Artykuły

Płock. "Balladyna" w wykonaniu znanych płocczan

Podczas inscenizacji "Balladyny" w Książnicy Płockiej, Stanisław "Filon" Płuciennik (płocki historyk i plastyk) pląsał jak motylek, Dariusz "Grabiec" Zawidzki (czyli wiceprezydent) szarżował niczym bizon na publiczność. A ta pokładała się ze śmiechu.

Niektórym zapewne wciąż śnią się koszmary - że znów są w szkole i po raz kolejny muszą czytać "Balladynę" Słowackiego. Lekarstwem na tę traumę był pomysł Książnicy: wystawiać dzieło literackie z udziałem płockich polityków, artystów i dziennikarzy. Przed trzema laty mieliśmy "Wesele" Wyspiańskiego, teraz postawiono na "Balladynę". Chodzi przy okazji o uczczenie okrągłych rocznic - urodzin bądź śmierci - twórców wielkich dramatów. Ale też o to, by w oryginalny i przystępny sposób pokazać, że do czytania tych dzieł nie zmuszano nas przypadkiem - były tego warte.

Reżyserujący "Balladynę" w Książnicy Marek Mokrowiecki, dyrektor płockiego Teatru Dramatycznego, postanowił wydobyć z dramatu Słowackiego humor. Lecz gdyby nawet tego nie zrobił, publiczności trudno byłoby zachować powagę. Dodajmy, publiczności bardzo licznej. W czwartek wieczorem, dobrych kilkanaście minut przed rozpoczęciem, w sali kolumnowej Książnicy przy ul. Kościuszki można było liczyć tylko na miejscówkę na podłodze.

Przyszły tłumy, a wykonawcy, często zaprawieni w wystąpieniach publicznych, tym razem mieli gigantyczną tremę. Na szczęście szybko się rozluźnili, okazało się, że widownia jest uśmiechnięta i życzliwie przyjmuje wszystko, co działo się na scenie. Zresztą, ciężko było się nie śmiać choćby na widok Stanisława Płuciennika w roli Filona. Ten znany płocki historyk i plastyk, szczupluteńki, z czupryną jak Einstein, właściwie ukradł cały show. Za każdym razem nie tyle wbiegał, co wlatywał na salę niczym motyl bądź mistrz baletu. Bodaj najbardziej zabawny moment inscenizacji był taki: Płuciennik bierze na ręce Alinę (w tej roli Barbara Chrzanowska z płockiej delegatury Urzędu Marszałkowskiego), wynosi ją z sali. Za kulisami opuszcza ją z ciężkim oddechem. Lecz za chwilę, jakby nigdy nic, wlatuje do sali uśmiechnięty od ucha do ucha.

Mocno w rolę Grabca, pijącego kochanka Balladyny (Iwona Tandecka, prezesująca Fundacji Fundusz Grantowy dla Płocka) i obiekt uczuć Goplany (cała w zieleni Renata Mosiołek, szefowa Płockiego Ośrodka Kultury i Sztuki) wczuł się wiceprezydent Dariusz Zawidzki. W pewnym momencie tak bardzo, że wyprowadzany za kulisy, zataczając się, ruszył na publiczność niczym szarżujący bizon. Jakby powiedział Henio Lermaszewski z serialu "Dom": "Płynął jak Titanic". Po spektaklu on też pokazał poczucie humoru, z uśmiechem przyjmując słowa starszej pani: "Pięknie pan wypadł, żeby tak zagrać, trzeba mieć chyba doświadczenie".

Fon Kostryn - czyli Adam Mieczykowski, dyrektor Płockiej Orkiestry Symfonicznej - przywdział okulary lenonki, czarną długą skórę, koszulkę z napisem "Rockowe ogródki", a na szyję zawiesił łańcuch z głową lwa. Do takiego jegomościa Balladyna rzekła: "Mój rycerzu, złote masz usta".

Żeby nikt nie mówił, że Mokrowiecki z dramatu Słowackiego zrobił komedię, reżyser nie zapomniał o kilku dramatycznych scenach. Serce się krajało, gdy matka wdowa (kierująca Książnicą Maria Mikulska-Zalewska) płakała, prowadzona na tortury. A pojedynek Fon Kostryna z rycerzem Gralonem (czyli dyrektorującym Muzeum Mazowieckiemu Leonardem Sobierajem) najmłodsi widzowie obserwowali z rozdziawionymi buziami. W razie czego na sali był lekarz - w osobie Jarosława Waneckiego, szefa płockiej Okręgowej Izby Lekarskiej, który w inscenizacji był rycerzem posłańcem...

Książnica obiecuje nie zaniechać kontynuacji pomysłu z inscenizacjami literackich dzieł z udziałem znanych płocczan. Trzymamy kciuki.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji