Artykuły

Żyła sztuką, żyła miłością...

Edith Piaf - legenda francuskiej piosenki, gdyby żyła, miałaby dziś siedemdziesiąt osiem lat. Zmarła trzydzieści lat temu, wypalona przez alkohol i narkotyki.

Na estradę trafiła wprost z ulicy - dosłownie i w przenośni. Fenomenalnie utalentowana, zdobyła swą sztuką cały świat. Fascynowała na koncertach i bulwersowała życiem prywatnym. Kochała beznadziejnie i tragicznie, poświęcała swe uczucia dla budowania nowych karier. To ona właśnie stworzyła Montanda, Aznavoura. Żyła - niczym Tosca - sztuką i miłością.

Piaf - jak każda niezwykła osobowość - stała się dla współczesnych twórców "wdzięcznym tematem". Monodramy, sztuki dramatyczne, muzyczne - rozmnożyły się jak grzyby po deszczu. Zdolne i mniej zdolne aktorki sięgają po te utwory w nadziei... właściwie trudno powiedzieć na co. Z tym, że nigdy nie będzie drugiej Piaf - chyba wszyscy się już pogodzili. Może zatem pisze się te "tekścidła" po to, by "przybliżyć" sylwetkę wielkiej piosenki.

Na estradę trafiła wprost z ulicy - dosłownie i w przenośni. Fenomenalnie utalentowana, zdobyła swą sztuką cały świat. Fascynowała na koncertach i bulwersowała życiem prywatnym. Kochała beznadziejnie i tragicznie, poświęcała swe uczucia dla budowania nowych karier. To ona właśnie stworzyła Montanda, Aznavoura. Żyła - niczym Tosca - sztuką i miłością.

Piaf - jak każda niezwykła osobowość - stała się dla współczesnych twórców "wdzięcznym tematem". Może zatem Piaf - chyba wszyscy się już pogodzili. Może zatem pisze się te "tekścidła" po to, by "przybliżyć" sylwetkę wielkiej piosenkarki?

Dwa lata temu Madeleine Leinhard z Heilbronn pokazywała łódzkiej publiczności swoją Piaf budząc więcej politowania niż szacunku, w tym roku po sztukę Pam Gems (podobno bijącej rekordy powodzenia na Broadwayu) sięgnęła Operetka Warszawska i Teatr im. Kochanowskiego w Opolu. I właśnie opolskie przedstawienie mieliśmy w Łodzi okazję oglądać w minioną niedzielę.

Spektakl reżyserował Jan Szurmiej i przyznam, że nie zorientowałem się na czym owa reżyseria polegała. Konstrukcja sztuki jest tak banalna i szkolna (bo nawet nie akademicka), że trudno z tego czegoś zrobić teatralne widowisko. Reżyser, nie wysilając się zbytnio poustawiał więc chronologicznie komiksowe obrazki życia Piaf, co kilka minut ubarwiając je piosenkami z jej repertuaru. Przez scenę w nudnym i nużącym korowodzie (przedstawienie trwa blisko trzy godziny) przewinęły się najbardziej znaczące postacie, jaki towarzyszyły artystce w różnych etapach jej kariery.

Aktorzy grali swe role jak licealiści na okolicznościowej akademii. Wnosili krzesełka, stawiali mikrofon; inscenizowali na zaimprowizowanej estradzie miniscenki zbudowane z minitalentu Pam Gems. Było i tym bardziej smutne i żałosne, że dotyczyło pełnego powikłań i dramatów życia jedynej jak do tej pory tak wielkiej indywidualności świata piosenki. Ale jak Pi; nie miała i nie ma szczęścia do dramaturgów, tak w opolskim spektaklu znalazła świetną interpretatorkę swoich piosenek. Agnieszka Matysiak (solistka warszawskiej operetki) nie "zgrywała" się na Piaf choć momentami śpiewała niemal tak jak ona - nie było to marnym naśladownictwem. Aktorka wierzyła swej postaci, rozumiała ją i nie udawała: piosenki Piaf były jej piosenkami. I być może dlatego o wiele więcej dowiedzielibyśmy się o legendarnym "Wróbelku", gdyby występowała - tylko śpiewając - sama Agnieszka Matysiak. Sztafaż okazał się zbędnym i niegodnym dodatkiem. Piaf go nie potrzebuje.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji