Artykuły

Noc narodowa

Jak już państwo wiecie, w Narodowym przestało straszyć. Inkub, który siedzi pod sceną od czasów Bogusławskiego, podczas "Nocy listopadowej" Jerzego Grzegorzewskiego był tak zdezorientowany, że tym razem nie miał siły przeszkadzać i pierwsza premiera przebiegła pomyślnie. Bez zarzutu działały zapadnie hydrauliczne, dzięki którym muzycy Teatru Narodowego po raz pierwszy zagrali koncert w czymś, co przypomina bardzo dużą windę. Pani Segda, która podczas prób często gubiła się w nowym gmachu, znalazła szczęśliwie drogę na scenę i była gwiazdą wieczoru. Pozostałym aktorom udało się zdążyć na czas z planów telewizyjnych i filmowych. Ogólny podziw wywołał występ Kompanii Reprezentacyjnej Wojska Polskiego w mundurach Królestwa Polskiego, która maszerowała w poprzek i wzdłuż sceny, dowodząc, że sztuka musztry nie zaginęła w Warszawie od czasów księcia Konstantego.

Co do publiczności, zapomniała ona o bojkocie sprzed roku, kiedy to artyści obrazili się, że na otwarciu teatru mają siedzieć razem z dygnitarzami PRL-u. Teraz nawet pojawienie się Mieczysława Rakowskiego nie budziło większych emocji. Widowisko uzmysłowiło nam, że w nowym zespole teatru nawet lokajów będą grywały gwiazdy, co z jednej strony cieszy, z drugiej niepokoi, bo osoba podająca herbatę może się wkrótce okazać ważniejsza od głównego bohatera. Podczas premiery doszło do ciekawej konfrontacji aktorów z Warszawy i Krakowa. Mianowicie Jan Englert jako generał Chłopicki oglądał występ Jana Peszka w roli aktora i kuplecisty Kudlicza, błaznującego na deskach Rozmaitości. Po raz pierwszy chyba to aktor krakowski chałturzył, a aktor warszawski patrzył z niesmakiem. Dla tej jednej sceny warto było otwierać Teatr Narodowy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji