Artykuły

Sklep z marionetkami

"Lalka" w reż. Wojciecha Kościelniaka w Teatrze Muzycznym w Gdyni. Pisze Katarzyna Fryc w Gazecie Wyborczej - Trójmiasto.

(...)

Zaskakujące, z jakim pietyzmem Kościelniak w warstwie fabularnej trzyma się litery pierwowzoru. Reżyser, którego znakiem rozpoznawczym jest przełamywanie konwencji, prowadzi ponadtrzygodzinną historię Stanisława Wokulskiego (elegancko poprowadzona rola Rafała Ostrowskiego) tak jak chciał tego Prus. Zaczyna sceną piwnej biesiady, podczas której poznajemy przeszłość Wokulskiego, a kończy znamiennym niedopowiedzeniem co do jego przyszłych losów. Historię galanteryjnego kupca, który z miłości dla pięknej, acz wyrachowanej arystokratki stale podnosi swój status materialny, społeczny i towarzyski, prowadzi drogą, którą wyznaczają ramy XIX-wiecznej powieści.

W interpretowaniu historii Wokulskiego i Łęckiej (w znakomitym stylu wracająca do formy Renia Gosławska jako posągowa, lecz chwilami drapieżna arystokratka) Kościelniak także zaskakuje. Ten znany z oryginalności i niekonwencjonalnych pomysłów inscenizator pozostaje wierny kanonowi dotychczasowych odczytań powieści, które jako marionetkę w teatrze lalek każą odbierać nie tylko pannę Izabelę, także Wokulskiego mechanicznie spełniającego wszystkie jej oczekiwania, i cały świat warszawskich salonów schyłku XIX w. Stąd przywoływany na scenie wielokrotnie - w wykonaniu aktorów oraz za sprawą animacji - motyw tańca i kroków marionetek.

Kościelniak korzysta jeszcze z innego znanego powszechnie klucza interpretacyjnego, który zasadza się na metaforze Wokulskiego wydobywającego się z mozołem z piwnicy jako symbolu jego późniejszych losów. Reżyser wywodzi stąd motyw przewodni pierwszej w Polsce musicalowej wersji "Lalki" - jest nim powtarzająca się scena wychodzenia Stacha z piwnicy, a potem dalszego podążania w górę po szczeblach drabiny. Drabiny społecznej?

Co dzięki temu osiąga? Klarowność przekazu, bo nawet jeśli jakimś cudem ktoś nie zna treści "Lalki", nie ma szans się pogubić. Dzięki czytelnie poprowadzonej akcji widz może nacieszyć zmysły wyjątkowymi walorami inscenizacji, która urodą, jakością wykonania i pomysłami reżyserskimi przyćmiewa chyba wszystko, co działo się w Muzycznym od czasów "Francesca" (też w reżyserii Kościelniaka). I z wyjątkiem pokazanej w zeszłym roku w ramach Festiwalu Teatrów Muzycznych "Opery za trzy grosze" wrocławskiego Teatru Capitol (także w reżyserii Kościelniaka, notabene).

W "Lalce" Kościelniak podąża drogą podobną do tej, którą wcześniej przeszedł w "Operze za trzy grosze". Za nim widz przemierza obszary absurdu, zahacza o groteskę, chwilami płynie w stronę pantomimy. Taki jest świat warszawskiej elity zanurzonej w konwenansach, rozkochanej w etykiecie, hołdującej pozorom. Im więcej w niej fasadowości, tym mocniej postaci dryfują w stronę groteski (Tomasz Łęcki w znakomitej interpretacji Andrzeja Śledzia, Tomasz Bacajewski jako Kazio Starski, Tomasz Więcek jako subiekt Mraczewski czy Tomasz Grzegor - wyborny baron Krzeszowski). Na tym tle Stanisław Wokulski i jego wierny druh Ignacy Rzecki (niestety mało wyrazista rola Zbigniewa Sikory, który dopiero w finałowej scenie dodaje swej postaci prawdziwego dramatyzmu) wydają się ostoją normalności.

Ojcem sukcesu "Lalki" jest z pewnością Wojciech Kościelniak - jego inscenizacyjny instynkt, talent i pomysłowość. Ale spektakl, któremu śmiało można wróżyć powodzenie, ma też wielu innych autorów. Dzięki muzycznym kompozycjom Piotra Dziubka (świat Wokulskiego i Łęckiej wpisał w klimat swingującego jazzu i rytmów dixielandowych), piosenek Rafała Dziwisza, prostym, ale znakomitym pomysłom scenograficznym Damiana Styrny, kostiumom Katarzyny Paciorek oraz perfekcyjnie wykonanej choreografii Beaty Owczarek i Janusza Skubaczkowskiego (taneczne sceny zbiorowe nie ograniczają się do funkcji efektownego tła) widz wychodzi z teatru z poczuciem nasycenia.

Jeśli do tego dorzucić odtwórców wielu ról drugoplanowych (białoruski aktor Sasza Reznikow jako Suzin, Marek Richter jako prof. Geist, Magdalena Smuk i Aleksandra Meller w podwójnym wcieleniu pani Meliton, Katarzyna Kurdej w roli prostytutki Marii, wielość postaci Krzysztofa Żabki - długo by można wymieniać), których występy stają się samodzielnymi etiudami aktorskimi oraz ściskającą za gardło scenę finałową w wykonaniu Rafała Ostrowskiego - czapki z głów.

Całość w Gazecie Wyborczej - Trójmiasto.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji