Artykuły

Na trampolinie dobra i zła

Teatr Dramatyczny m. st. Warszawy, Jean-Paul Sartre: "Diabeł i Pan Bóg". Przekład: Jan Kot t; Reżyseria: Ludwik Rene. Scenografia: Jan Kosiński. Kostiumy: Aniela Wojciechowska. Muzyka: Tadeusz Baird.

J.P. SARTRE w tej chwili (po śmierci Camusa) reprezentuje szczyt wzniesienia się sztuki i literatury francuskiej. Głoszona przezeń doktryna egzystencjalistyczna jest najszerzej omawianym i popularnym - zarówno wśród ludzi myślących, jak i snobów - modnym poglądem na świat.

Na scenach naszych, zaczynając od pierwszych lat powojennych (co prawda z dziesięcioletnią późniejszą przerwą) wystawiono kolejno sztuki Sartre'a: "Ladacznicę z zasadami", "Przy drzwiach zamkniętych" - o wiele więcej warte w kompozycji i budowie niż późniejsze "Muchy".

Podstawą relatywizmu Sartre'a jest przeświadczenie, że nie ma obiektywnej treści bytu, powszechnie obowiązujących praw czy celów; ważne jest tylko i konkretne nasze "ja" i jego doświadczenie. Wobec braku norm moralnych człowiek ma możność dokonywania "wolnego" wyboru, zaświadczającego o jego powiązaniu z otaczającym światem. Choć życie w ogóle nie ma sensu, człowiek wiążąc się z nim na mocy wolnego wyboru nadaje mu sens i wagę.

Nie wchodząc w zawiłe rozgałęzienia doktryny filozoficznej Sartre'a, trzeba stwierdzić, że poza bezpośrednimi źródłami niemieckimi (Heidegger, Jaspers), kojarzy się ona i ociera w pewnej mierze o Nietzschego, Dostojewskiego i duńskiego Kierkegaarda, który jeszcze w połowie XIX w. był inicjatorem tak pesymistycznej doktryny.

"Absurdem jest - głosi Sartre, - żeśmy się urodzili, i absurdem, że umrzemy''.

Na tle tej domniemanej absurdalności życia, człowiek - według Sartre'a - ma prawo dokonywania absurdalnych wyborów skacząc sobie swobodnie od zła do dobra i z powrotem - jak to właśnie czyni jego bohater Goetz w "Diable i Panu Bogu".

SKŁADAJĄC hołd należny kunsztowi Sartre'a, jego pasjonującej sztuce przeprowadzania dialogu, którego zaskakujące bogactwo, celność i obrazowość olśniewa widza - przyznać trzeba, że zarówno kompozycja całość, jak histeryczne skoki rozigranej bezkarnie myśli - po pewnym czasie zaczynają nużyć i niecierpliwić. Wnioski przestają wynikać z przesłanek, które stają się błędnymi racjami myśli, spalającymi się efektownie w powietrzu nie bez pewnego czadu i nawet swądu.

Z trzech aktów "Diabła i Pana Boga" pierwszy jest żywy, barwny, pełen napięcia, drugi i trzeci - już nuży, jeśli nie nudzi - i rozpływa się w dość przewlekłej i mało wyrazistej gadaninie.

Goetz - zgodnie zresztą z jego pierwszym pierwowzorem literackim u Goethego ("Goetz von Berlichingen") jest typem indywidualisty, którego Sartre wyposaża we wszystkie cechy "nadczłowieka" Nietzschego - przyznać trzeba nawet - dość nużąco przejmując terminologię i obrazowość tego natchnionego proroka faszyzmu.

Sztuka ma jednak i "powiązania" społeczne. Autor, opierając się na "Wojnie chłopskiej w Niemczech" Fryderyka Engelsa, odsłania wierne klasowe ustosunkowanie warstw społecznych w Niemczech na początku XVI w., sympatią z "wolnego" wyboru otaczając "skrzywdzonych i poniżonych" - chłopów i biedotę miejską, ich sny o braterstwie i "państwie słońca", w satyrycznym zaś świecie przedstawia wyższe duchowieństwo i patrycjat miejski.

Tragizm załamania się powstania chłopskiego, zgodnie z Engelsem, uzależnia od warunków, które nie dojrzały jeszcze do stanu, w którym zmiana klas panujących byłaby możliwa. Realnie więc biorąc heroizm rewolucyjny zarówno chłopów, jak i Goetza, jest daremny, lecz piękny, zaświadcza bowiem - o wolnym, "egzystencjalistycznym" wyborze...

W powiązaniu tych dwóch wątków: nietzscheańsko-nadczłowieczego i spoleczno-religijnej utopii jest jakaś niewspółmierność, która się mści na całości zarówno kompozycyjnej, jak i wydźwięku artystycznym sztuki.

ZGODNIE z akcentem indywidualistyczniym Sartre'a nie tłum, nie masa, lud ani jego przywódcy, lecz anarchizujący nadczłowiek - Goetz - wysuwa się na czoło. Ta rola, we wszystkich półcieniach i półtonach samounicestwiającego się intelektualizmu oddana "wielopłaszczyznowo" przez Gustawa Holoubka, trzyma na uwięzi uwagę widza, zwłaszcza w pierwszej części, gdyż w dalszych partiach - nawet wytrawnej i wieloznacznej gry świetnego aktora nie wystarcza na to, by należytym poddaniem towarzyszyć łamanej dialektyce przodującego bohatera.

Piękne, w schemacie geometrycznym utrzymane dekoracje Jana Kosińskiego nadają sztuce ramy dającego się wszędzie i w każdej epoce zastosować uogólnienia.

Reżysera Ludwika Renego wiąże celowo i składnie rozstrzelone obrazy tej bogatej sztuki w zwartą względnie całość widowiska teatralnego, choć kto wie czy forma oderwanego całkowicie od wszelkiej scenerii dialogu platońskiego - nie byłaby tej sztuce najbliższa.

Wysoki i wyrównany poziom gry całego zespołu nie umniejszył jednak wartości, wyróżniających się poszczególnych kreacji: Bolesława Płotnickiego w roli Arcybiskupa, Jarosław Skulskiego w roli Nasty'ego, Feliksa Chmurkowskiego - Bankiera, Henryka Bąka jako Heinricha, Haliny Mikołajskiej jako Katarzyny, Józefa Pary - Karla, Stanisława Winczewskiego - Tetzela, Danuty Kwiatkowskiej - Hildy i in.

Zbyt wiele rewerencji okazuje teatr dla nie zawsze przekonywającego w wielomówstwa Sartre'a. Sztuka trwa stanowczo za długo, prawie do 23 ej i zyskałaby niewątpliwie na pewnych skrótach.

Przekład Jana Kotta giętki i poprawny.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji