Artykuły

Nagość to prawda, szczerość, naturalność

- W programie "Operetki" Gombrowicza granej w Teatrze "Wybrzeże" czytamy - Albertynka - Małgorzata Konieczna (Studium Aktorskie). Jest pani studentką, wspom­niała pani w rozmowie telefonicznej o nadchodzących egzaminach. Albertynka pani w nich pomoże, czy... zaszkodzi?

- Jestem studentką III plomowego roku Studium Aktorskiego przy Teatrze "Wybrzeże". Wiem na pewno, że Albertynka mi pomoże. My­ślę - oczywiście - nie o nagości, choć właśnie ta sprawa wszystkich frapuje. W "Romeo i Julii" mam bardzo maleńką rólkę Rozaliny, a koledzy z roku mieli tam duże główne role. Podobnie w najbliższej premierze, "Królu Ubu" Jarry'ego nie mam zbyt wiele do roboty. Nie miałam do dyplomu żadnej właściwie roli. Tę - Albertynki zapro­ponowano mi już w trakcie prób. To było niespodziewa­nym wyróżnieniem. I wresz­cie miałam materiał: prawdziwą rolę, w której mogłam się pokazać. Tak więc nie można sugerować, że kogoś zdystan­sowałam, bo koledzy z moje­go roku grali wcześniej ode mnie, a na młodszych latach się statystuje. Zresztą o zawiści u nas nie ma mowy.

Moi profesorowie ze studia, artyści Teatru "Wybrzeże" przyjęli mnie bardzo serdecz­nie. Mogę powiedzieć, że stworzyli atmosferę wręcz cieplarnianą. I muszę też powie­dzieć, że bardzo jej potrzebowałam. To były próby nie przed kolegami, ale na prawdziwej scenie, a na widowni mógł usiąść każdy. Byłam jak sparaliżowana; miałam ogro­mne trudności, żeby się psy­chicznie otworzyć, rozluźnić. Reżyser przedstawienia, Ry­szard Major, na szczęście mnie zna. Prowadził z nami zajęcia na I i II roku, teraz robi z nami przedstawienie dyplomowe.

- Weszła pani do teatru w niezmiernie efektowny, by nie rzec triumfalny, sposób. Albertynka olśniewająca na­gością. Co potem?

- Bariera nagości, jaką musiałam pokonać jest wiel­ka. Ale myślałam najpierw o jeszcze większych. Dla mnie był to śpiew, praca z doświadczonymi aktorami. Przecież podczas mojej jedy­nej wielkiej sceny w pierw­szym akcie, prawie cały zespół gra. Przy takich opo­rach, problemach, z jakimi musiałam się uporać, o nagości, myślałam dopiero przed premierą. To był problem dodatkowy.

Trudno mi odpowiedzieć, jak inni będą mnie obsa­dzać. Mój największy prob­lem teraz, to dyplom w czerwcu, przyjeżdża komisja państwowa.

Nigdy Albertynka nie była moją wymarzoną rolą. Mia­łam inne. Uwielbiam Czechowa; chciałabym zagrać każdą z młodych bohaterek jego sztuk. Ale cóż, na II roku, w czasie ćwiczeń z "Czajką" Czechowa wymknęła mi się szansa. Lubię Katarzynę w "Poskromieniu złośnicy" Sze­kspira. Młode dziewczyny z temperamentem. Niekoniecznie senne bierne role, bo przecież taka jest na scenie Albertynka.

- Przedstawienie jest głoś­ne, także w kręgach, które w ogóle do teatru nie chodzą. Walą tłumy, w dużej mierze po to, by oglądać panią - nago. Jaki wpływ ma ta na­gła popularność na pani ży­cie? Rozpoznają panią na ulicy?

- Nie, nawet w kolejce elektrycznej jeszcze nie. Zre­sztą bardzo starannie zmywam makijaż po przedstawieniu. Poza tym ja nie wiem o tym odzewie. Widzę, że jest pełny komplet, to wszystko. Ale obracam się w kręgu pracy, teatru. Mam bardzo dużo zajęć, przygotowuję się do egzaminu. Słowem żyję jak żyłam.

- Zawód aktorski wymaga pokonywania bariery wstydu. W wypadku pani roli musia­ło to być szczególnie silne. Nie boi się pani publiczności?

- Kiedy weszłam w pró­by miałam kłopoty z głosem - śpiew. Z ciałem - nie wiedziałam jak się poruszać.

Trema wielka mi towarzyszy­ła i towarzyszy w czasie ka­żdego spektaklu. Ale jest to właśnie trema, bo chciałabym to zrobić jak najlepiej. Na widowni jest cisza. Wydaje mi się - tak to na razie odczuwam - że te reakcje są serdeczne.

Ważniejsze było co innego. W czasie prób "Romea i Ju­lii" mieliśmy do czynienia z aktorami zawodowymi, w pełni ukształtowanymi, ze sta­żem. Ale cały nasz rok był na scenie, graliśmy ze sobą. Czuliśmy się pewniej. W "Operetce" w grupie pańskiej występują studenci naszego studium. Ale scena z Szarmem! Przecież Florian Staniewski uczy mnie dykcji, Je­rzy Łapiński (wspólnie ze Stanisławem Michalskim) kieruje studium. Nagle musiałam z nimi grać. To trudny egza­min. Na początku był więc lęk przed zespołem. Kiedy zobaczyłam, że są bardzo serde­czni, a przy próbach general­nych, że zaakceptowali mnie, to zaczęłam się bać publicz­ności. Zwłaszcza tej premierowej.

- Wiele się pisze - i mó­wi - o tym, co symbolizuje nagość Albertynki. A pani zdaniem?

- Prawdę, szczerość, natu­ralność. Według mnie to. W zakłamanym świecie księstwa Himalaj - wszystko się dzie­je w określonej społeczności. - Albertynka jedyna potrafi zrzucić z siebie to, co cywili­zacja na nas nałożyła. Nie boi się prawdy.

- Mówiłyśmy już o zespo­le. Czy, naprawdę starsi koledzy w teatrze przyjęli panią tak serdecznie?

- Bardzo serdecznie, zwła­szcza ci, z którymi pracowa­łam. Anna Chodakowska, moja sceniczna matka nie skąpi­ła mi rad. Podobnie Jerzy Łapiński, kiedy miałam pro­blemy w pracy nad rolą. Nie prosiłam go o to, bo się wstydziłam, sam przyszedł mi pomóc. Także Joanna Bogacka. Zresztą siedzę razem z akto­rkami w garderobie. I muszę powiedzieć, że cały czas mi pomagały.

Chciałam jeszcze powie­dzieć, że od pierwszego roku nauczyliśmy się pokory w teatrze. Statystowaliśmy w spektaklach. Dano nam odczuć, że to też jest ważne. Przecież nie będziemy grać głównych ról, a przynajmniej nie zaw­sze, choć każdy o tym marzy. Nauczono nas pokory wobec sztuki teatru, która jest ce­lem nadrzędnym.

- O ile się nie mylę, Jest pani żoną utalentowanego aktora Teatru "Wybrzeże". Nie boi się pani ryzyka rywaliza­cji zawodowej?

- Nie. Mąż - a znaliśmy się jeszcze przedtem, zanim zostałam słuchaczką studium - cały czas mi pomagał. I nadal trzyma mnie żelazną ręką. Jest bardzo pracowity i wymaga tego ode mnie. Ni­gdy mi nie przeszkadza, kie­dy pracuję. Uważa, że to jest najważniejsze.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji