Artykuły

Wieczne "Biesy"

SĄ PRZEDSTAWIENIA, do których - jak do dobrej książki - chciałoby się wrócić. Przedstawienia, które przywracają człowiekowi wiarę w misję teatru, w jego wyjątkowe miejsce w społeczeństwie. Przedstawienia szczególne nie poprzez wydumaną formułę sceniczną, ale przemawiające językiem prostym, jasnym, dzięki któremu idea spektaklu czytelna się staje każdemu, kto zasiądzie na widowni. Takim przedstawieniem są "Biesy" Dostojewskiego na scenie Słupskiego Teatru Dramatycznego, znakomicie przyjęte przez premierową publiczność.

Mija właśnie setna rocznica śmierci autora ."Zbrodni i kary", "Idioty" ,Braci Karamazow" wielkiego pisarza rosyjskiego, którego imię zapisane zostało na trwałe w literaturze światowej, a twórczość wywarła niezatarty ślad w kulturze europejskiej. Twórczości Fiodora Dostojewskiego poświęcono setki rozpraw, ale na ile jest ona żywa, świadczy najdobitniej fakt, iż raz po raz jego powieści adaptowane są na scenę. Od lat też na scenach polskich teatrów oglądamy nowe wcielenia studenta Raskolnikowa, księcia Myszkina, Iwana Karamazowa, Mikołaja Stawrogina.

Zatem i "Biesy", które Dostojewski pisał na dziesięć lat przed swoją śmiercią, mają już swoją, historię sceniczną. Dziesięć lat temu, w marcu odbyła się prapremiera scenicznej wersji tej powieści, w adaptacji Marcela Camuca na scenie warszawskiego Teatru Ateneum, a w miesiąc później w Teatrze Starym w Krakowie oklaskiwano głośne przedstawienie "Biesów" w inscenizacji i reżyserii Andrzeja Wajdy.

Utarło się mniemanie, że tej powieści nie sposób czytać bez znajomości epoki. Pisano o "Biesach", że jest to "pamflet na ruch socjalistyczny, w swej warstwie fabularnej nawiązujący do poważnych schorzeń politycznych, jakie przeżywał ruch rewolucyjny w Rosji w końcu lat 60-tych. Schorzenia te, sekciarstwo i nihilizm moralny pewnych ugrupowań odsłonił słynny proces Nieczajewa".

Takiemu schematycznemu myśleniu przeciwstawia się Marek Styczyński, który w programie do słupskiego przedstawienia "Biesów" pisze: "Kto wierzy, że sztuka jest odbiciem rzeczywistości jedynie - tkwi w błędzie. W tym przypadku mamy do czynienia także z proroctwem". I dalej czytamy: "Dostojewski - wizjoner jest, jak żaden z jego rodaków, udziałem nas wszystkich. Biesy bowiem wcale nie zakończyły swojej uporczywej działalności.

Zwodzą noś i mamią napuszoną i kłamliwą obietnicą przerażają prymitywnym okrucieństwem, zdumiewają chłodną potęgą. Nadal wplątani jesteśmy w ich gody..."

Zatem w adaptacji i reżyserii Pawła Nowickiego oglądamy wersję "wiecznych biesów", które są z nami, wśród nas, w nas samych. Paweł Nowicki spojrzał na "Biesy" nie jak na obraz minionej epoki, wyraz tej epoki, lecz wydobył z powieści tekst żywy, nośny, pokazał komedię, właśnie komedię, która zdumiewająco aktualnie uderza nas, uderza w nas samych.

Otrzymaliśmy zatem sztukę, która jest rezultatem przemyśleń Pawła Nowickiego nad "Biesami", wynikiem jego obcowania z tą powieścią Dostojewskiego. Nie był to wybór przypadkowy, jedno zetknięcie z powieścią nie dałoby takiej wersji scenicznej "Biesów", skondensowanej i przewrotnej, z którą można się nie godzić, ale nie sposób pozostać na nią obojętnym.

Oto Andrzej Antonowicz von Lembke (w powieści - gubernator pewnej prowincji) prezentuje swój teatr. Przez salon Julii Michajłowny, przez scenę przewijają się główni aktorzy teatru von Lembkego: Mikołaj Wsiewołodowicz Stawrogin, który w słupskim przedstawieniu otrzymał anielskie skrzydła i nieruchomo tkwi na kanapie, zawieszony nad sceną. Usłyszymy go raz w rozmowie z Kiriłłowem i zginie. Jest i Siemion Karmazinow, są Wirgińscy, poznamy Liputina, Lamszyna, Szygalewa, Lebiatkina i Szatowa. Są też obaj Wierchowieńscy: Stiepan i jego syn, Piotr, któremu Paweł Nowicki wyznacza główną rolę w "Biesach". Piotr Stiepanowicz Wierchowieński manewruje tymi biesami, a kiedy już pomnożą zabójstwa, kiedy płonie teatr i miasto, wszyscy spotkają się w konsekwencji na balu u Szatana.

Paweł Nowicki zamyka swoje "Biesy" sceną i "Wielkiego balu u szatana" z powieści Michała Bułhakowa "Mistrz i Małgorzata". Julia Michajłowna von Lembke będzie na tym balu - podobnie Jak Małgorzata - pełnić obowiązki królowej, a gospodarzem zostaje... Piotr Stiepanowicz Wierchowieński, niestrudzony ideolog wszelkiego zniszczenia, wszelkiego zła.

Jest to przewrotne powiązanie, ale asocjacje takie wydają się logiczne. Całość tłumaczy przede wszystkim przedstawienie bardzo konsekwentne, wywołujące raz po raz fale śmiechu na widowni. Ten śmiech cichnie przy końcu, by ustąpić miejsca - przerażonemu. Bo przecież - jak zapowiada w finale przedstawienia Wierchowieński - spotkamy się wszyscy już jutro na ulicy, wszędzie możemy zetknąć się z tym wszystkim, z czego szydził Dostojewski, co ośmiesza w swojej wersji scenicznej "Biesów" Paweł Nowicki.

Istotne, że przedstawienie to tłumaczą przede wszystkim aktorzy, doskonale, zgrany zespół wykonawców.- Dawno nie słuchałam z taką przyjemnością dialogów, jak w tym spektaklu, a wielu aktorów znalazło sposobność, by pokazać tu na nowo swój talent i umiejętności. Marek Jagoda - bardzo interesujący w roli von Lembkego, Maja Pakulnis (Julia Michajłowna), Kaja Kijowska (Stawrogin), bardzo dobry Jerzy Nowacki jako Stiepan Wierchowieńsk, Agnieszka Kotuła (zabawna Studentka), Anna Szymańska (Arina Wirgińska), Kazimierz Janus (Karmazinow), Bogdan Kajek (Kulawy nauczyciel), Ireneusz Wykurz (Wirgiński), Sławomir Olszewski (Liputin), Janusz Cichocki (Lamstyn), Cezary Nowak (Szygalew), Renata Berger (Kiriłłow) Bogdan Kochanowski (Lebiatkin), Włodzimierz Witt (Szatow), a także Emanuel Kraus w udanym epizodzie Ucznia.

Przede wszystkim jednak na uwagę zasługuje Krzysztof Tyniec w roli Piotra Wierchowieńskiego, trudna i z powodzeniem zagrana rola, świadcząca o talencie i umiejętności pracy tego aktora. Jakby na nowo nabrał oddechu, pokazał, że stać go na znacznie więcej i znacznie lepiej.

Jest w tym przedstawieniu dobre, wyrównane aktorstwo, jest interesująca scenografia, którą projektował Jorge Reina, spójna ze spektaklem muzyka Tadeusza Woźniaka. Jest to spektakl, którego nie można oglądać obojętnie przemyślany w szczegółach przez reżysera.

Pawła Nowickiego pamiętamy z reżyserii "Moliera" Bułhakowa na słupskiej scenie. Obecnie obejmuje on kierownictwo artystyczne Słupskiego Teatru Dramatycznego. Przedstawienie "Biesów" jest zatem znakomitą wizytówką reżysera i oby zapowiedzią na kolejne sezony teatralne.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji