Płock. Teatr Szaniawskiego w anegdocie
Płocki teatr skończył niedawno 30 lat. Jan Skotnicki, jego pierwszy dyrektor, opowiada, jak odwiedziny jegomościa z teczką przekonały go o zapotrzebowaniu na teatr w naszym mieście.
To były początki teatru, rok 1975. Pewnego dnia dyrektor Skotnicki zastał w swoim gabinecie nieznajomego pana, w średnim wieku, w płaszczu, z teczką. Zapytał, w czym może pomóc.
- Otóż jest taka sprawa - zagaił interesant. - Widzi pan dyrektor, mamy z żoną córkę. A córka ma pieska. Jamnika. Świata poza nim nie widzi. No i problem polega na tym, że nam ten jamnik wpadł pod samochód. Córce nie powiedzieliśmy, załamałaby się. - Rozumiem... Tylko jak mogę panu pomóc? - dyrektor nie ukrywał, że poczuł się nieco nieswojo.
- Pan jest w końcu dyrektorem i często jeździ do Warszawy. Może mógłby pan przywieźć nam ze stolicy jakiegoś jamnika? Pan dostarczy pieska, my go podstawimy za tamtego, córka z pewnością nie zauważy zamiany.
Skotnicki osłupiał. Ale, jak wspomina, zrozumiał w tej chwili jedno. Że w tym mieście naprawdę przyda się teatr.
Na zdjęciu: scena z "Wesela" zagranego na jubileusz Teatru im. Szaniawskiego.