Artykuły

Energia dodana Brala w Studio

- Interesuje mnie teatr trafiający do dojrzałego widza, widza wybrednego i poszukującego, stawiającego sobie równie kłopotliwe pytania jak te, które sam sobie stawiam. Interesuje mnie teatr inscenizacji, niekoniecznie od razu eksperyment - mówi Grzegorz Bral, nowy dyrektor Teatru Studio w Warszawie, w rozmowie z Dorotą Wyżyńską z Gazety Wyborczej Stołecznej.

Dorota Wyżyńska: Przyszedł pan do Teatru Studio w trudnym momencie. Po tym, jak zespół zaprotestował przeciwko poprzedniemu dyrektorowi. Kiedy wszyscy mają świadomość, że na afiszu nie ma zbyt wielu dobrych spektakli. W dodatku władze miasta zwlekały z ogłoszeniem kandydata, najwyraźniej obawiając się publicznej dyskusji na ten temat. Nie poznaliśmy innych nazwisk osób starających się o to stanowisko. Grzegorz Bral: To pytanie oczywiście nie do mnie, tylko do władz miasta. - Tak, ale czy biorąc to wszystko pod uwagę, nie miał pan wątpliwości? - Nie byłbym twórcą, gdybym nie miewał wątpliwości, ale w tym wypadku uważam, że Studio jest w podobnej sytuacji jak dziesiątki innych teatrów w Polsce. Duże teatry są często jak piękne frachtowce lub galeony. Zdarza się, że osiadają na mieliźnie i trzeba ponownie zmobilizować siły, żeby płynęły po szerokich wodach. Każda scena, tak jak i każdy reżyser, ma okresy lepsze i gorsze. Nie da się cały czas wspinać pod górę, są momenty przeczekiwania, poszukiwania. To jest naturalne prawo w sztuce i naturalne prawo w zarządzaniu.

Jak ratować Teatr Studio? Jaki jest pana projekt?

- Przez lata doświadczeń w Teatrze Pieśń Kozła nauczyłem się, że teatr to nie tylko scena i widownia, ale również misja społeczna, pedagogika, spotkania, szukanie żarliwej twórczej atmosfery. Myślę, że właśnie to zainteresowało władze Warszawy w moim projekcie. Moim celem jest nie tylko stworzenie listy reżyserów - chociaż, jak pani spojrzy na moją tablicę w gabinecie, to taką listę też mam. Teatr powinien spełniać wiele funkcji. A teatr miejski, i to tak zlokalizowany, w Pałacu Kultury, powinien być reprezentacyjny.

Jedną z pierwszych rzeczy, które musimy zrobić, jest przywrócenie mu wysokiego repertuaru, głębokiego. Interesuje mnie teatr trafiający do dojrzałego widza, widza wybrednego i poszukującego, stawiającego sobie równie kłopotliwe pytania jak te, które sam sobie stawiam. Interesuje mnie teatr inscenizacji, niekoniecznie od razu eksperyment. Jeśli chodzi o eksperyment, to weszliśmy w relację z warszawską alternatywą - Komuną Warszawą (dawniej Komuną Otwock) i współprodukujemy z nimi na Pradze Scenę Wysokiego Ryzyka. Mam nadzieję, że z takich projektów popłynie "energia dodana", głębsza, dodatkowa wartość.

Drugą ważną sprawą jest rozmowa. Mam wrażenie, że zespół aktorski Studia jest opuszczony, poturbowany, zbiera baty, moim zdaniem nie do końca zasłużone. Podstawową rzeczą jest dialogować, rozmawiać z aktorami.

Myślał pan o zmianach w zespole aktorskim?

- Zamierzam pracować z aktorami, nie zamierzam zwalniać. Każdy teatr dostaje wiele zgłoszeń aktorskich, ja w tej chwili w Studio mam ich już około 300. W wielu teatrach procedura jest taka, że do tych zgłoszeń nikt nie zagląda, bo wiadomo - nie ma etatów, szkoda czasu na rozmowy. Mnie aktorzy ciekawią. Podzieliłem ich na kilkanaście grup warsztatowych. Będziemy się im przyglądać i pracować z nimi. Być może z tego wyłonimy z czasem grupę, która zasili nasz zespół. Aktora nie poznaje się na rozmowie, tylko w rzeczywistym działaniu.

Kto poprowadzi warsztaty?

- Krzysztof Majchrzak, ja i ktoś z Teatru Pieśń Kozła, ktoś z zespołu Teatru Studio. Te warsztaty ruszają już za chwilę. Jednocześnie myślimy o Międzynarodowym Studiu Reżyserii. Chcemy zaprosić do współpracy pedagogów z Rosji i Niemiec, i przygotować warsztaty dla młodych polskich reżyserów. Na świecie istnieje wiele technik reżyserskich, inscenizacyjnych, o których nie mamy pojęcia. W Polsce głównym pedagogiem jest Krystian Lupa, który ma kilku wybitnych uczniów. To mało. Brakuje nam różnorodności stylów, brakuje nam ludzi takich jak Iwan Wyrypajew, którego teatr jest osobistą propozycją, inną, odważną, prowokującą, ale i sprawną rzemieślniczo.

Czy są już jakieś konkretne propozycje repertuarowe?

- Pierwszą premierą, która wyjdzie spod naszych skrzydeł, będzie już na początku kwietnia "Przed odejściem w stan spoczynku" Thomasa Bernharda w reżyserii Michała Kotańskiego z Ewą Dałkowską, Agnieszką Roszkowską i Mirosławem Zbrojewiczem. Piekielnie trudny tekst, ale też straszliwie ważny temat. Pod koniec maja próby nad "Księżną d'Amalfi" rozpocznie Jacek Głomb - jeden z najciekawszych i najważniejszych reżyserów, który powinien mieć wreszcie swój warszawski debiut. Jesienią zaprosimy tu reżyserkę o korzeniach rosyjskich Irinę Brown i ona będzie reżyserowała Szekspirowską "Miarkę za miarkę". Tuż po niej wchodzi Redbad Klijnstra z "Romeem i Julią". Staram się przyciągnąć reżyserów niebanalnych, poszukujących, odważnych.

(...)

Już w najbliższą środę zaprasza pan na pierwszy projekt - Studio Otwarte. Dlaczego Otwarte?

- To hasło wymyślił dyrektor naczelny Maciej Klimczak. Projekt Studio Otwarte ma zaznaczyć, zasygnalizować widzom pewną zmianę. Zmianę sterników, ale także zmianę myślenia o teatrze. Chcemy pokazać wielość światów, dróg, które nas interesują.

Zacznę od końca. Na zakończenie - w niedzielę 21 marca - wystąpi La Kaita. To postać z obszaru moich antropologicznych zainteresowań - kobieta, która śpiewa flamenco, tygrysica na scenie, prawdziwa Cyganka. Podejrzewam, że ona nie umie pisać ani czytać. Kiedyś zapytałem, czy ona zapisuje swoją poezję, i usłyszałem: "Życie jest poezją, nie ma co tego zapisywać. To się śpiewa, to się tańczy".

Teatr Pieśń Kozła pokaże "Macbetha" (18-20 marca). To spektakl, który ma wiele zaproszeń na festiwale, jesienią jedziemy z nim na dwumiesięczne tournée do Wielkiej Brytanii.

Pokażemy też legnicki spektakl Lecha Raczaka "Marat/Sade" (środa 17 marca) i fenomenalną, premierową rzecz pt. "Mała narracja" (20 marca) - historię Wojtka Ziemilskiego, który opowiada o swoim dziadku hrabim Dzieduszyckim. Mam wrażenie, że to jedna z najbardziej szczerych wypowiedzi teatralnych ostatnich lat - historia zakłamań, hipokryzji, ukrytych związków między nami poraża swoją zwyczajnością, prostotą.

Pokażemy kapitalny, mistrzowsko powiedziany "Obrock" (21 marca) z cudowną Ireną Jun i Jarosławem Gajewskim. Wreszcie chciałbym przypomnieć, że Studio jest pełne aktorów muzykujących. Od Krzysztofa Majchrzaka począwszy, który od kilku lat jazzuje wraz ze swoim zespołem A2. Ale jest też Ewa Błaszczyk, Edyta Jungowska, Joanna Trzepiecińska, Paula Kinaszewska czy Lena Frankiewicz. Wszyscy ci aktorzy wyśpiewają kawałek swojej wrażliwości i rzeczywistości. Ich recitale, minikoncerty mają charakter bardzo osobisty.

Nie zapomnimy też o galerii Studio, w której ukryte są setki skarbów.

Teatr Studio ma również mnóstwo skarbów w swojej wideotece, choćby zapisy starych spektakli.

- Już umówiliśmy się Ewą Bułhak, że zajmie się opracowywaniem i tworzeniem archiwum po Grzegorzewskim i po Szajnie. Na początku czerwca otwieramy oficjalnie Instytut Jerzego Grzegorzewskiego na wzór wrocławskiego Instytutu Jerzego Grotowskiego.

I uruchomimy też coś, czego, mam wrażenie, bardzo brakowało - Kafeterię Teatru Studio, żeby można było usiąść po spektaklu i porozmawiać.

***

cały artykuł w Gazecie wyborczej Stołecznej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji