Artykuły

O młodości

W krótkim okresie czasu widziałem w Krakowie trzy interesujące przedstawienia: "Tramwaj zwany pożądaniem" Williamsa ze znakomitą rolą Zofii Niwińskiej, przejmują­cy "Pamiętnik Anny Frank" w Teatrze "Roz­maitości" oraz nową sztukę polskiego auto­ra: myślę o "Bogach deszczu" Jerzego Krzysztonia, których współtwórcą stał się młody reżyser, Jerzy Grotowski.

Nie chciałbym niczego upraszczać - ale w sztuce Krzysztonia (jak ją pokazał Grotowski) zainteresował mnie swoiście ujęty problem młodego pokolenia. Jakie jest miej­sce młodych w naszym świecie współcze­snym? Do czego ta młodzież dąży? Czy jest szlachetna? Czy wykolejona? Szczęśliwa, czy zrozpaczona? Pewna siebie, czy zdezo­rientowana? Zdemoralizowana, czy po prostu niepewna co robić z nadmiarem zgroma­dzonych sił?

Oczywiście - że sprawa młodej generacji jako problem literacki, a zarazem społeczny i "życiowy" - to wynalazek romantyzmu (i preromantyzmu). Przedtem pisarze i filo­zofowie nie zaprzątali sobie głowy tego ro­dzaju zagadnieniami. Kochanowski czy Sęp Szarzyński raczej się martwili problemem starości, uciekającego życia, nieuchronnej śmierci. Tak samo rzymski Horacy. "Cyd" jest sztuką o konflikcie obowiązku rodzinnego i miłości - młodzieniec jest tu bohaterem, ale trudno nazwać dramat Corneille'a utwo­rem, poświęconym sprawie młodej genera­cji. Dopiero "Werther" Goethego, - a więc utwór par excellence preromantyczny - uka­zał młodzież, która stanęła zakłopotana wo­bec własnej swej młodości. "Pierwsza Część Dziadów", "Spowiedź dziecięcia wieku", "Go­dzina myśli", wiele wierszy Shelley'a - dały wyraz nowemu w świecie myśli literackiej zjawisku. I nowej sprawie.

Wydaje się, że dziś poczucie owego pro­blemu odradza się i u nas i w wielu innych krajach, z wielką siłą dramatyczną. Niektó­rzy reprezentanci literackiej młodzieży czują się tak, jakby zagubili drogę. Dlatego właśnie charakterystyczna mi się wydaje sztuka Krzysztonia; i może jeszcze bar­dziej - kształt, który jej nadał krakowski Teatr Kameralny. Dwóch młodych ludzi - malarz i poeta - rozmawia o sztuce, o so­bie, o miłości, o świecie. Brawurują trochę po szczeniacku, zapijają się, robią sobie ka­wały, sprzeczają się, drwią z siebie i innych. Malarz jest na ogół obrotny i brutalny, poeta - niezręczny i "pechowy". W pewnej chwili sprzeczka o kobietę wywołuje mię­dzy nimi konflikt "honorowy", który się rozwiązuje w sposób arcywspółczesny, chu­ligańskim pojedynkiem... na rzucanie bu­telek. Gdy poecie wydało się, że na wpół przypadkowym ciosem zabił przeciwnika - wychodzi na jaw, iż stało się to tylko w roz­gorączkowanej wyobraźni. Ale sama perspektywa takiego rozwiązania wyzwala w duszy obu chłopców uczucia nieprzeczuwanej przyjaźni i chęci poświęcenia. Ten dość niespodziewany zwrot wydaje mi się w sztu­ce ładnym i interesującym rysem.

Dla autora sprawa "pecha" jest chyba jednym z ważnych problemów. Może nie bez oddziaływania Szaniawskiego nazwał on swój utwór w tekście drukowanym - "Rodziną pechowców". Jest to rodzina z ducho­wego powinowactwa, obejmuje zaledwie dwie osoby, owego młodego chłopca-poetę i ślicz­ną dziewczynę zakochaną niewzajemnie w malarzu, a znów z kolei nieszczęśliwie przez swego "brata w nieszczęściu" kochaną. Lecz sprawa "pecha" wydaje mi się w utworze Krzysztonia dość marginesową - a w każdym razie potraktowaną mniej interesująco. Trud­no tu zresztą mówić o "rodzinie", gdyż sztu­ka ta także i pod tym względem spokrewnia się z niektórymi utworami romantycznymi iż tylko mężczyźni żyją tu w pełni; kobiety są jakby cieniami tamtych, posłusznymi każdemu skinieniu. Wydają mi się więc po­chodnym tworem wyobraźni.

Reżyser, wraz ze scenografami (Lilianą Jankowską i Antonim Tośtą) zlokalizował dużą część akcji - na huśtawkach. Zaciekawił mnie ten pomysł, wykorzystany w scenicznym ruchu, z dynamizmem i plastyką. Huśtawka niepewności i arogancji, nędzy i niespodziewanych skoków fortuny, ogól­nej sytuacji i indywidualnego losu - zdaje się być pozycją dobrze odpowiadającą głów­nym postaciom. W trochę wątłym i skąpym tekście utworu podkreślił reżyser ciętość, lekkość, pomysłowość i dowcip dialogu. Ale sam ten tekst "rozgrywa się" tylko w cen­tralnym punkcie sceny; część lewa poświę­cona została analizie akcji, prawa - dy­gresjom poetyckim, a częściowo także i, cy­tatom ze współczesnej publicystyki. Ten "montaż" mógł być dość ryzykowny, jednak złożył się na całość wymowną i udaną. Miał­bym tylko wątpliwość co do wstawek fil­mowych, których rytmikę kompozycyjną ro­zumiem (każdy akt zaczyna się od tych samych zdjęć) - ale w całości wydaje się to trochę niepotrzebne i bezładne. Sprzeczał­bym się wreszcie na temat niespodziewanie tu wprowadzonego wielkiego monologu z "Hamleta". Przecież arcydramat Szekspira jest raczej tragedią dojrzałości; traktować go jako indywidualny bunt młodości w sen­sie, który wypełnia sztukę Krzysztonia, to jakiś trochę dziwny dysonans.

Może i dlatego reżyseria stworzyć umiała z tekstu Krzysztonia widowisko tak ciekawe, iż bardzo inteligentnie i współ-czująco (w sen­sie Norwidowskim tego słowa) dopomogli tu aktorzy. Leszek Herdegen (malarz Hubert), dysponujący bogatym materiałem głosowym, interesujący w ruchu scenicznym; Tadeusz Śliwiak (poeta Andrzej) kontrastujący z tamtą postacią dzięki maskowanej nie­pewności; Roma Próchnicka, bardzo ładnie modulująca tekst swej roli i jej wdzięczne ruchy; Zofia Więcławówna, odmienna od tamtych, jakby wycięta ze sztuk Zapolskiej... A wśród nich niby piąty aktor: muzyka zmontowana przez Jerzego Kaszyckiego, nie­samowita i groźna, jak wicher czy lot pi­kującego bombowca...

Graham Greene mówi w "Sednie sprawy", że "rozpacz to cena jaką się płaci za postawie­nie sobie nieosiągalnego celu". Dla młodości nie ma takiego celu; a więc i nie ma tak rozpaczliwej ceny. Sztuka o młodzieży współ­czesnej nie jest więc utworem tragicznym.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji