Genet, czyli samobójstwo filozoficzne
W sopockiej inscenizacji "Pokojówek" Krzysztof Nazar zrezygnował z postaci Pani. Mniejsza o powody takiej decyzji. Bardziej interesujące wydają się bowiem jej konsekwencje, które odsłoniły - przynajmniej przede mną - zupełnie nowe warstwy sztuki Geneta. To demaskatorskie niegdyś dzieło, obnażające mieszczańską grę pozorów, dziś - mimo zadziwiającej wolty rzeczywistości - coraz chętniej bywa odsyłane do lamusa. Kogo interesuje bunt sług nienawidzących swojej chlebodawczyni za to, że upokarza je swoją udawaną dobrocią i za to, że zagarnia dla siebie wszystkie atrybuty kobiecości? Przytłumienie społecznej motywacji w relacjach bohaterek osłabia, przynajmniej dla mnie, zarzut anachroniczności. Więcej - przenosi ciężar tekstu na wrażliwość absurdalną. Tę, którą Camus odkrył niegdyś w micie o Syzyfie. Skąd absurd? Stąd, że w świecie pokojówek, zamkniętym, odizolowanym od milczącego kosmosu, wypełnionym zaledwie teatralnymi rekwizytami, jedyną realnością wydaje się nicość. A zatem jest to realność śmierci.
Skoro świat utracił swoje kształty i punkty odniesienia, człowiek - ponoć dla równowagi - ustawia przed sobą lustro i zaczyna przed nim grać. U Geneta nie ma jednak pojedynczego lustra, tylko cały zwierciadlany system, który relatywizuje rzeczywistość. Lustro jest nie tylko elementem dekoracji - istnieją także lustra wewnętrzne, które - podobnie jak u Gombrowicza - stwarzają człowieka. Claire przegląda się zatem w swojej siostrze Solange, Solange przegląda się w Claire, a razem przeglądają się w Pani, bez której krzyków i gestów nie byłoby sługi. U Nazara - przez nieobecność tej trzeciej postaci - rzecz się komplikuje jeszcze bardziej. Skoro Pani, zredukowana do roli odgrywanej w czasie wieczornych "ceremonii" przez Claire, nie istnieje w przedstawieniu fizycznie, jest tylko "przedmiotem", byt pokojówek zostaje także zachwiany, czy nawet zawieszony. Claire i Solange muszą zatem stoczyć jeszcze jeden pojedynek - o prawo do istnienia, poza teatrem i poza rolą. Albo - paradoksalnie - dążyć do ostatecznego unicestwienia tego istnienia, po to, by potwierdzić swoją wolność. Od lustra - teatru.
Wedle Sartre'a Obcy, który wychodzi nam na spotkanie z lustra, wywołuje "mdłości", wzbudza niepokój wobec "nieludzkiego", którego odkrywamy w sobie. U Claire mdłości powoduje Solange - jej własne lustrzane odbicie, które niszczy pielęgnowany nocami mit królowej, przypominając o własnym zwierzęcym upodleniu, napiętnowaniu przez kuchenny brud i plwocinę. Przypomina o zniewoleniu, tkwiącym w niej niejako immanentnie, które nie pozwoli jej nigdy przeskoczyć swojej kondycji. W sopockim spektaklu śmierć jednej z sióstr, u Geneta spełniona w "zastępstwie" chybionej zbrodni na Pani, nie jest prostą zemstą skrzywdzonych i poniżonych pokojówek. Wypijając zatrute ziółka, Claire - tak samo jak Kirilow z "Biesów" - popełnia samobójstwo filozoficzne, które ma potwierdzić jej wolność. Wolność absurdalną, która uczyni z niej Panią - boga, którego nie ma. "Pokojówki" w reżyserii Krzysztofa Nazara można obejrzeć w czasie weekendu na Scenie Kameralnej w Sopocie. Warto - jeśli nawet nie dla Geneta, to dla Doroty Kolak, która w roli Solange, pozbawiona teatralnych protez, zdobywa szczyty aktorskiego kunsztu.