Artykuły

Marzenia ściętej głowy

Lista warsztatowych zarzutów wobec gdańskiego "Ryszarda III" mogłaby być długa. Można narzekać na niektóre role, realizację, montaż scen, niedociągnięcia interpretacyjne, ale trudno odmówić Krzysztofowi Nazarowi własnej, niekiedy frapującej wizji szekspirowskiej tragedii.

Krzysztof Nazar pozostaje w pewnym sensie wierny linii Swinarskiego i jego czytaniu Szekspira. Świat utonął w czerni, a akcja to rezultat działań ludzi, którzy mają sprzeczne interesy. Każdy człowiek jest zły. Dlatego nigdy nie wygrywa ten lepszy, ale ten sprytniejszy. Wygrywa przypadek. Wygrywa fałsz. Nie ma - to prawda, że haniebnego - podziału na większe i mniejsze zło. U Szekspira w tej interpretacji nie tylko istnieje zło jawne i bezwstydne, lecz także zło skryte, zło o obliczu jasnym i promiennym. Zło świadome siebie i zło samookłamujące się.

TO, CO NIE NASZE

Na początku przedstawienia oglądamy świat w przekrzywionej optyce - na scenie stoi przechylony i oparty na boku stół o długim blacie. A potem wejdzie Ryszard (Mirosław Baka) i ustawi go normalnie. Ale co to znaczy normalnie? Skoro normalnością tego świata jest zabijanie, przegryzanie gardeł, duszenie i ścinanie głów? Wszyscy bohaterowie dramatu zostali ubrani na czarno. Nawet dzieci. Na białym tle ścian wyglądają jak robaki, które żrą trupa. I żrą się między sobą. Może zresztą jest to wataha wilków: ujadają, skowyczą i warczą na siebie. Jednak nie są wcale ogarnięci żadną pasją ani gorączką. Wpadają na siebie po prostu niczym bilardowe kule, oddając uderzenie.

Niemal od razu reżyser przenosi nas w sam środek sporu dynastycznego. Nieważne, jaka to dynastia, kto czym i kim rządzi. Scena to wielki gabinet, zarazem polityczny i lekarski. Trupy walczą z trupami o prawo do oglądania własnego trupa. Jądrem gdańskiego przedstawienia są sceny politycznych dysput i targów. Mają swoją temperaturę, są grane z napięciem, pulsują i iskrzą w chwilach utrącania kolejnych graczy. Centralny obiekt scenograficzny - wielki biesiadny stół nie służy do wieczerzy, ale do zabijania i planowania morderstw. Tu toczy się spory na śmierć i życie. Wszystkie postaci zostały przypisane do jakiejś frakcji, każda rozgrywa przy tym stole swoją własną batalię. To gra o stołki. W sensie ironicznie dosłownym, bo każdy z bohaterów wchodzi na scenę ze swoim krzesłem. Po śmierci właściciela krzesła wędrują na linach w górę. Wiszą w białej pustce pod sufitem. Zgodnie z tą symboliką w spektaklu Nazara każdy z bohaterów obnosi się ze swoim życiem, jak z krzesłem pod pachą. Postawić je tu, czy postawić tam? Jakaś część nas jest poza nami, nie należy tylko do nas, bo mają do niej prawo także inni ludzie. Mogą nam ją dać lub zabrać. I o to, co "nasze poza nami" toczy się tu cała rozgrywka. O życie.

CZŁOWIEK Z PLANEM

W każdej sztuce Szekspira istnieje jedna scena, która stanowi do niej klucz. W "Ryszardzie III" będzie to rozmowa Ryszarda z Lady Anną. Bohater nie może być od początku pewny, że ją zdobędzie. Scena oświadczyn nad trupem jej teścia jest dla niego hazardem. Kiedy Ryszard daje jej sztylet i mówi zabij, zemścij się, nie wie, czy ona tego naprawdę nie uczyni. Ryzykuje, bo niepewność, pytanie: czy się uda?, podnieca go. To wahanie, nieustanne sprawdzanie swoich możliwości popycha Ryszarda do działania, jest w nim sens, ale i perwersja. Tymczasem grający tytułową rolę Mirosław Baka wie o ludziach i o sobie wszystko - kobiety są słabe i zawsze ulegają, wrogowie głupi i zbyt wolni, stronnicy naiwni. To ja rozdaję karty. Tak pojęty Ryszard III nie gra w pokera z Bogiem, ludźmi i światem, ale co najwyżej w czarnego piotrusia, w którym zawczasu zaznaczył sobie feralną kartę i odłożył na bok, bo nie lubi ryzyka.

Nie da się zagrać takiej roli na jednym tonie. A Baka zagrał. Wydobył tylko jeden odcień, jeden walor charakteru Ryszarda. W jego ujęciu to genialny gracz, człowiek z planem, człowiek, który coś sobie wymyślił i teraz to realizuje. Bez wahania, bez niepewności. Czerń, w którą jest ubrany, jest także w jego wnętrzu. A przecież Ryszard to także jest aktor. Nieprzypadkiem u Szekspira oglądamy najpierw sytuacje z jego udziałem, a potem słyszymy autokomentarz bohatera do jego zachowania. I tak przez kilka pierwszych scen. Jakby Ryszard uczył nas reguł swojej gry. Kazał patrzeć pod innym kątem na to, co robi. Z pamięcią, że kłamie, oszukuje, udaje. U Nazara Baka powtarza pierwsze słowa monologu Ryszarda kilka razy, jakby uczył się ich na pamięć, utwierdzał się w słuszności swego postępowania.

USUNĄĆ DEMIURGA!

Wadą tego przedstawienia jest absolutny brak spontaniczności. Wszystko zostało w nim zaprogramowane i wytrenowane. Niewidzialne paluchy reżysera popychają aktorów to tu, to tam. Każda scena zbiorowa, zakomponowany w plastycznej ramie obraz zostaje zdynamizowany. Nazar zdaje się sztucznie pobudzać swojego teatralnego kolosa do ruchu. Kłuje, kopie, dawkuje elektrowstrząsy. Zwraca uwagę automatyczność gestów i działań aktorów, refreniczność wielu sekwencji. Nazar widzi ludzi jako figurki w wielkiej mechanicznej zabawce, zastygłe w powtarzaniu tych samych, wyuczonych gestów. Gdański zespół gra jak wytresowany, chodzi po niewidzialnych liniach narysowanych na podłodze, rządzi nim prawo geometrii.

Nazar zmusza aktora, żeby (mówiąc nie tylko metaforycznie) grał z zaciśniętą pięścią. I nie otwierał jej pod żadnym pozorem, bo w zaciśniętej garści trzepocze się co najwyżej struchlałe nic. Nie wiadomo czemu służy jego walka, co można dzięki niej zdobyć. Ale aktor Nazara nigdy do tego się nie przyzna. Reżyser również, choć redukuje psychologię postaci. Zgoda - to, co jest w spektaklu walką, polega na niuansach, ale to, co jest refleksją bohatera, jawi się jako jednowymiarowe. Bohater Nazara nie rozumie świata, w którym istnieje. Nie podejmuje z nim walki, ale gra o przetrwanie. W bohaterach siedzi tylko jeden imperatyw, która pcha ich do przodu i przeciw sobie. To nie prawo biologii, ale odmiennie zwrócony wektor siły. "Ryszard III" w tej interpretacji to sztuka o ludziach - wszystkich takich samych i czyniących wciąż to samo. Bohater? Może być nim Ryszard, Edward, Henryk, Clarence. Pierwszy walczy z Drugim, Czwarty z Szóstym. Przypadek, że wygrał akurat ten Trzeci. Następny król miał inne imię i numer Siódmy. Puste miejsce między Trzecim a Siódmym nazywa się chaos, rzeź, Ryszard.

GORYCZ I NIENAWIŚĆ

Nazar nie miał niestety pomysłu na bitwę pod Bosworth. Nieważne, że scenę zapełnia wtedy chór upiorów na krzesłach mamroczących teksty swoich ról. To nie bitwa, to rokowania pod Bosworth: na przeciwległych krańcach stołu zasiedli uzurpator Ryszard i pretendent Richmond. A bez teatralnego znaku bitwy nie ma tej sztuki. Jak umiera Ryszard u Nazara? Oto największy gracz, krętacz i cynik, ojczym Richmonda, Stanley odbiera znieruchomiałemu Ryszardowi metalową laskę, znak jego władzy. Bohater pada na kolana. I tyle? Na finał?

Widać Nazara nie interesuje koniec szekspirowskiej rozgrywki, interesuje go jej trwanie, jej puls, jej apogeum. Koniec jest przecież zawsze taki sam: klęska, śmierć. Nazar nie wierzy w zadośćuczynienie, pokój, sprawiedliwość i podejrzewa (niekoniecznie słusznie), że Szekspir też w nie nie wierzył. Woli więc oglądać ludzi w śmiertelnym zwarciu. Z każdej sceny czuć gorycz i nienawiść reżysera do życia pojmowanego jako walka i rozgrywka. Ale czuć też zbawczy cynizm: bo przecież innej rzeczywistości nie ma. Nikomu nie dano prawa do odmowy. To nie jest rzeczywistość, którą można polubić, ale i nie koszmar. W efekcie głównym i najciekawszym bohaterem szekspirowskiej tragedii staje się Stanley, czyli lis. Ten, który potrafi przechytrzyć wszystkich, zdradzić w odpowiednim momencie i przetrwać. W jednej ze scen grający Stanleya Igor Michalski miota się między dwoma stronnikami Ryszarda i Elżbiety siedzącymi przy różnych końcach stołu. Nie wie, gdzie postawić swoje krzesło. Posłucha tych, doradzi tamtym, ale strzela oczami na boki. Dzięki dwuznacznej (i świetnej!) roli Michalskiego Nazar ilustruje zmieniające się układy sił, koterii, w genialnym, reżyserskim skrócie.

IRONICZNE ROJENIA

Wysoko w górze, w przestrzeni wisi okno z ckliwym kwiatuszkiem i firankami. Siedzi tam dziecko, które patrzy na rzeź w dole. Kto patrzy? Bóg, który jest dzieckiem? Mały Nazar? Mały Kowalski? Mały Drewniak? Tylko dziecko zawieszone ponad światem pozostaje czyste. Ale klamrą domykającą spektakl jest obraz, w którym na podłogę spada donica, dziecko otwiera okno, słyszymy śpiew. Kto śpiewał? W uwerturze, do spektaklu Nazar pozostawił małą furtkę interpretacyjną, która wyjaśni sens tej sceny. Oto z podłogi wystaje głowa Ryszarda. Może przed chwilą ją ścięto. Głowa mówi monolog: "Postanowiłem zostać nikczemnikiem..." Czyżby wszystko, co wydarzy się później, było tylko marzeniem ściętej głowy. Uzurpacją zła? Rojeniem o zbrodni doskonałej? W ściętej głowie Ryszarda, która opowiada o swojej walce, hańbie i klęsce, tkwi mordercza ironia Nazara. Choćby dla niej warto pamiętać o gdańskim przedstawieniu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji