Artykuły

Bohaterowie od strony kuchni

Nora Szczepańska: "Kucharki". Sztuka w 3 aktach. Reżyseria: Jan Kulczyński, scenografia: Wojciech Sieciński, muzyka: Zbigniew Wiszniewski. Prapremiera na Scenie Kameralnej Teatru Polskiego.

Na początku był pomysł. To nie jest mało. Zwłaszcza gdy pomysł okazał się tak scenogeniczny jak w "Kucharkach". Zmiennym kolejom losu bohaterów przeciwstawić "kucharki wciąż te same", tragediom na koturnach świat przez drzwi od kuchni. Na podestach dzieją się Sprawy Wielkie, a na proscenium sprawy małe, historię prześwietla codzienność, bez pracy nie ma kołaczy.

Wiara Antygony. Nieufność Hamleta. Niewierność Godota. A na pierwszym planie wypiek chleba, kiszenie kapusty, gotowanie zupy - czynności, bez których nie byłoby Antygony w sporze z racjami Kreona, Hamleta w roli sędziego państwa duńskiego, rozpaczliwego oczekiwania na Godota.

To nie wszystko. To dopiero wejście. Mity się demaskuje, fantazje koryguje, pesymizm uzasadnia. Nie Antygona pogrzebała brata lecz rozkochana w Poliniku mała służebna; Antygona jednak przechwyci ów czyn dla siebie, Antygony wypełniają historię a nie bezimienne Małe. Ofelia jest głupią dziewczyną, której pląsy, piosenka, odruchy powtarza Mała, zakochana w niemrawym Hamlecie: Mała jest prawdziwie poetycka, ale poeta uczci Ofelię. Wielki niepokój wąsów Godota tłumaczy się grozą wojny, która byłaby synonimem zagłady; znikąd nadziei, wielkie schrony będą masowym grobem.

To są kontrasty i sytuacje tragiczne. Ciężar odpowiedzialności pisarza, pomnożony o lekkomyślną odwagę przymierzenia się do paru wielkoludów naraz. Położenie zatem nie rokujące nadziei na sukces. Sofokles, Szekspir, Beckett i - "Kucharki". No tak. Ale może jakiś wykręt się znajdzie? Ależ owszem: spęd do kryjówki parodii, unikatowej ironii, a najlepiej tanie prześmiewki. Więc Kreon wygłasza aforyzmy o władzy, żrejąc kurczaka, którego własnoręcznie zarżnął, bo lubi takie robótki. Więc Ofelia pomaga w szatkowaniu kapusty i robi strip-tease przed wlezieniem do beczki, i tak ją znachodzi Hamlet z wyznanie, że zabił jej ojca (nie róbcie sobie jednak oskomy: że rzecz nie dzieje się w lokalu nocnym lecz w teatrze, Ofelia przystojnie obleczona jest w koszulę od stóp do głów). Więc biedacy, oczekujący Godota... stop, tutaj sytuacja się wikła, autorka zmienia pierwotną, drukowaną w "Dialogu" wersję, poważnieje i popada w eschatologię. Trudno nie rzec, że gmatwa przez to jednoznaczne dotychczas wrażenia widza.

Polinika pogrzebała Mała, plotkę o pojawieniu się ducha Hamleta-seniora puszcza Stara, wcielenie rozsądku i niezniszczalności ludu, w katastrofizm Godota miesza się mów u Mała, zabijając-złego Pozzo, który ją poślubił, Aluzje do Antygony wydaje mi się, że pojąłem. Ale czy trafnie? Filozofia finału "Kucharek" jest cokolwiek mętna (nawet kucharki w naszych czasach są piekielnie wyrafinowane), autorka niby oszczędza nam wizji ostatecznej dezintegracji, ale wszyscy umykają, zostaje tylko nieśmiertelna Stara, dziękuję za takie perspektywy.

Sztuka Szczepańskiej ma ambicje intelektualne, pokazuje archetypy i sytuacje ostateczne, posługuje się zręczną formą sceniczną, jest - teatrem, przynosi kilka scen wybornych. A jednak w sumie budzi więcej rozczarowania niż uznania, więcej zawodzi niż daje satysfakcji. Fundamenty filozoficzne okazały się zbyt wątłe dla podtrzymania fasady, mającej być zarazem oficyną. Wtórność artystyczna i uproszzczenia socjologiczne dają się dostrzec gołym okiem. W gruncie rzeczy "Kucharki" są wielkim skeczem kabaretowym, inteligentnym, mrugającym do tzw. elity, ale pustym od kuchni; wysmażone przez te kucharki potrawy apeltytu nie zaspokajają, głód oszukują. Nie ufam na ogół pastiszom; parodiom, persyflażom: zbyt często są orężem pisarzy, których na autoparodię nie stać. W gruncie rzeczy "Kucharki" są przejawem studenckiego obrazoburstwa, młodzieńczych herezji, niedogotowanych wywarów z ziół, w których skład wchodzi i snobizm. Przedrzeźnianie jest najłatwiejszą ale i zawstydzającą nieraz formą śmiechu. Wolę już wtórność, choćby z Anouilha.

"Kucharki" budzą jednak równocześnie nadzieje większe niż przeciętne debiuty. Gorąco chciałbym spotkać się, w lekturze czy na scenie, z nową sztuką Nory Szczepańskiej.

Teatr na ogół sprawnie rozwiązał techniczne i aktorskie trudności "Kucharek". JAN KULCZYŃSKI nie po raz pierwszy udowodnił, że daje sobie dobrze radę w różnych zaskakujących okolicznościach. Te i owe niezręczności "Kucharek" pousuwał zręcznie, całością pokierował sprawnie, oba style widowiska: patetyczny i rodzajowy, powiązał umiejętnie. Kulczyński to jednak reżyser, który także miewa pomysły. Bywają one ciekawe i mogą się sprawdzać. Bieda dopiero, gdy Kulczyński realizuje je bez umiarkowania. Wielu niedawno oburzała jego inscenizacja jednej z fars Moliera: ale nie sam pomysł wydobycia z Moliera elementów katowskich był przyczyną porażki, dopiero rozhulane wykonanie, obrażające miejscami dobry smak. W "Kucharkach" Kulczyński mocno trzymał się na wodzy i dobrze panował nad materiałem dramaturgicznym, danym mu do scenicznego wcielenia; ale raz czy dwa razy rozluźnił samochwyt i wówczas zgrzytnęło. Tego winien Kulczyński strzec się najbardziej: folgowania swoim skłonnościom do przesadyzmu, przerysowań, przedobrzeń; stać go przecież na robotę czystą i bez zarzutu; w "Kucharkach" był jej już bardzo blisko.

Celne, mądre aktorstwo, pełne ciepła i wyrozumiałości pokazała SEWERYNA 8RONISZÓWNA w roli Starej, nieśmiertelnej królowej kuchni, która ostaje się nawet w czasach nuklearnych. Małą zagrała z wdziękiem i pogłębieniem psychologicznym MARIA CIESIELSKA, piękna rola tej utalentowanej aktorki, ostatnimi czasy jakby trochę ugorującej. Bujna, zmysłowa, z temperamentem jaki cenią, i z wyczuciem swej niezmiennej roli pośród zmieniających się ludzi i akcesoriów jest Jurna MARII KLEJDYSZ (gra tę rolę również EUGENIA HERMAN). Postacie wielkiego planu wypadły mniej plastycznie, roje Hamleta i Ofelii były źle obsadzone. Lepiej w rolach postaci z "Godota", oczekujących na fikcję zmiany, zaznaczyli swą obecność MIECZYSŁAW GAJDA i IGOR PRZEGRODZKI. Trzy role miał MARIUSZ DMOCHOWSKI: wolałbym Kreona mniej prostackiego (ale to wina autorki), a Niemego mniej natrętnego; jako Pozzo pokazał, że byłby wybornym Pozzo i w oryginale Becketta. Rubaszny humor reprezentował EDWARD WICHURA. Chór dobrze sobie poczynał i w antyku i w epoce jądrowej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji