy jako pisarz realista. Czy paryska inscenizacja Krzysztofa Warlikowskiego zmieni ten obraz jednego z najbardziej ekscentrycznych amerykańskich twórców? Williams (1911-1983) za swoje dramaty dwukrotnie został uhonorowany Nagrodą Pulitzera, nigdy jednak nie stał się celebrytą. Wycofany, nieprzystosowany, do końca pielęgnował w sobie lęki i zadry z dzieciństwa. Dzieciństwa naznaczonego przez alkoholizm ojca komiwojażera, psychiczną niestabilność matki i surowe zasady dziadka, pastora, u którego mieszkała rodzina Williamsów. Konflikt z rodzicami zaognił się, gdy wyrazili oni zgodę na ubezwłasnowolnienie, a potem lobotomię ukochanej siostry pisarza Rose. Po operacji w 1937 r. dziewczyna pozostała niepełnosprawna do końca życia, zaś Tennessee zaczął odreagowywać złość, wprowadzając do sztuk motywy choroby umysłowej, za którą winę ponosi środowisko. Poprzez twórczość oswajał także gorycz związaną z brakiem akceptacji dla jego długoletniego związku z Frankiem Merlo, który zanim zmarł w 1963 r., wielokrotnie wyciągał go z depresji.

Obcisłe koszulki Marlona Brando, włosy Vivien Leigh w nieładzie, duszna atmosfera Nowego Orleanu. "Tramwaj zwany pożądaniem" wbił się w pamięć światowej publiczności dzięki filmowi Elii Kazana z 1951 roku, który z Brando uczynił ikonę pokolenia i ugruntował reputację Williamsa jako autora bezlitosnego. Zwarcie, w jakim zakleszczają się Stella, jej mąż Stanley Kowalski i jej zrujnowana siostra Blanche Dubois interpretowano poprzez walkę klas, walkę kultur, walkę płci, walkę zacnych idei i zwierzęcej natury człowieka. Okrucieństwa wpisanego w niekończące się rozmowy nieokrzesanego polskiego imigranta Stanleya z arystokratyczną neurasteniczką Blanche do dziś nie przebili nawet brutaliści.

Krzysztof Warlikowski, realizując "Un Tramway" w paryskim Theatre de l'Odeon, będzie mierzyć się jednak zarówno z hollywoodzką legendą, jak i z pułapkami zapisanymi w tekście sprzed ponad 50 lat. Realizm, który u Williamsa miał siłę rewolucyjną, burzycielską, buntowniczą, dziś został już przejęty i rozdrobniony przez sztukę masową. Dramat odczytywany poprzez oczyszczającą moc wywlekania małżeńskich brudów, może dziś tylko rozbawić lub zmienić się w namiastkę telenoweli. Zbudowany na relacji sadysta - wariatka osunąłby się w banał i efekciarstwo. Wpisany w kontekst "polskich hydraulików we Francji", byłby niewiarygodny. Decydując się na "klucz emigracyjny", lepiej by już wtedy dać Kowalskiemu arabskie nazwisko i snuć opowieść o zamieszkach w etnicznych gettach na przedmieściach Paryża.

Inscenizacje "Tramwaju..." jako sztuki realistycznej to mainstream. Podobnie, niczym zapis prawdziwych, podpatrzonych historii, traktowano także kolejne sztuki Williamsa: "Kotkę na gorącym blaszanym dachu", "Noc Iguany", "Słodkiego ptaka młodości". Przemysł filmowy przejmował je błyskawicznie, widząc w nich świetny materiał na role dla gwiazd: Paula Newmana, Elisabeth Taylor, Geraldine Page, Richarda Burtona. Role psychologiczne, wyraziste, na granicy ekshibicjonizmu i sztywnej formy. Wielcy ludzie Hollywoodu z upodobaniem eksponowali momenty, gdy narzucana przez społeczeństwo maska opada i odsłania się to, co autentyczne, wstydliwe i chore. Wyzwalają się popędy, na twarz wstępują rumieńce, ruchy stają się zbyt gwałtowne, włosy sklejone potem.

Williams nie był jednak wyłącznie dostawcą partytur do publicznej psychodramy. Jego bohaterowie zbudowani są nie tylko z seksualności, instynktów i tamujących je nakazów, ale przede wszystkim z pamięci, marzeń, autorefleksji.

Ich rozmowy to nie tylko batalie, demonstracje siły czy gra wstępna, ale też desperackie próby zrozumienia siebie poprzez drugiego człowieka. Istnieją dzięki swym wspomnieniom i planom. Kimś przecież byli, kimś jeszcze stać się wszak mogą... Ich tu i teraz to czysty przypadek, niemający wiele wspólnego z "prawdą" o nich samych. Posiadanie ciał zdaje się ich zaskakiwać. Osadzeni w realistycznej scenerii postrzegają się całkowicie abstrakcyjnie, poprzez stereotypy, ambicje i romantyczne rojenia. W tym ścieraniu się iluzji z szorstką rzeczywistością tkwi więcej przemocy niż w szamotaniu się po kątach, chwytaniu wielką dłonią za wiotkie nadgarstki czy w wulgarnych odzywkach - czyli wszystkich elementach tak uwielbianych przez kino.

Krzysztof Warlikowski wielokrotnie udowadniał, jak bliskie są mu pytania o auto-iluzje, o budowanie sobie pancerzy z kulturowych stereotypów, o stojącą za wyborami bohaterów historię. Potrafił zobaczyć "obcego" i "wykluczonego" nie tylko w dyskryminowanym, ale i dyskryminującym. Pokazać, jak rozproszona jest przemoc i krzywda. Zaskoczyć spostrzeżeniem, że ofiarami systemu bywają nie tylko gej, kobieta czy emigrant. Nie tylko ci o tożsamościach rozmytych, płynnych, ale właśnie ci, którzy uznali się za skończonych, pełnych, twardych i mocno osadzonych.

Paryska adaptacja może więc być dla utworu Williamsa szansą na wyzwolenia się spod kinowej klątwy. Zresztą w "Un Tramway" (w nowym tłumaczeniu Wajdi Mouawada) reżyser wraz z dramaturgiem Piotrem Gruszczyńskim ograniczyli pewne wątki, wykorzystali też teksty Platona i piosenki zespołu Pulp. Rolę Stanleya Kowalskiego będzie wydobywał spod mitu Marlona Brando Andrzej Chyra, rolę Blance Dubois przejmie po Vivien Leigh Isabelle Huppert. Już w kwietniu będzie można to zobaczyć w Warszawie - spektakl zainauguruje 30. Warszawskie Spotkania Teatralne.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji