Artykuły

Poszaleć po dziecięcemu

- Na ukłonach często dostaję kwiaty, prezenty albo listy. Wzrusza mnie, kiedy dziecko wręcza mi karteluszek z koślawo napisanymi kilkoma zdaniami - mówi MARIA DĄBROWSKA, która stała się ulubienicą szczecińskiej małej publiczności, od kiedy zagrała Pippi w spektaklu "Pippi Pończoszanka" w Teatrze Lalek "Pleciuga". W sobotę to przedstawienie zostanie pokazane po raz setny!

Arbuzowe zjem tabletki dwie

Propozycję zagrania Pippi aktorka dostała na niedługo przed otrzymaniem stałego etatu w szczecińskim Teatrze Współczesnym: - Podczas prób nie podejrzewałam jeszcze, że rola Pippi tak mnie porwie - opowiada. - Natomiast znajomi już wtedy mówili mi, że bardzo dobrze się do niej nadaję.

Według M. Dąbrowskiej, rola Pippi bardzo pomogła jej w zawodzie: - To nie chodzi nawet o to, że jestem rozpoznawalna na ulicach przez widzów - mówi. - Ale dzięki tej roli bardziej się otworzyłam. Częściej odważam się proponować i mniej boję się ryzyka związanego z niepowodzeniem. Jestem otwarta na eksperymenty.

Spektakl cieszy się tak ogromnym powodzeniem, że bilety trzeba rezerwować z wielotygodniowym wyprzedzeniem. Nie brak też widzów, którzy nawet cztery czy pięć razy byli już na przedstawieniu: - Te dzieci nie tylko znakomicie znają piosenki, jakie śpiewamy w spektaklu, ale też dialogi - opowiada M. Dąbrowska. - Kiedyś przyszło na przedstawienie niemieckie małżeństwo z córkami. Po zakończeniu rozmawialiśmy chwilę. Powiedzieli, że wprawdzie nie rozumieli ani słowa ze spektaklu, ale bardzo podobała im się energia płynąca ze sceny. Były nawet plany, byśmy wystąpili z "Pippi Pończoszanka" w szkole ich dzieci.

Rola Pippi nie była pierwszym doświadczeniem scenicznym M. Dąbrowskiej w pracy dla dzieci. Wcześniej grała w przedstawieniu "Dzikie łabędzieci" w "Pleciudze" oraz w Bielsku-Białej, gdzie robiła też dyplom - w "Ach, jak cudowna jest Panama": - Kiedy gra się dla dzieci, to wszystko może się zdarzyć. Szczególnie tak jest w przypadku "Pippi Pończoszanki". Mam za sobą taki spektakl, podczas którego wszystkie dzieci weszły na krzesła, skacząc i tańcząc.

Nie dorosnę jeszcze dzisiaj

Jak mówi aktorka, w dzieciństwie Pippi nie była jej ulubioną bohaterką książkową: - Wtedy chyba tłumiłam w sobie charakterystyczne aspekty jej osobowości i tę dozę szaleństwa - żartuje. - Może dlatego, że w moim domu nie było na to miejsca. Pochodzę z nauczycielskiej rodziny. Było nas w domu pięcioro, ja najmłodsza. Mama zawsze zajmowała się pracą zawodową, w domu też miała wiele do zrobienia. We wspomnieniach z dzieciństwa widzę ją głównie robiącą coś w kuchni. Zresztą, mnie nikt nie czytał książek o Pippi. Znałam tę bohaterkę tylko z serialu. Bardzo mi się podobała. Dzieciństwo na pewno determinuje to, jakimi ludźmi jesteśmy w dorosłym życiu, ale z mojego doświadczenia wynika, że nie tylko udane dzieciństwo bez problemów gwarantuje szczęśliwe, dorosłe życie. Moje wczesne lata były dosyć poważne, może nawet mało dziecięce. Być może rola Pippi stała się okazją, by w dorosłym życiu poszaleć tak po dziecięcemu.

M. Dąbrowska przyznaje, że jej sześcioletnia córka Rita lubi postać Pippi, choć ślepo nie bierze z niej przykładu: - W moim domu nie ma przesadnego rygoru. Ale też Ricie nie przychodzi do głowy, by zachowywać się dokładnie jak Pippi. Ta postać nigdy nie była argumentem do tego, by córka mogła być po prostu niegrzeczna. Jak mówi, dla Rity ogromnie ważne jest to, że jej mama gra w spektaklu dla dzieci: - Kiedy zaczęłam grać Pippi, córka miała niespełna pięć lat. Była zdumiona tym, że mama, która była dla niej dotąd tą ukochaną osobą, tak szaleje na scenie. Dlatego myślę, że rola Pippi otworzyła nowe przestrzenie w naszych relacjach. Kiedy zobaczyła, że ja też mogę być tak szalona, chyba zaczęła "wyciągać" ze mnie tę część mojej osobowości. Oczywiście musiałam w domu bawić się z nią "w Pippi". Ale to wtedy ona była Pippi, a ja Aniką. Dotąd Rita jedenaście razy obejrzała nasz spektakl.

Ja chcę dzieckiem być i już

Teatrem M. Dąbrowska zaczęła się interesować w szkole średniej, ucząc się w Liceum Ogólnokształcącym nr 8: - Chodziłam wtedy dużo do teatru. Działałam w offowej grupie teatralnej. Mimo to nie od razu poszłam do szkoły aktorskiej, ale na polonistykę. Po dwóch latach zdecydowałam się jednak zdawać do szkoły teatralnej.

M. Dąbrowska nie pochodzi z rodziny zawodowo związanej z aktorstwem. Ona i jej starszy brat, pracujący w Białymstoku, są pierwszymi aktorami w rodzinie: - Mój tata, który był nauczycielem muzyki, pochodził z muzykującej rodziny z warszawskiej Pragi. Tyle że wszyscy w niej byli samoukami. Być może w genach odziedziczyłam zatem artystyczne zdolności - zastanawia się. - Co prawda, nigdy nie uczyłam się na przykład grać na instrumentach muzycznych, ale nie sprawiłoby mi to żadnych trudności. Z kolei jeden z moich braci ma tak znakomity słuch, że potrafi zagrać na każdym instrumencie, jaki mu tylko wpadnie w ręce.

Zainteresowania muzyczne M. Dąbrowska może rozwijać nie tylko w spektaklu o Pippi, ale też z zespołem złożonym z samych pań - Rozczyny. Żartuje, że to grupa bez przyszłości i bez ambicji: - Spotykamy się okazjonalnie, bo każda z nas mieszka w innym miejscu. Najbliższą próbę planujemy w maju, w Katowicach. Tam nasza perkusistka, która jest jedynym profesjonalnym muzykiem w naszym zespole, ma salę do prób. Chcemy napisać nowe piosenki (dotąd zajmował się tym Paweł "Budyń" Szymkiewicz). To będzie electro i punk.

Jak mówi, po studiach nie planowała powrotu do Szczecina: - Zarzekałam się wtedy,, że nigdy tu nie będę mieszkać. Zycie zweryfikowało te plany. Przez kilka lat z moim chłopakiem, a obecnie mężem, żyliśmy w oddzieleniu, on w Szczecinie, ja w Białymstoku. Kiedy mieliśmy zostać rodzicami,

trzeba było to zmienić. Zdecydowałam, że przyjeżdżam zatem do Szczecina.

Aktorka przyznaje, że czasem jej miłość do Szczecina jest dość trudna: - To jest tak jak z bliską osobą, na którą czasami się obrażamy. Ja tak mam ze Szczecinem. Denerwuję się, że to miasto nie wykorzystuje swojego potencjału i żyje w ciągłym uśpieniu. Nie wiem, jaka jest tego przyczyna. Ale to tu spotkałam (i nadal poznaję) mnóstwo ważnych dla mnie, wartościowych osób. I właściwie dzięki naszemu Teatrowi Współczesnemu ukształtowałam się jako aktorka.

Śródtytuły pochodzą z piosenki zatytułowanej "Jeszcze nie teraz", z płyty "Pippi Piratka". Znalazły się na niej m.in. piosenki ze spektaklu "Pleciugi": "Pippi Pończoszanka".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji