Artykuły

"Paria"

Przypadkowo usłyszałem w radiu wywiad z nowym dyrektorem stołecznego Teatru Wielkiego, udzielony przez niego w kil-naście dni po objęciu tego stanowiska. Stanisław Piotrowski, charakteryzując swoje plany, powiedział, że zamierza wystawiać widowiska operowe, że - by wzbogacić elementy widowiskowe - chce uruchomić wreszcie całą maszynerię sceny TW etc. W wywiadzie tym nie było mowy o muzyce, muzykach i repertuarze.

Pierwszą premierą nowego dyrektora jest Paria Stanisława Moniuszki. Widowisko. Bogate w kostiumach i dekoracji, z rozbudowanymi scenami zbiorowymi (chór i balet teatru uzupełniały: chór męski CZA Wojska Polskiego oraz uczennice Szkoły Baletowej). Kierownik artystyczny teatru a zarazem szef muzyczny tego przedstawienia wyjaśnia widzom (na łamach programu) dlaczego właśnie Paria? - tłumacząc wartości dzieła i sposób jego oceny: "Miejmy nadzieję, że zostanie ona (tj. Paria - przyp. W.P.) oceniona tak, jak na to zasługuje: a więc jako oryginalne, wartościowe, żywe dzieło, godne przedstawienia najbardziej wyrafinowanym miłośnikom dziewiętnastowiecznej opery." Ja natomiast mam nadzieję, że żadnemu Polakowi nie trzeba tłumaczyć powodów wystawienia opery Stanisława Moniuszki i to na reprezentacyjnej (z nazwy, geografii i rozmiarów) scenie" naszego kraju. A jeśli do tej pory nie umieszczono na stałe w reperturze tego teatru wszystkich oper Moniuszki, to tylko można zapytać tegoż kierownika artystycznego: dlaczego?

Ostatnie dzieło operowe Stanisława Moniuszki, Paria, powstające w zamyśle kompozytora niemal przez całe jego życie, pod wieloma względami odbiega od oper narodowych i innych utworów o tematyce polskiej tego twórcy. Odbiega nie tylko w warstwie libretta, ale też w zakresie instrumentacji czy konstrukcji (np. uwertura, uważana za najciekawszą w dorobku symfonicznym Moniuszki, jest umieszczona jako swoiste intermezzo między Prologiem a I aktem opery). Nie tracąc niczego na pomysłowości melodycznej (stanowiącej chyba największy atut tego kompozytora), Paria dowodzi także dojrzałości warsztatowej (np. w zakresie często krytykowanej instrumentacji) a także pewnego nowatorstwa w języku harmonicznym. Wszystko to razem wskazuje, iż muzyczna strona Parii, powinna być szczególnie uważnie przygotowana. W najnowszej inscenizacji warszawskiej tak jednak się nie stało.

Orkiestra prowadzona przez Antoniego Wicherka zagrała twardo, oschle, nerwowo. Brakowało płynności nawet w uwerturze, która z powodzeniem mogłaby być dziś grywana na koncertach estradowych muzyki tanecznej - oczywiście nie w tym przyciężkawym wykonaniu. Chóry, stanowiące istotną funkcję w myzyce tego dzieła, nagminnie rozmijały się z orkiestrą, solistami, pałeczką dyrygencką. Ciągłe gonitwy rytmiczne i melodyczne pogłębiały jeszcze bardziej nerwowy nastrój wykonawstwa muzycznego. Raz tylko, w III akcie, przed arią Akebara Bogowie miłości, zagrany przez orkiestrę wstęp instrumentalny mógł się podobać. Śpiewająca główną partię kobiecą Neali Barbara Nieman była, zwłaszcza w niższych rejestrach, permanentnie zagłuszana przez orkiestrę. Z pierwszego duetu Neali i Idamora (Roman Węgrzyn) - naczelnych postaci dramatu - nie doszło do mnie ani jedno słowo, co też można przypisać zarówno dyrygentowi jak i dykcji solistów oraz akustyce sali.

Wielokrotnie powtarzane zarzuty pod adresem szefa muzycznego teatru rodzą pytania: czy Antoni Wicherek to dyrygent i artysta o formacie odpowiednim dla narodowej sceny? Dokonania artystyczne Teatru Wielkiego w latach siedemdziesiątych powinny stanowić odpowiedź.

Muzyczną ozdobą warszawskiej Pani były dwie role męskie: Dżares Jerzego Artysza i Akebar Jerzego Ostapiuka. Przede wszystkim znakomicie wykonane partie wokalne. Ale wywodzący się z pariasów Dżares był przy tym postacią ujmującą w ojcowskim i kastowym nieszczęściu. Artysz grał swoją rolę nie tylko gestem i ruchem, ale i barwą, dynamiką głosu, dzięki czemu mieliśmy do czynienia z prawdziwą kreacją aktorsko-muzyczną. Niejako w opozycji do niego jawił się na scenie dostojny, acz oszczędny w geście arcykapłan Akebar Ostapiuka (upodobniony przez inscenizatorkę do wizerunku Chomeiniego), spełniający w tym dramacie funkcję złego ducha akcji scenicznej.

Osobny temat stanowi inscenizacja. Maria Fołtyn położyła nacisk na widowiskowość przedstawienia, eksponując elementy dekoracyjne i bogactwo strojów, przy czym dekoracje sceniczne wzbogacane też były tzw. żywymi obrazami hinduskich tancerek, zastygłych w posągowych pozach, lub też tańcem wykonywanym tylko przy akompaniamencie gongów bądź bez akompaniamentu, przywodzącym na myśl tradycje japońskich widowisk kabuki (choć w tym przypadku nie było rekwizytów).

Paria jest operą, której libretto oparte zostało na dramacie Casimire'a Delavigne'a, rozgrywającym się w Indiach ok. 1500 roku n.e. a dotyczącym - najogólniej mówiąc - konfliktu kastowego między rządzącymi braminami a wzgardzoną kastą pariasów. Natomiast muzyka Moniuszki ani przez moment nie stara się nawiązać - przez stylizację, cytaty, melodykę czy rytm - do orientalnej tematyki libretta. Wręcz odwrotnie: miejscami wyraźnie podkreśla swój nadwiślański rodowód a polskiemu słuchaczowi niejednokrotnie nastraja ucho w kierunku poprzednich oper tego twórcy. Dlatego w muzyce trudno odnaleźć choćby reminiscencje egzotycznego klimatu, nastroju Orientu (nie mówiąc już o specyfice hinduskiej).

Ta wyraźna dwoistość charakterów libretta i muzyki stawia przed inscenizatorem ważne pytania. Czy - zgodnie z dotychczasową, ubogą zresztą tradycją wystawień tego utworu - pójść torem operowego naturalizmu i zbudować hinduską świątynię, poubierać aktorów w odpowiednie kostiumy i zarysować realizm sytuacji, zasztyletować Idamora wydobywając potem prawdziwe kłęby dymu ze stosu, na którym spalono jego ciało? Czy też pójść inną drogą, nie kopiując hinduskich reliefów i nie wzorując się na polskich drzeworytach przedstawiających zeszłowieczne wystawienia Pani? Historycy opery zgodnie przyznają, że Paria dramaturgicznie nie dorównuje poprzednim operom Moniuszki, a zatem przed inscenizatorem pojawiają się dodatkowe trudności.

Maria Fołtyn - przy współpracy debiutującej w operze młodej adeptki scenografii Jadwigi Jarosiewicz i autorki choreografii oraz plastyki ruchu Hanny Chojnackiej - sięgnęła do tradycji wystawień tej opery, do realizmu i naturalizmu, wzbogacając je elementami natury widowiskowej i malarskim charakterem scenografii.

Konflikt w dramacie Delavigne'a - jak wspominałem - dotyczy braminizmu. Charakterystyczny dla tej religii podział kastowy i wynikająca z niego walka leżą u podstaw akcji scenicznej. Skąd zatem w świątyni braminów pojawiła się na scenie figurka Buddy? Budda co prawda studiował u braminów, ale potem - z tego co wiem - braminizm zaciekle walczył z buddyzmem. I nie Budda, a trójca: Brahma, Wisznu i Siwa symbolizują religię hinduizmu. Dalej: dlaczego na scenie pojawiły się symbole państwa tureckiego i islamu (półksiężyce oraz wódz współczesnych szyitów - Chomeini), skoro świat muzułmański charakteryzuje się innymi konfliktami religijnymi niż braminizm? Ponieważ nie imam pewności co do charakterystyki tańców w widowisku kabuki, o Japonię już nie pytam.

Wschód, dla nas egzotyczny i odbierany w Europie jako pewna całość, odległa i enigmatyczna, jest tak bogatym i zróżnicowanym kulturowo światem, iż nie można doń podchodzić na zasadzie "jak mały Jasio wyobraża sobie Orient". Jeśli jest to dramat religijny, pokazany realistycznie, a zakończony śmiercią jako rezultatem podziałów kastowych, fanatycznej nienawiści i siły kapłanów hinduizmu, to należałoby uszanować różnice miedzy braminami a np. wyznawcami Buddy ; (który głosił coś wręcz odwrotnego: miłość i braterstwo). Na marginesie: w kluczowej scenie dramatu arcykapłan Akebar przebija sztyletem pierś młodego wodza pancernej chorągwi, narzeczonego, swojej córki, Idamora. Natomiast w inscenizacji warszawskiej wbija mu cichcem sztylet w środek pleców. Niby drobiazg, ale stawia pod znakiem zapytania całą scenę: dlaczego w plecy? - a jeśli tak, to dlaczego widzący to ojciec Idamora nie uprzedza syna o niebezpieczeństwie tchórzowskiej agresji? I jeśli widzimy prawdziwy dym, słyszymy grzmoty i jawią się nam - jak prawdziwe - błyskawice, to dlaczego pancerna zbroja Idamora nie chroni mu pleców przed ręką słabego starucha (wy-pisz-wymaluj Chomeiniego)?

Zakładając, że chodziłoby tu o daleko idącą przenośnię pozahinduską, to jak wytłumaczyć kopie reliefów hinduskich, stanowiących główne założenie plastyczne tej inscenizacji?

Wydaje mi się, że inscenizacja tej opery to problem do dyskusji. Ze swojej strony mogę dodać, że taka dwoistość w charakterach fabuły i warstwy muzycznej, jaką obserwujemy w Pani, skłaniałaby raczej do odrzucenia dotychczasowych koncepcji inscenizacyjnych, do ponownego zastanowienia się i do podjęcia próby znalezienia takich punktów wspólnych i w libretcie i w muzyce, wokół których by można osnuć opowieść o parii. Być może Moniuszko tego nie przewidywał, ale - patrząc na tę operę z pozycji dzisiejszego widza - odbieram ją jako ponadczasową i ponadregionalną (kulturowo, językowo, obyczajowo) przypowieść o wielkiej miłości i małostkowości ludzkich przesądów. I myślę, że w tak rozumianym przesłaniu tego dzieła można odnaleźć punkty styczne dla polskiej muzyki, i hinduskiej fabuły opowiedzianej przez francuskiego poetę.

Chodzi też o to, że eksponowanie konfliktu społecznego (na który wskazuje również znawca twórczości Moniuszki, prof. Witold Rudziński, pisząc o niesprawiedliwości społecznej zarysowanej w osobistym dramacie Neali i Idamora, która wywarła wpływ na ideał operowy kompozytora) narzuca konieczność bliższego sprecyzowania realnych detali, sugeruje bardziej naturalistyczną, "umiejscowioną" (tu i z takich powodów) koncepcję prezentacji Parii. Podczas gdy skierowanie uwagi na uniwersalizm cech i przeżyć pozwala uwierzytelnić libretto tą właśnie muzyką. A zatem raczej psychologiczne spojrzenie mogłoby stać się łącznikiem pomiędzy fabułą i muzyką, pomiędzy współczesnym widzem a Partą.

Na koniec jeszcze, abstrahując już od ogólnej koncepcji inscenizacji i rekwizytów religii Wschodu, chciałem zwrócić uwagę na kolejny i udany, jak myślę, debiut. Uczennica Andrzeja Majewskiego (i jego absolwentka z krakowskiej ASP), młoda jarosławianka Jadwiga Jarosiewicz dowiodła na tej największej scenie naszego kraju wysokiej klasy smaku artystycznego, wrażliwości kolorystycznej i niemałych już umiejętności w gospodarowaniu przestrzenią. Jej malarskie wizerunki wschodnich świątyń czy świętego gaju w Prologu mogły się podobać, jak również pełne orientalnego przepychu (a jednocześnie nie pozbawione lekkości) kostiumy, czego dowodem były też brawa przy otwartej kurtynie. I choć - zwłaszcza w koncepcji dekoracyjnej oraz wręcz malarskim widzeniu gaju - wpływ nauczyciela był niewątpliwy (przynajmniej dla mnie), to uważam, że Jadwiga Jarosiewicz może swoją pierwszą przygodę z operą z powodzeniem uznać za udaną.

P.S. Zdając sobie sprawę z wielu ograniczeń, jakie od lat towarzyszą działalności Teatru Wielkiego w Warszawie, a które w dużej mierze wynikają z rozdźwięków między zespołem pracowniczym a dyrekcją, poszczególnymi zespołami i grupami artystów oraz pomiędzy samymi artystami, i które także po części miały wpływ na taki a nie inny nabór młodej kadry - zastanawiałem się nad konsekwencjami tej sytuacji. I - jak na razie - widzę jedno rozwiązanie owego specyficznego węzła gordyjskiego od lat duszącego ten teatr, rozwiązanie może drastyczne, ale mające szansę na poprawienie atmosfery pracy oraz efektów na miarę rzeczywiście reprezentacyjnej sceny kraju.

Otóż myślę o rozwiązaniu istniejącego zespołu artystycznego i stworzeniu go - po konkursowych przesłuchaniach - na nowo. Do teatru weszliby artyści obecnie najlepsi, a kandydatów chyba by nie zabrakło. Ale do urzeczywistnienia takiego zamiaru potrzebny jest przede wszystkim artysta o dużej indywidualności i niekłamanym autorytecie, który stanąłby na czele kierownictwa artystycznego i który byłby w stanie skupić wokół siebie zespół chcący i umiejący uczynić Teatr Wielki rzeczywiście wielkim, rzecz jasna na miarę naszych aktualnych możliwości. (W.P.)

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji