Artykuły

Rozkład Powszechny

Powrót Odysa do ojczyzny opisany przez Wyspiańskiego jest jedną z najbardziej pesymistycznych wersji mitu. Niebohaterską, pozbawioną przejawów duchowej szlachetności, mroczną wizją dziejów cywilizacji europejskiej. Krystian Lupa w swej inscenizacji wydobywa całe okrucieństwo "Powrotu Odysa", dokonując po raz kolejny drastycznego negliżu naszej dzisiejszej kondycji duchowej. Bo "ludzie to świnie", jak mówi Eumej - pastuch. Nie można w nich pokładać wiary, nadziei ani miłości. A jak nie w ludziach, to w kim?

Zaczyna się pod murami zamku, w jakiejś zonie niczyjej. Trudno powiedzieć, czy to dom możnego pana, czy więzienie. Czworokątna wieżyczka równie dobrze może być basztą zamkową, jak wieżyczką strażnika. Mury są odpychająco szare, upstrzone napisami i wulgarnymi rysunkami. Pod nimi walają się śmieci. To miejsce gdzieś na krańcach cywilizacji, przestrzeń już poza jej granicami. Jak się jednak za chwilę okaże, ci, którzy żyją wewnątrz są jeszcze gorszym rodzajem śmieci niż odpady, które wyrzucają za mur: "młódź, którą prawo z ziem bliskich wydala, którzy przed sznurem zbiegli - morderce, łotrzyki". Wśród nich Telemak i Penelopa, która z niewiadomych przyczyn przyzwala na cały niegodny proceder. Ale na razie jesteśmy poza murami. Z zewnątrz widać tylko migoczący płomień i słychać upojną muzykę, wciągającą swym południowym brzmieniem w powolny trans. Możemy się jeszcze łudzić, że tam, wewnątrz murów, odbywa się jakiś tajemny rytuał. Przestrzeń za murami należy do Eumeja (Jarosław Gajewski), starego pastucha, który nie rozpoznaje powracającego Odysa. Od samego początku powrót do ojczyzny nie ma w sobie nic radosnego. Eumej nosi strój podobny trochę do kostiumów aktorów "Akropolis" Grotowskiego, ale jakiś miękki, zniewieściały, niegodny nawet żebraka, jeśli mieni się mężem. Odys (Adam Ferency) wygląda jak powracający z tułaczki żołnierz. Długi, zielony szynel, spod którego wystaje czarna falbana (chałat?), przez ramię przewieszona zniszczona skórzana torba na mapy. Ten, który tyle razy pobłądził, wyposażony jest w mapnik. Odys odcina się od pozostałych postaci surowością postawy i dostojeństwem ruchów. Stoi godnie i mocno, nie wykonuje żadnych niepotrzebnych gestów. Od początku podkreśla też swój niepewny status ontologiczny: nie wiadomo do końca, czy przychodzi z krainy żywych czy już umarłych, czy jest Odysem czy też upiorem. Odys do Itaki powraca przeklęty. Pierwszym czynem na wyspie jest zabójstwo pastucha Eumeja, który nie dochował surowych reguł wierności zaginionemu panu. Śmierć jest przecież rzemiosłem Odysa.

W drugiej części spektaklu wchodzimy do wnętrza Odysowego domostwa. Jest zupełnie spsiałe. Na ścianach zamiast zbroi i oręża, jak chce tekst Wyspiańskiego, wiszą jakieś liny, bardziej przypominające ekwipunek rybaków. Tu rządzą dziewki i zalotnicy, którzy w przedstawieniu Lupy są zgrają tatuowanej młodzieży. Ubrani zupełnie współcześnie, mogliby należeć do którejś z młodzieżowych subkultur. Najostrzej narysowaną cechą zalotników jest zniewieściałość, albo inaczej: całkowity zanik cnót męskich. Po epoce mitycznych herosów nastał czas marny, dekadencki. Nie kultywuje się ani zajęć domowych, ani żołnierskich. Zalotnicy pogrążają się w dekadenckiej hulance. Czy tak musi wyglądać każdy zmierzch bogów? Znowu błazeńskiej ogłupiałej gromadzie przeciwstawia się wyniosłą i nieomal nieruchomą figurę Odysa. Kontrastuje z nią też zachowanie Telemaka (Waldemar Barwiński) - histerycznego młodzieńca, o mocno egzaltowanym charakterze.

Wreszcie Penelopa. Ukazuje się w drzwiach na piętrze, właściwie wyczołguje na scenę. Niechętnie pozostaje wśród obmierzłych gachów. Ukrywa się za przesłoną z koralików i wyszarzałą firanką. Ubrana w szczypaną sukienkę przed kolana z tkaniny w kolorze złamanej bieli i czarne trzewiczki. Grająca Penelopę Aleksandra Konieczna pogrążona jest w transie rozpaczy. Jej załzawione oczy i rozmazany kontur ust zdradzają ślady załamania nerwowego. Penelopa współpracuje z Odysem w dziele zemsty, ale nie można mieć wątpliwości, że w tym domu nie ma nawet cienia szansy na przywrócenie dawnego rodzinnego szczęścia. Jedyna chwila bliskiego kontaktu niegdysiejszych małżonków to moment, w którym Odys gestem podpowiada Penelopie potrzebę ogłoszenia zawodów łuczniczych. Pisano już, że Penelopa jest jak z Passoliniego, można by znaleźć jeszcze inne erudycyjne odniesienia, ale najważniejsza i tak pozostaje gra Koniecznej, która tworzy bez wątpienia najlepszą rolę w tym spektaklu.

Lupa dość znacznie skrócił tekst "Powrotu Odysa", wykreślając na przykład partie dotyczące knucia spisku przez Odysa i Telemaka. Mimo to pozostał głęboko wierny dramatowi Wyspiańskiego (choć na afiszu pomieszczono pełne rezerwy określenie "według Stanisława Wyspiańskiego"). Co więcej, przykrojony dramat, pozbawiony właściwie przedstawienia intrygi, zmierza szybciej i bardziej bezlitośnie do rozwiązania. Kluczowy dla "Powrotu Odysa" jest akt trzeci. To wielki monolog umierającego Odysa, któremu towarzyszą jedynie głosy; syreny i Harpii. Odys umiera, ale to umieranie gorsze od śmierci i zarazem od śmierci piękniejsze. W dramacie Wyspiańskiego Odys wbiega w morze, biegnie ku okrętowi, który dostrzega gdzieś na horyzoncie, biegnie ku łodzi Charona. W spektaklu ostatni akt rozgrywa się właściwie na pustej scenie, niemalże w ciemności. Tylko w głębi bieli się połamane metalowe łóżko. Odys rozbierany jest do snu (śmierci) przez dwóch mężczyzn w ciemnych garniturach. W lożach prosceniowych, a potem na proscenium syreny śpiewają swe zwodnicze pieśni. Gdzieś w oddali pojawia się Penelopa-Harpia, Penelopa-Kalipso, Penelopa spleciona uściskiem z Telemakiem. Odys siedzi na krześle oglądając krajobraz swej duszy. W finale pojawia się statek: na horyzoncie sceny na teatralnym rusztowaniu rzędami stoją ludzie, wpatrzeni w Odysa. Niektórzy z nich to aktorzy spektaklu. Łódź Charona pomieści wszystkich. Śmierć to jedyna ucieczka od złowrogiego świata.

Pierwsza warszawska praca Krystiana Lupy jest kontynuacją poszukiwań artysty prowadzonych w materii kultury europejskiej i jej ducha (a może upiora?). Kultury w stanie głębokiego kryzysu, przełomu. Sposób, w jaki Wyspiański ukształtował swoją wizję kultury i przestrzeni z pogranicza mitu mocno współbrzmi z myśleniem Lupy o duchowości (upiorności?) naszych czasów. Dlatego pewnie interpretacja, jaką Lupa nadał tekstowi dramatu, jest tak głęboko trafna. Uwspócześnienie, jakiemu poddano Itakę, nie jest nachalnym zabiegiem formalnym, aktualizacją. Odwrotnie, Lupa udowadnia, że to, co stało się na Itace, zdarzyć się może zawsze i wszędzie, także dziś i tutaj. To spektakl o zaniku godności i powagi.

Muzyka Jacka Ostaszewskiego nie po raz pierwszy genialnie współgra z przedstawieniem Lupy. Tym razem powierzono jej znacznie poważniejszą rolę niż zwykle. "Powrót Odysa" jest właściwie rodzajem oratorium. Muzyka odpowiada więc za całość przedsięwzięcia. Wyznacza rytmy, trwania, pauzy, nastroje. Staje się jedną z bohaterek spektaklu. Warszawscy aktorzy z wielkim zaufaniem i oddaniem współpracują z Lupą. Mimo to największym mankamentem spektaklu jest aktorstwo. Brakuje w nim poważnego skupienia i myślenia. Wszystko, co dzieje się na scenie, jest w zbyt dużej mierze grą, miną, sytuacją i reakcją na nią. Bardzo brakuje spokojnego bycia i życia w świecie stworzonym przez reżysera. Jedynie Aleksandra Konieczna i Jolanta Fraszyńska odnalazły już swoje miejsce w ty trudnym świecie. Co gorsza, chęć udania skupienia owocuje zwykle znacznym ściszeniem głosu, co przy słabej akustyce Dramatycznego powoduje, że tekst nie dociera do widzów. Mam nadzieję, że z czasem aktorzy zrozumieją lepiej, na czym polega świat Krystiana Lupy i wejdą weń jeszcze bardziej, po prostu w nim zamieszkają. Tu nie ma innej możliwości, także dla widzów.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji