Pomysł na rozrywkę. Thriller w Teatrze Powszechnym
Tak się ostatnio porobiło, że thrillery i kryminały oglądaliśmy właściwie tylko w wydaniu filmowym w kinie i w telewizji. Sensacja - jedna z form rozrywki - jakby ostatnio stroniła od teatru. Nawet znakomita telewizyjna "kobra" to już przeszłość. Aż tu nagle wśród fars i musicali - jak trup z szafy - w Teatrze Powszechnym w Łodzi pojawia się thriller "Pomysł na morderstwo" Edwarda Taylora w reżyserii Marcina Sławińskiego. To również jakby pomysł na Małą Scenę zamkniętego Teatru Nowego, która na czas remontu przypadła Powszechnemu.
Tak, to klasyczny kryminał - precyzyjnie skonstruowany, pełen pułapek,
mylnych ścieżek, nagłych zwrotów akcji i niespodzianek. Akcja toczy się w jednym wnętrzu. Dramat rozgrywają cztery osoby - sensacja raczej kameralna, intryga zawikłana. Paul (Mariusz Siudziński) ma pomysły, a Harold (Andrzej Bryg) potrafi pedantycznie ubrać je w szczegóły. Ten pierwszy jest leniuchem i rozrzutnikiem, ale z wyobraźnią. Drugi to porządny pracuś pozbawiony polotu. Piszą powieści kryminalne. Wspólnie odnoszą sukcesy, ale pewnego dnia idylla się kończy, a partnerzy zmieniają się we wrogów. To Haroldowi pierwszemu zaświta diabelska myśl: a dlaczegóżby nie wprowadzić w życie jednego z tak wielu pomysłów na zbrodnię doskonałą... Plan wydawał się niezawodny, jednak ku jego i widzów kompletnemu zaskoczeniu rzeczy przybiorą zupełnie niespodziewany obrót.
I to by było na tyle. Rzecz przyprawioną humorem ogląda się zupełnie nieźle - raz widownia aż podskakuje z wrażenia. Napięcie spektaklu oscyluje na przyzwoitym poziomie. Obaj panowie grają dobrze. Trudno cokolwiek zarzucić Beacie Oldze Kowalskiej w roli Emmy, żony Harolda, czy też Radosławowi Popłonikowskiemu jako inspektorowi Eganowi. Gra z publicznością toczy się całkiem sprawnie. Choć nie utożsamiamy się z bohaterami sztuki, na równi z nimi stajemy się ofiarami intrygi. Dlatego jej rozwiązanie również nas dotyczy. I co z tego? Poza jedną chwilą zdziwienia i zaskoczenia, nie jesteśmy w stanie przejąć się tym, co
oglądamy. O "Pomyśle" Marcina Sławińskiego zapominamy po 15 minutach. Co wyniknęło z tych dwóch godzin spędzonych w teatrze poza bezmyślną konsumpcją - średniego przeżycia średniego przedstawienia? Rozrywka? Jeśli mało nam sensacji w telewizji i w kinie, wybierzmy się do teatru. Powszechny daje thriller.