Artykuły

Molier zupełnie współczesny

"Wątroba po lewej, serce po prawej" to niemal szlagier spektaklu, który w Teatrze "Wybrzeże" wyreżyserował Krzysztof Zaleski. Zręcznie wyśpiewują ten refren aktorzy, którym wtóruje po cichu publiczność.

Na międzynarodowe święto teatru premiera "Medyka mimo chęci" była największym prezentem, jaki zespół Teatru "Wybrzeże" sprawił swej wiernej publiczności. Zręczny tekst, choć to komedia Moliera nie uważana za arcydzieło, dobry zespół aktorski, który potrafi z siebie wykrzesać niejedną iskrę bożą, i inteligentny, wrażliwy, otwarty reżyser dopełnili "przepisu" na komedię pomysłowo zrealizowaną i naprawdę dowcipna. Molier zabrzmiał ze sceny zupełnie współcześnie w bardzo dobrym przekładzie Jana Polewki. Świetne dialogi, humor słowny i sytuacyjny, zabawna inscenizacja - no i mamy w "Wybrzeżu" komedię jak się patrzy. Nawet malkontenci i wieczni "opozycjoniści" mogą mieć kłopoty ze znalezieniem "haka".

Krzysztof Zaleski o sobie powiedział, że jest "dostatecznie starym człowiekiem", by niejedno już wiedzieć i widzieć. I to prawda. Reżyser dzisiaj pięćdziesięcioletni nie jest w modzie ani na topie wśród szaleństw polskiej sceny. Pracuje rzetelnie, niezwykle profesjonalnie, ale zazwyczaj w cieniu. Gdzie mu tam do telewizyjnych jupiterów czy nagród przyznawanych przez młodocianych znawców teatru. Całe pokolenie znakomitych twórców polskiej sceny zeszło na drugi plan, może jedynie Jerzy Grzegorzewski - jako dyrektor Narodowego - nie daje się "upupić" chętnie szufladkującym i szatkującym rzeczywistość recenzentom. Zaleski reżyserował w "Wybrzeżu" kilka zdarzeń z życia braci Karamazow Dostojewskiego. Jest nie tylko reżyserem, ale i aktorem. Czuje napięcie twórcze i wykonawcze. "Mykiem mimo chęci" udowodnił, że ma znakomite poczucie humoru, choć z pewnością nie jest to śmiech, którym chętnie wybuchają "eleganccy panowie" przy opowiadaniu sprośnych dowcipów, najlepiej w towarzystwie "dam". Zaleski zrobił Moliera w rytmie nieomal dyskotekowym. Są światełka, Leonek (Włodzimierz Ciborowski) - amant Lucynki jeździ na jednej wrotce i ma zabójczy lok - słodki kochanek, są wpadające i znikające postacie, jakby na scenie odbywał się jakiś szalony taniec. Jest wreszcie grupa lekarzy - wielkich autorytetów poruszających się rytmicznie, niczym w transie, którzy de facto mają w sobie coś z wampirów. W tym tłumie osób w białych kitlach z rozmalowanym "układem krwionośnym" każda rola jest pyszna, każda postać naznaczona indywidualnym rysem. Dlatego wymieniam jednym tchem: Wanda Neuman - doktorowa prymus niczym Napoleona, a do tego sataniczna, Igor Michalski - ironiczny cynik, wie co gra w człowieku, Jarosław Tyrański - delikatny nerwus, Florian Staniewski - jąkający się pięknie, Mirosław Krawczyk - przystojny wampir-nostalgik i Joanna Kreft-Baka - doktorzyca pełna seksapilu i modliszkowatych chęci. W grupie medyków jest również Marzena Nieczuja-Urbańska śpiewająca i wyglądająca porywająco.

Role wiodące ustawił Zaleski z myślą o talencie i możliwościach aktorów. Mirosław Baka w roli Zganarela, owego medyka mimo chęci, nawet śpiewa (chyba na scenie w "Wybrzeżu" po raz pierwszy), ale ponadto jest doskonale zabawny - neurotycznie a równocześnie rubasznie wrażliwy. Baka gra komedię jakby do niej był stworzony (w dramacie wszyscy go już znają i cenią). Partneruje mu niczym burza w ciemnych okularkach Dorota Kolak jako żona Martyna. Przebiegła, złośliwa psotnica. Stanisław Michalski - ojciec zakochanej Lucynki, o której rzekomą chorobę rzecz cała w komedii idzie - podoba się widzom ze swą naiwnością udawaną. Śmieszni są obaj słudzy - dostojny Walery (Grzegorz Chrapkiewicz) i żałosny Lapus (Zbigniew Olszewski), naiwny i szczery duży mężczyzna, który kocha po swojemu Jagnę (Ewa Kasprzyk). Tę rolę ustylizowaną na lalkę Barbie Ewa Kasprzyk zagrała bardzo dobrze. O takiej mamce może marzyć nie tylko żądny wrażeń Zganarel. Również słowa uznania należą się Malgorzacie Brajner za Lucynką, cudowną slodką nikczemnicę z "klopsami" na głowie, buzią w ciup.

"Medyk mimo chęci" z prostą, nieomal umowną scenografią (kotara, dyskotekowe lampki) i bardzo dobrze wpisanym w tekst światłami - to dzieło Marka Chowańca - bardzo podnosi walory spektaklu. Podobnie kostiumy Doroty Roqueplo - stylizowane, przystające do Molierowskiej opowieści. I oczywiście muzyka Krzesimira Dębskiego, która podbija wyraźnie tempo przedstawienia.

"Medyka mimo chęci" trzeba obowiązkowo obejrzeć w "Wybrzeżu". Gwarantowana dobra zabawa w świetnej oprawie i wykonaniu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji