Artykuły

Biblijny Józef w Radomiu

Jeżeli miarę sukcesu jest owacja na stojąco, a potem bisy jeden po drugim, i tak na każdym spektaklu, a odbyło się ich już blisko 20, to można mówić o sukcesie. Musical A.L Webbera "Józef i cudowny płaszcz snów w technikolorze", wystawiony w radomskim teatrze jest tak właśnie przyjmowany przez publiczność. A i krytyka nie szczędzi dobrego słowa.

Zanim doszło do premiery 17 lutego, dyrektor sceny i zarazem reżyser przedstawienia Wojciech Kępczyński, zorganizował konkurs dla wykonawców - tańczących i śpiewających, młodych, zdolnych. Zjechali z całej Polski, by stworzyć zgrany, musicalowy zespół. Wystawienie w teatrze radomskim musicalu Webbera, bądź co bądź klasyka tego gatunku, wydawało się zamierzeniem nierealnie ambitnym. A jednak. Wojciech Kępczyński - aktor, reżyser i choreograf, pasjonujący się od lat teatrem muzycznym, zaprosił do współpracy Macieja Pawłowskiego - kompozytora, dyrygenta, aranżera, jazzmana, i Małgorzatę Treutler, znakomitą scenografkę, tworząc z nimi świetny, profesjonalny spektakl. "Józef..." to wczesne dzieło Webbera, z librettem Tima Rice'a, który wyjął z "Księgi Rodzaju" opowieść o Józefie, sprzedanym do Egiptu przez zazdrosnych braci. Trzeba przyznać, że muzyka Webbera jest pomieszaniem różnych styli. Pobrzmiewają w niej i pop, i country, i rock'n'roll, i calypso, które łatwo wpadają w ucho.

Maciej Pawłowski: - Szczerze mówiąc, na początku, tuż po przesłuchaniu płyty, nie za bardzo byłem do tego przekonany. Muzyka sprawiała wrażenie szalenie eklektycznej i nie znając scenariusza trudno było powiedzieć, co to właściwie jest. Ale po długich rozmowach z reżyserem, ze scenografką, jak to ugryźć, co zrobić, by zachować twarz musicalu, znaleźliśmy klucz. Jest to trudny spektakl, bo z muzyką non stop, bez scen mówionych.

Podobno do spektaklu wprzęgnięto supertechnikę?

- Stosujemy jednocześnie połączenie komputerów, nagrań z żywą orkiestrą i takie różne patenty, które są wykorzystywane w Stanach, a my musimy, choćby dlatego, że w kanale orkiestrowym nie ma miejsca dla 60 muzyków. Z trudem mieści się tam nasza ósemka. Ale wszystkie wokale są na żywo i nie ma tu żadnego oszustwa.

Spektakl jest znakomitym pastiszem i zabawą, w której uczestniczą i wykonawcy, i publiczność. Teksty, w tłumaczeniu Klaudyny Rozhin, są naprawdę dowcipne. Widać też, że nie brak poczucia humoru i reżyserowi. Na przykład Faraona (Dariusz Kordek) przeobraził w replikę Elvisa Presleya, wyśpiewującego w rytmie rock'n'rolla opowieść o swoim dziwnym śnie, a Putyfara (Dariusz Kowalski) w egipskiego biznesmena z telefonem komórkowym.

- Dla mnie udział w tym musicalu to niesamowita sprawa, zwłaszcza że po 7 latach przerwy wróciłem do tego, co robiłem kiedyś - mówi Sasza Janowicz (Neftali). - Bo ja pracowałem kiedyś w teatrze w Mińsku, na Biłorusi skąd pochodzę i skąd przyjechałem do Polski parę lat temu. Tutaj studiowałem anglistykę na Uniwersytecie Śląskim i tutaj grałem ze swoim zespołem bluesoworockowym w Sosnowcu. Strasznie mi brakowało teatru, więc kiedy dowiedziałem się, przypadkowo o eliminacjach w Radomiu, natychmiast przyjechałem, zwłaszcza że jestem fanem Webbera. No i stał się cud, bo nie dość, że znowu jestem na scenie, to w dodatku w musicalu Andrew Lloyda. Kiedyś razem z kolegą przetłumaczyłem na rosyjski "Jesus Christ, Superstar", który wystawiono potem w moskiewskim teatrze Mossowiet. Co będę robił dalej? Przyznam, że połknąłem bakcyla i myślę poważnie o szkole aktorskiej albo wokalnej. Tutaj sporo się nauczyłem, bo nie było mowy o żadnej taryfie ulgowej.

Wojciech Kępczyński stworzył podczas pracy wspaniałą atmosferę, ale też i rygor. W ostatnich tygodniach przed premierą plan pracy opatrzony był taką uwagą: "Od godziny 10.00 do 24.00 wszyscy do dyspozycji reżysera". Dla wszystkich było to oczywiste.

Piotr Słota-Grabowski (Aser): - Reżyser rzucił nas na głęboką wodę. Wymagał ostrej pracy, punktualności, obowiązkowości. Nie ma co, dostaliśmy w kość, ale tak powinno być, jeżeli chce się zrobić rzecz naprawdę profesjonalną. Czy "Józef..." wpłynie na moje losy? Już wpłynął. Przyjechałem na przesłuchanie jako student IV roku Studium Wokalno-Aktorskiego przy Teatrze Muzycznym w Gdyni. W tej chwili jestem już absolwentem, ponieważ musical Webbera to mój spektakl dyplomowy. Poza tym myślę, że sukces spektaklu pomoże mi w zdobyciu angażu w teatrze, np. Buffo albo w Rampie.

Tytaniczna praca dała efekty, o których chyba nawet nie marzono. Młodzież przychodzi na spektakle po kilka razy. Dwie dziewczyny założyły fanklub "Józefa...", o czym zakomunikowały dyrektorowi Kępczyńskiemu. Na każdym przedstawieniu widownia zapełniona jest po brzegi, a bilety wysprzedano do połowy kwietnia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji