Artykuły

Listy o muzyce

PRACOWITE TYGODNIE MIŁOŚNIKA OPERY - NIE WSZYSTKO ZŁOTO, CO NA FESTIWALU - CZY POLSKIM TEATROM TEŻ BRAK INSTRUMENTÓW? - TRAGICZNIE ZAŚPIEWANE I WYPŁAKANE PRZEZ EDWARDA STACHURĘ - 60 LAT CZEKALIŚMY NA "WOZZECKA" - "MOWA ŚPIEWANA" ŁAMIGŁÓWKĄ DLA NASZYCH ŚPIEWAKÓW - BURZA PO PRAPREMIERZE "WOZZECKA" - "TRUCICIEL NIEMIECKIEJ MUZYKI" - "HAŁAŚLIWE DYSONANSE SPRAWIŁY, ŻE KOMPOZYTOR ZOSTAŁ GENIUSZEM" - "TROJANKI" EURYPIDESA W OPERZE A MOŻE BY TAK WE WROCŁAWIU?

Mój drogi!

Ostatnie tygodnie spędziłem niezwykle pracowicie - z opery na operę, z pociągu na pociąg, z koncertu na koncert: "Ognisty Anioł" Prokofiewa i "Ślepcy" Jana Astriaba w Poznaniu (o których Ci niedawno pisałem). "Mefistofeles" Arrigo Boito w Teatrze Wielkim w Łodzi, przezabawna buffo-mini-opera Krzysztofa Szwajgiera w krakowskim Teatrze "Stu", wstrząsający "Wozzeck" Albana Berga i "Trojanki" Joanny Bruzdowicz oraz ogromny balet Johna Neumeiera do I Symfonii Mahlera "Miłość i ból i świat i marzenie" w Teatrze Wielkim w Warszawie i wreszcie prapremiera "Pierścienia i róży" Witolda Rudzińskiego według opowiadania Williama Thackeraya w Operze Wrocławskiej, a we Wrocławskiej Filharmonii XXX-lecie, uwieńczone "Dziewiątą" Beethovena, Zimerman we Wrocławiu, a na domiar XXIV Festiwal Polskich Sztuk Współczesnych. Chodziłem pilnie na nieomal wszystkie spektakle tego festiwalu, chcąc się dowiedzieć, przekonać się, czy istnieje jakaś współzależność stylu twórczości i wykonania między polską muzyką i polskim dramatem, między polskim teatrem operowym i polskim teatrem dramatycznym. Muszę wyznać z żalem, że nierzadko na festiwalowych spektaklach porządnie się wynudziłem.

Mając za sobą doświadczenia z Wrocławskiego Festiwalu Polskiej Muzyki Współczesnej, "Poznańskiej Wiosny", "Jesieni Warszawskiej", stwierdziłem nie bez zdziwienia, że polska twórczość muzyczna jest bardziej interesująca, bardziej progresywna od polskiej twórczości dramatycznej, a zwłaszcza poziom polskiego wykonania muzycznego jest bez wątpienia wyższy od przeciętnego poziomu polskiego teatru. Polskie instytucje muzyczne skarżą się na emigrację najlepszych instrumentalistów i wokalistów, na brak dobrych instrumentów i akcesoriów i tym mogą usprawiedliwić kryzys widoczny w kilku zespołach. Czym usprawiedliwiają takie obniżenia poziomu artystycznego pozawarszawskie teatry dramatyczne? Teatr polski należał niedawno - podobnie jak polska muzyka - do najlepszych w świecie!

Ale wracając do muzyki, chciałbym zwrócić uwagę na jeden ze spektakli wrocławskiego festiwalu - na spektakl muzyczny Teatru Nowego w Poznaniu "Miłość, czyli życie, śmierć i zmartwychwstanie zaśpiewane, wypłakane i w niebo wzięte przez Edwarda Stachurę". Muzykę do tego spektaklu, opowiadającego o życiu i twórczości Stachury, napisał Jerzy Satanowski i Jerzy Satanowski wyreżyserował to poetycko-muzyczne widowisko. Satanowski jest wybitnym muzykiem, tworzącym muzykę do teatrów dramatycznych. "Miłość i życie" reżyserował jak muzyk - muzyką. Muzyką idealnie pasującą do współczesnych, przejmujących tekstów Stachury, muzyką prostą i nowoczesną, jak prostym i nowoczesnym poetą jest Stachura - muzyką, konkretnym dźwiękiem oddalającego się pociągu, piosenką i ciszą. Najgłębiej przejmujące fragmenty prozy Stachury reżyser pozostawił w ciszy, albo dodał jej tylko jakiś nierealny, rytmiczny dźwięk - Janusz Michałowski wcielający się w Stachurę, przejmujący w swej prostocie Leszek Łotocki, pozostaną nam na długo w pamięci, wtopieni w prawdziwie poetycką, prawdziwie tragiczną atmosferę tego przedstawienia, w którym muzyka naprawdę współgrała z poezją.

A teraz o "Wozzecku" Albana Berga. Przez prawie 60 lat czekaliśmy na wystawienie tego fundamentalnego dla współczesnej opery dzieła na polskiej scenie. Przed 20 laty przygotował "Wozzecka" Bohdan Wodiczko, ówczesny dyrektor Opery Warszawskiej. Opera Berga miała iść na scenie Teatru Wielkiego w Warszawie, który miał być niebawem otwarty. Niestety, Bohdana Wodiczkę pozbawiono wówczas dyrekcji Opery Warszawskiej i "Wozzeck" poszedł do lamusa. Dopiero teraz sięgnął po to znakomite dzieło Robert Satanowski, wystawiając w warszawskim Teatrze Wielkim "Wozzecka" pod własnym kierownictwem muzycznym, w inscenizacji i reżyserii Marka Grzesińskiego (znamy go z wrocławskiej prapremiery "Manekinów" Zbigniewa Rudzińskiego), w scenografii Barbary Kędzierskiej. Obszernie o tej premierze pisze w tym numerze "Odry" Rafał Augustyn.

Jest to niezwykle trudne do realizacji dzieło - zarówno pod względem muzycznym dla zespołu orkiestralnego i dla śpiewaków, jak pod względem wokalnym, gdyż znaczna część partii wokalnych napisana jest na "Sprechgesang" - "mowę śpiewaną" zupełnie nieznaną dla wokalistów, śpiewających najczęściej opery oparte na belcanto, względnie opery werystyczne. Dość powiedzieć, że na przygotowanie prapremiery w roku 1925 na scenie Opery Berlińskiej potrzeba było aż 137 prób! "Wozzeck" nie jest też łatwy do odbioru. Warto przypomnieć, że po berlińskiej prapremierze wybuchła wokół opery Berga prawdziwa burza. Od czasów słynnej walki "gluckistów" i "puccinistów" po paryskiej premierze "Ifigenii w Aulidzie" Glucka w roku 1764 żadne dzieło teatralne nie wywołało tak awanturniczych sporów. Zwolennicy postępu w muzycznym teatrze okrzyknęli operę Berga za szczytowe osiągnięcie teatru operowego, natomiast ortodoksyjni przeciwnicy wiedeńskiej szkoły Arnolda Schönberga nazwali kompozytora i realizatorów "Wozzecka" gromadą szaleńców: "Gdy wczoraj wieczorem opuszczałem Operę Państwową - pisał nazajutrz po prapremierze "Wozzecka" recenzent "Deutsche Zeitung" Paul Zschorlich - miałem wrażenie, że nie wychodzę z przybytku sztuki, ale z publicznego domu wariatów. Na scenie, w orkiestrze, na sali - sami obłąkani! Wśród nich w zwartym szyku szturmowe oddziały mistrza atonalności, derwisza Arnolda Schönberga. "Wozzeck" Berga był hasłem bojowym. - Dzieło Chińczyka z Wiednia! Albowiem z europejską muzyką i jej rozwojem ten wściekły, masowy atak instrumentów nie ma nic wspólnego... Uważam Berga za muzycznego hochsztaplera, niebezpiecznego dla społeczeństwa".

Recenzent zaś "Germanii" w artykule, który również ukazał się nazajutrz po premierze (co za czasy, kiedy recenzje z prapremiery ukazywały się następnego ranka. U nas trzeba na recenzje czekać tygodniami, a często - jak np. z prapremiery "Pierścienia i róży" w większości miejscowych dzienników nie ukazała się w ogóle recenzja. Widocznie tamci dawni recenzenci mieli poczucie odpowiedzialności i odwagę wypowiedzi!), oskarżał Berga o zatruwanie rodzimej muzyki: "Berg zaprezentował skrzeczące gdakanie, sabat czarownic, poobcinane dźwięki instrumentów, zmaltretowane gardła, zwierzęce krzyki, wycia, chrząkania, wstrętne odgłosy... Berg jest trucicielem źródła muzyki niemieckiej!" Korespondent AP kablował do Ameryki: "Opera hałaśliwych dysonansów spowodowała, że kompozytor został okrzyknięty geniuszem"... I rzeczywiście w kilka lat później opera Berga została uznana za dzieło genialne, wystawiana na wszystkich nieomal poważnych scenach operowych świata, zdobywała rekordy powodzenia. Po amerykańskiej prapremierze w roku 1931 w wykonaniu Philadelphia Grand Opera Company, pod dyrekcją Leopolda Stokowskiego, "Christian Science Monitor" relacjonował: "Kompozytorzy, dyrygenci, artyści muzycy i publicyści muzyczni przybywali na premierę z miejscowości odległych o setki mil. Specjalny pociąg przywiózł melomanów z Nowego Jorku. Sensacja artystyczna dorównywała sensacji sportowej - tak fetowano dotychczas w Ameryce jedynie wielki mecz piłki nożnej! Sukces "Wozzecka" był powszechny i całkowity!".

Byłem na "Wozzecku" w warszawskim Teatrze Wielkim dwa razy, a przedtem widziałem tę operę w Bernie i w Berlinie - za każdym razem byłem głęboko wstrząśnięty tym okrutnym ekspresjonistycznym dramatem, muzyką pełną wyrazu.

W kilka dni po zobaczeniu "Wozzecka" poszedłem na premierę "Trojanek" Joanny Bruzdowicz, wystawionych na małej scenie im. Emila Młynarskiego. "Trojanki" były już grane na tej scenie przed pięcioma laty. Po 11 spektaklach zeszły z repertuaru. Wydaje mi się rzeczą najzupełniej słuszną przywrócenie tego znakomitego dramatu muzycznego do życia. Libretto do "Trojanek" napisał Michał Sprusiński według tragedii Eurypidesa. Tragiczne dzieje kobiet trojańskich: Hekuby, Kasandry, Andromachy oraz Heleny wyśpiewane, a częściowo wypowiedziane w symbiozie z niesłychanie dramatyczną muzyką, w której instrumentalna muzyka serialna splata się z muzyką elektroakustyczną, robią wstrząsające wrażenie, zwłaszcza iż są interpretowane przez znakomite śpiewaczki i aktorki. Hekubę, wdowę po królu Troi Priamie, z niesłychaną ekspresją gra i śpiewa Krystyna Jamroz - to jeszcze jedna wielka rola tej wspaniałej śpiewaczki i aktorki. Andromachę gra Hanna Stankówna, aktorka Teatru Polskiego - z niezwykłą pasją, na granicy rozpaczliwego krzyku, wstrząsająca w momencie, gdy zabierają jej na śmierć maleńkiego synka Hektora. Viola Waniek jako Kasandra na krańcach hipnotycznego snu, jawy, tragicznego zetknięcia się z rzeczywistością, to znów zapadania w stan wieszczego widzenia. Helena Poli Lipińskiej - do ostatniej chwili fałszywa, rozgrywająca swoją szansę ponętnej kobiety w tragicznej sytuacji. I jeszcze Jerzy Artysz - jako dowódca greckiego oddziału, Taltybios, przełamujący litość nad nieszczęsnymi kobietami wobec rozkazu swoich wodzów.

Bogdan Hussakowski, reżyserując "Trojanki", świetnie zróżnicował nie tylko charaktery i psychikę głównych bohaterek, ale też i poszczególne postacie z małego chóru kobiet trojańskich, które grając rolę zbiorowego chóru z greckiej tragedii, tworzyły równocześnie indywidualne postacie o różnych charakterach, różnych reakcjach na spadające ciosy losu. Dramatyczna scenografia Jacka Uklei: strzępy domostw, okrętów, murów zniszczonej Troi, wprowadza widzów w nastrój tragedii. I muzyka Joanny Bruzdowicz: drapieżna, pełna ekspresji, punktująca narastanie rozpaczy i bólu nieszczęśliwych kobiet.

Muzyczne kierownictwo "Trojanek" spoczywa w rękach Roberta Satanowskiego. Wydaje mi się, że warto by tę niezwykle interesującą operę wprowadzić do repertuaru Opery Wrocławskiej. Jest to pozycja, która przy obecnych trudnościach w obsadzaniu dużych oper, z łatwością mogłaby być zrealizowana w repertuarze kameralnym naszego teatru operowego.

A o innych premierach współczesnych opowiem Ci w następnym liście

Twój

Wojciech Dzieduszycki

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji