Artykuły

Bo kto winy nie ukarze...

"(...) A wszystkim niechaj rządzi sprawiedliwość" - powiada Kanclerz czyli Józef Fryźlewicz w scenie sądu w "Balladynie" J. Słowackiego, której premierę ostatnio zaprezentował Teatr Rozmaitości w Warszawie.

Autorem spektaklu jest Andrzej Maria Marczewski, scenografię przygotował Jerzy Michalak a muzykę (współczesną) Tadeusz Woźniak.

Reżyser spektaklu w sposób niebanalny zaproponował ponadczasowe odczytanie dramatu Słowackiego zarówno poprzez Prolog jak i główne przesłanie, jakie nadał przedstawieniu, czyli problem władzy. Zerwał więc z dosłowną prasłowiańskością w kostiumie (Balladyna do walki z Kirkorem ubrana jest w mundur, bryczesy i oficerki), dekoracji i wymowie dzieła nie tylko zbliżając je do współczesności ale poniekąd wyprzedzając ją. Tak więc wierzeje, ościeża i pawęże" zastąpił tutaj prostą syntetyczną i użytkowo symboliczną dekoracją (podnoszenie się i opadanie płaskiej drewnianej konstrukcji sugeruje zmianę miejsca akcji). Możliwości "metrażowe" niewielkiej sceny tegoż teatru wykorzystane zostały chyba maksymalnie, bowiem akcja toczy się na scenie, proscenium oraz między "niebem a ziemią" czy na siatce rozpostartej nad widownią w której harcują elfy, nieposkromione leśne duszki: Skierka (Maria Kalinowska) i Chochlik (Jerzy Kramarczyk). Ich świetne akrobatyczne popisy (szczególnie Chochlika) dodają uroku, barwności i dynamiki przedstawieniu.

Podobnie utkana sieć, niczym wielka pajęczyna zawieszona na scenie jest głównym miejscem "działań" Goplany, królowej fali, pól łąk i lasów pani psotnych duszków Goplana w Teatrze Rozmaitości w niczym nie przypomina pięknej Tytanii ze "Snu nocy letniej" ani eterycznej boginki. Na Hondzie też nie jeździ. Ta Goplana (dowcipnie i urokliwie zagrana przez Stanisławę Kowalczyk) odziana jest w łachmany i przypomina "wiedźmę" lub "koczkodana". W łachmany i "nędzne szmaty" ubrane są także postaci świata realistycznego (np. sukienka Balladyny - wiejskiej dziewczyny). Wystrój sceny, kostiumy a nawet światła - wszystko to tworzy posępny nastrój "szmacianego" bytowania.

Balladyna u Marczewskiego (gra ją Halina Chrobak) zbudowana jest niejako na przecięciu dwóch osobowości: Balladyny - urodzonej zbrodniarki, oraz Balladyny - zwykłej wiejskiej dziewczyny, która to bardzo chce być grafinią i której pierwsza zbrodnia dokonuje się jakby trochę niezależnie od niej samej (m. in. przez "prowokacje" Aliny), następne zaś są już tylko tragiczną konsekwencją. "Pierwsza" Balladyna prze świadomie do władzy, "drugą" rządzi strach przed ujawnieniem prawdy.

Niestety kilka mniej udanych aktorsko scen nie tylko wytrąca tempo przedstawienia, ale także i ważne pointy. Do tych scen zaliczyłabym ucztę na zamku Kirkora. Z obecnością Grabca (zbyt "letni" monolog Macieja Wolfa), "wizytę" Wdowy (Daniela Makulska) u Pustelnika (Wojciech Zagórski), no i kluczową scenę sądu, gdzie tragizm Balladyny (skazuje matkę na tortury; ma świadomość iż jej czyny z przeszłości determinują jej przyszłość oraz że jako królowa musi uznać prawo społeczne, bo przecież to prawo czyni z niej królową), nie został dostatecznie wygrany. Być może "zakrzyczał" go Kanclerz (Józef Fryźlewicz).

Plan realistyczny (w odróżnieniu od fantastycznego) w inscenizacji Marczewskiego potraktowany jest zbyt serio, zabrakło tu tzw. ariostycznego uśmiechu, w który wyposażył utwór słowacki Owo "serio" sprawiło, iż za mało tu klimatu romantycznego poezji.

Jak głosi wieść gminna "nie ma winy bez kary". W tym mimo wszystko, interesującym przedstawieniu wina nie została ukarana. Czy na pewno? Balladyna nie ginie od pioruna - jak chce Słowacki - lecz po dojściu do władzy drogą usłaną trupami, zdejmuje koronę i abdykuje. Kara to wymierzona sobie, czy też niewiara w sprawiedliwe królowanie?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji