Artykuły

Na scenie zostawiłem dwa kolana

- Panuje przekonanie, że balet to facet w rajtuzach chodzący wokół dziewczyny. Ludzie myślą, że to jest cholernie nudne, ale balet, tak jak i sport, poszedł do przodu. Jest niesamowicie widowiskowy - o pracy i karierze tancerza baletowego opowiada MAKSIM WOJTIUL, solista Teatru Narodowego - Opery Narodowej w Warszawie.

Praca dla studentów Praca za granicą Centrum Kariery Ukończył Państwową Szkołę Baletową w Mińsku. W ostatniej klasie dostał angaż w Teatrze Wielkim w stolicy Białorusi. Półtora roku później był już solistą Teatru Narodowego - Opery Narodowej w Warszawie. Jeden sezon spędził w Kanadzie, gdzie tańczył w The National Ballet of Canada. Po powrocie do Warszawy występuje w czołowych partiach klasycznych i współczesnych baletów i jeździ z występami gościnnymi. Przez wielu krytyków uznawany jest za najlepszego tancerza w Polsce.

Ma wielu fanów w internecie. "He was by far the best male dancer on the stage", "wyróżnia się w gronie obecnych artystów baletu-mężczyzn. Potrafi nawet nie przejmując roli pierwszoplanowych skrzypiec stanowić pozytywny katalizator energetyzująco - mobilizujący dla koleżanek i kolegów na scenie." - to tylko dwa przykładowe wpisy z dyskusji o współczesnym balecie. Księga gości na jego stronie internetowej pęka w szwach. W serwisach plotkarskich - brak wyników dla zapytania "Maksim Wojtiul".

Ma za sobą operacje obydwu kolan. Ostatnia kontuzja ścięgna Achillesa wykluczyła go z prób na 2,5 miesiąca (rozmawiamy na początku lutego).

I co Pan teraz robi na chorobowym?

- Nic (śmiech). Chodzę na zabiegi, czytam, przygotowuję się do sesji, ale jak nie tańczę, to tak jakbym nic nie robił. To jest mój pierwszy rok na Akademii Muzycznej im. Fryderyka Chopina. Znowu jestem uczniem.

Ma Pan 31 lat - to dla tancerza szczyt formy?

- To najlepszy wiek. Ma się siłę, doświadczenie i fach w nogach. Optymalny wiek to 30 - 35 lat, ale to zależy również od tego w jakim teatrze się pracuje. Na zachodzie i wschodzie bardzo dużo się tańczy. My rocznie tańczymy około 50 baletów. Oni - nawet 150 więc możemy tańczyć dłużej.

Zastanawia się Pan co będzie Pan robił po balecie? Jakie są zawodowe losy Pana kolegów ?

- Różnie bywa. Większą szansę na zostanie pedagogiem mają ci, którzy byli solistami. Inni próbują sił jako choreografowie. Kolejni zostają dyrektorami zespołów baletowych, ale to już ci najbardziej wybitni. Niektórzy tancerze kompletnie zmieniają zawód. To jest najtrudniejsza decyzja, ale coraz bardziej powszechna, bo rząd pozbawił nas wcześniejszych emerytur pomostowych. Możemy na nie przechodzić dopiero od 60-tego roku życia, ale wiadomo, że nikt tak długo nie tańczy. Wcześniej kończyło się karierę w wieku 45 lat, dostawało się jakąś pensję i można się było rozglądać za interesującym zajęciem. Teraz trzeba się zastanawiać czy jutro starczy na chleb. Jest presja.

To Pan już o tym myśli? Przecież młody z Pana człowiek?

- Oczywiście, że myślę. Widzę do czego to wszystko prowadzi i to jest naprawdę straszne. Proszę sobie wyobrazić sytuację: jednego dnia jest Pan artystą Narodowego Baletu, a drugiego nie ma Pan środków do życia. Zgadzam się, że trzeba wprowadzać zmiany, ale jeśli rząd likwiduje emerytury, to powinien to zrobić dla tych, którzy mają teraz 20 lat i dopiero zaczynają karierę. Co mają powiedzieć ci, którzy mają teraz 40 lat? Jeszcze rok temu wiedzieli na czym stoją, a teraz takie zmiany!

Czemu rząd postępuje w ten sposób?

- Ja nie chcę narzekać na rząd bo pewnie chce jak najlepiej, ale jak to się mówi, wyszło jak zawsze. Słyszeli pewnie, że coś, gdzieś funkcjonuje i teraz to wprowadzają. Ja uważam, że jeśli coś się robi, to trzeba to robić dobrze. Jesteś tancerzem - rób to dobrze. Wprowadzasz reformy - rób to dobrze.

Jest Pan bardzo rozgoryczony...

- Jestem, jestem. Teraz mnie to nie dotyczy, ale boję się co będzie z moimi starszymi kolegami. Z baletem w ogóle. Ja nigdy bym nie oddał dziecka do szkoły baletowej, wiedząc że wieku 45 lat stanie przed problemem znalezienia kompletnie nowego zajęcia.

A kiedy Pan zaczynał tańczyć w wieku 5 lat, to czym kierowali się Pana rodzice?

- Zaczynałem w przedszkolu. Żeby dziewczynka dostała się do kółka tanecznego, musiała przyjść z partnerem (wiadomo, że chłopaków trudno namówić do tańczenia). Poszedłem właśnie jako taki partner koleżanki. Na początku ćwiczyłem taniec towarzyski czyli przez 5 lat "Taniec z gwiazdami". Później gdy rodzice zobaczyli, że dobrze mi idzie postanowili to moje amatorskie tańczenie uczynić profesjonalnym. Tam skąd pochodzę profesjonalny tancerz, to taki który skończył szkołę baletową. Rodzice myśleli o mojej przyszłości. Wiedzieli, że w byłym ZSRR tylko sportowcy i artyści sztuki mogą zobaczyć świat. Tym się kierowali posyłając mnie w wieku 10 lat do szkoły baletowej.

(...)

Ta ciężka praca się opłaciła, bo jako jeden z dwóch uczniów został Pan jeszcze w trakcie szkoły przyjęty do Teatru Wielkiego w Mińsku.

To było niesamowite wyróżnienie i kolejna motywacja do pracy. Dodatkowo byłem zafascynowany wolnością, końcem więzienia jakim była szkoła. Teraz mogłem się uczuć od najlepszych solistów, których do tej pory obserwowałem jedynie z widowni.

Kiedy pojawiła się myśl o wyjeździe na zachód?

- Przez te półtora roku kiedy tańczyłem w Mińsku zobaczyłem dwie strony medalu. Z jednej strony sztuka i kultura, a z drugiej stosunek dyrekcji do artystów.

Do Polski pewnie było najbliżej?

- Tak, chociaż na początku to miał być tylko przystanek w drodze do Niemiec, lub dalej na zachód. Chciałem tu spędzić rok, góra dwa lata i pojechać dalej. Wtedy jeszcze nie wiedziałem jaki tu jest balet, scena i zespół. Podczas Dni Białorusi zgłosiłem się do dyrektora Teatru Narodowego Emila Wesołowskiego z prośbą o audycję. Dostałem zgodę, wróciłem za kilka dni, pokazałem co umiem i spodobałem się.

Pierwszy Pana występ (Niebieski ptak w "Śpiącej królewnie") nastąpił bardzo szybko?

- Śmiali się ze mnie, że miałem wejście smoka (śmiech). Nie jest tak łatwo żeby od razy przyjechać i dostać rolę, którą tańczą pierwsi soliści. Akurat tak się złożyło, że jeden z nich nie mógł, inny miał kontuzję, a ja na swojej kasecie demo miałem zarejestrowaną akurat tę rolę. Poproszono mnie. To mi bardzo ułatwiło późniejszą karierę. Nie musiałem czekać na swoją kolej.

Nikt Pana nie znał. Jak traktowali Pana inni tancerze?

- Partnerka powiedział mi później, że bardzo długo czekała na rolę w tym spektaklu i kiedy w końcu dostała swoją szansę okazało się, że musi tańczyć z jakimś 20-letnim małolatem (była starsza ode mnie). Była zdenerwowana ale oczywiście nie dała nic po sobie poznać. Później śmialiśmy się z tej sytuacji.

Jak praca w Warszawie wypadła w porównaniu z Mińskiem?

- W Warszawie poczułem się potrzebny, szanowany, wolny w twórczosci, niezależny, doceniany i... mógłbym tak długo wymieniać. Powiem krótko,poczułem się wreszcie szczęśliwy. Mogłem skupić się na pracy. W końcu myślałem jedynie o sztuce i nie musiałem martwić się rachunkami do zapłacenia..

Skoro było tak dobrze, to czemu zdecydował się Pan na wyjazd do Kanady? Renata Smukała (pedagog z Teatru Wielkiego) powiedziała, że ma Pan w sobie pewną niecierpliwość i szybko się Pan nudzi.

- W Toronto tańczyli dwaj najwięksi artyści XX wieku: Barysznikow i Nuriejew. Chciałem się sprawdzić w zespole znanym na całym świecie. Spróbować swoich sił w, nazwijmy to, wyższej lidze. Byłem też bardzo ciekawy świata.

Co wyszło z tego sprawdzenia? W jednym z wywiadów powiedział Pan, że zobaczył Pan wówczas swoje miejsce w szeregu.

- Okazało się, że praca jest ciekawa, ale warunki w zespole fatalne. Dyrektor miał zawsze rację. Wolał pracowników miernych ale wiernych, niż ambitnych i twórczych tancerzy z własnym zdaniem i osobowością. Traktowano nas jak małe dzieci więc w końcu zaczęliśmy się zachowywać jak dzieci ze szkoły baletowej czyli: dyrektor nie patrzy - tancerze nie pracują, dyrektor patrzy - tancerze pracują nawet w trakcie przerwy. W Warszawie były stosunki partnerskie, a w Toronto czułem się jak w czasach komunizmu. Ludzie mówili, żebym jechał do Stanów, bo Kanada to była według nich tylko tania podróbka.

Czemu Pan nie pojechał?

- Wszędzie dobrze gdzie nas nie ma. Miałem porównanie: Mińsk, Warszawa, Toronto. W Kanadzie rosyjskiej dzielnicy nie odwiedziłem ani razu, a w Polsce byłem co tydzień, po gazety, muzykę, książki, jedzenie. Postanowiłem wrócić do Polski bo czułem się Polakiem. Pracuję tutaj ponad 10 lat. Na tej scenie zostawiłem dwa kolana.

Jak Pan się przygotowuje do roli? Oprócz pracy fizycznej oczywiście.

- Jeśli rola jest dla mnie kompletnie nowa, to dużo czytam. Tak było przed Tristanem. Jeśli rolę znam, a jest to jedynie inna wersja, to robię tak: siadam z kawą, czasami papierosem, i myślę. Od tego dużo zależy. Stereotyp jest taki, że tancerz nie musi myśleć. Jednak same nogi nie wystarczą. Najważniejsza jest głowa.

O Panu się mówi, że nie ma Pan idealnych warunków fizycznych.

- Przy 1,80 m wzrostu ważę 60 kg. W dzisiejszym balecie jeśli mówi się o warunkach fizycznych, to chodzi o rozwarcie, wykręcenie i rozciągnięcie. Każdy ma pewne ograniczenia. Możesz łamać kości raz za razem, ale w końcu dojdziesz do pewnego poziomu, którego nie przeskoczysz jeśli Bóg ci tego nie dał. Może o takie warunki chodziło? Bo moje nie są idealne. Od małego muszę codziennie pracować i codziennie się rozciągać.

A utrzymanie odpowiedniej wagi? To praca czy natura?

- To akurat specyfika mojego organizmu i przemiany materii. Jestem w tej komfortowej sytuacji, że mogę jeść dużo i nie tyję.

Pana zawód przypomina sport wyczynowy. Podobnie jak sportowcy nie może Pan sobie pozwolić na picie alkoholu? Papierosy?

- Alkoholu nie piję do dzisiaj, no może jakieś piwko na zakwasy. Papierosa od czasu do czasu przepuszczę. Oczywiście są ludzie, którzy piją i tańczą. Są tacy, którzy piją dużo i tańczą. Może właśnie dlatego nie lubię alkoholu bo znam tancerzy, którzy przez picie pokończyli się w wieku 30 lat - wyschły im ścięgna i stawy.

Balet to w Polsce nisza. Czuje się Pan gwiazdą?

- Na pewno w kręgach baletowych mnie znają i to jest bardzo miłe. Nie wiem... marzy mi się żeby artystów znali zwykli ludzie. Znają tancerzy z "Tańca z gwiazdami" - ich praca jest nieporównywalna z pracą tancerza baletowego. Poza tym panuje takie przekonanie, że balet to facet w rajtuzach chodzący wokół dziewczyny. Ludzie myślą, że to jest cholernie nudne, ale balet, tak jak i sport, poszedł do przodu. Jest niesamowicie widowiskowy.

(...)

Wiem, że dyrekcja Narodowego Baletu i Teatru Wielkiego pracuje nad zmianami, które spowoduję, że tancerz będzie mógł łagodnie i godnie zmienić zawód. Pozostać nadal szczęśliwym człowiekiem. Trzymam kciuki za te zmiany i zapraszam wszystkich do oglądania naszych spektakli, bo naprawdę warto.

Całośc w Gazecie Wyborczej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji