Artykuły

Awangarda i charakter

Pytanie czy teatr ma charakter, na pierwszy rzut oka wygląda z lekka niepoważnie. Trąci dziecięcą próbą antropomorfizacji instytucji. A przecież w prywatnych rozmowach nader często używamy ego określenia (wymiennie z duchem bądź duszą). Dopiero kiedy przychodzi do precyzowania pojęć na piśmie, uciekamy od owych niejasnych i wyglądających niepoważnie określeń. Tymczasem - jak mawiają w Galicji - coś jest na rzeczy. Co gorsza nie wiadomo za bardzo, jak owo coś opisać. Bo duch sceny nie zależy ani od miejsca, ani od zespołu aktorskiego ani nawet od osoby dyrektora. Po prostu jest i już.

Takim teatrem z charakterem w Warszawie był dawny "Dramatyczny" i takim jest obecnie - jako jeden z nielicznych - teatr "Studio". Jak powiedziałem, nie podejmę się definiowania samego pojęcia. Ale po prostu wchodząc do budynku w lewym skrzydle Pałacu Kultury wiem, że nie odsłucham prostej recytacji tekstu, że obejrzę próbę przynajmniej stworzenia zdarzenia teatralnego. Co nie najmniej ważne, próba taka odbywać się będzie na przyzwoitym poziomie.

Od wielu lat, co najmniej od czasów Józefa Szajny, "Studio" ma opinię sceny awangardowej. Ta zaś skutecznie odstrasza wielu tradycyjnych miłośników teatru, spodziewających się, iż gromada aktorów przebranych w łachmany będzie tarzała się po scenie bełkocząc niewyraźnie pseudofilozoficzne teksty. Oczywiście bywają i takie zabawy w awangardę. Tyle, że niewiele mają one wspólnego zarówno z samą nazwą jak z teatrem w ogóle. I trzeba wszakże przyznać, iż awangardowość w sztuce została w XX wieku dokładnie ośmieszona. Bardzo wielu twórców nie mających nic do powiedzenia drapowało swoje wytwory w sztucznie awangardowy kostium, dbając o jak najmniejszą komunikatywność wypowiedzi artystycznej. Ponieważ równocześnie rynek sztuki poszerzył się o niezwykle liczną kategorię niedouczonych snobów, przebrane w awangardowy kostium artystyczne hochsztaplerstwo mogło liczyć na pokaźną grupę odbiorców cmokających z zachwytu, by nie przyznać się, iż nic nie rozumieją. I jakoś nikomu nie wypadało zawołać, że król jest nagi.

W rzeczywistości sztuka awangardowa pozostaje przywilejem artystów. nielicznych i najbardziej utalentowanych. Bo rzecz wygląda podobnie jak z wynalazkami i odkryciami naukowymi. W prawdziwej awangardzie chodziło o przełamanie zastanych konwencji i wzorów, dostosowanie wypowiedzi artystycznej do rytmu emocjonalnego epoki, w której żyjemy, a nawet (co bywa przywilejem nader nielicznych) do czasów nadchodzących. Przykładem tej drugiej, najszlachetniejszej awangardy był, i jest w jakimś sensie nadal, teatr Tadeusza Kantora. Przykładem awangardy, pierwszej, tej na dziś, są właśnie spektakle "Studia" czy też teatr Andrzeja Dziuka Zakopanego.

Krótko mówiąc, na scenie w Pałacu Kultury nie przeżywamy szoku czegoś zupełnie nowego, zastajemy natomiast sztukę teatralną, przetworzoną zgodnie z wymogami estetyki i stylu myślenia II połowy XX wieku Najbardziej charakterystycznym rysem wizji artystycznych naszych czasów jest ich - nie uważam tego za określenie pejoratywne - zdziecinnienie. O ile sztuka dziewiętnastowieczna była wyrazem myśli i odczuć ludzi dojrzałych, ferment artystyczny bohemy i czasów międzywojennych, nie wytworzył jednolitej wizji estetycznej, to po wybuchu beat generation, po rewolcie studenckiej 1968 r. perspektywa artystyczna i estetyczna przesunęła się na pokolenia dwudziestolatków.

Przyzwyczailiśmy się już do tego na przykład w dziedzinie mody. Przeglądając ostatnio fotografie ze szkół międzywojennych zwróciłem uwagę, iż dzieci były ubrane jak miniaturki dorosłych. Te same marynarki, pumpy, sukienki tylko w mniejszym rozmiarze. Współcześnie wygląda to dokładnie odwrotnie. Dorośli wyglądają jak przerosłe dzieci w swoich dżinsach, swetrach, kombinezonach etc. W materii sztuki przyzwyczailiśmy się do tej tendencji znacznie wolniej. Aczkolwiek coraz rzadziej słyszy się argument, że młodzieżowa muzyka to łomot pozbawiony jakichkolwiek walorów, pomału przyznajemy rangę sztuki niektórym komiksom. Film montowany metodą migających obrazków budzi wstręt tylko wśród najbardziej zakamieniałych tradycjonalistów.

Trudno byłoby oczekiwać, że przed zmianą perspektywy estetycznej ustrzeże się teatr. Poszczególne sceny dostosowują się do tej tendencji w bardzo różnym stopniu. Najkonsekwentniej czyni to właśnie "Studio". Przedostatnia premiera na dużej scenie: "Usta milczą, dusza śpiewa" jest znakomitym przykładem tej wizji teatralnej. Pisałem już o tym spektaklu bezpośrednio po premierze. Ale warto jeszcze raz do niego wrócić. Bo jest to przedziwny pastisz operetkowej formuły. Znakomicie zagrany i zrealizowany, z wielką sprawnością przez Jerzego Grzegorzewskiego - nie bardzo poddawał się recenzenckiej analizie. A wydaje mi się, że odpowiedź jest tu dosyć prosta. Operetka jako forma artystyczna została odczytana oczami współczesnego widzą. Widza, który usiadł na widowni po zdjęciu słuchawek walkmana, z którego płynęła muzyka rockowa. I ów młody (duchem, bo niekoniecznie wiekiem) człowiek zaczyna przyglądać się wytworom Kalmanna, Lehara, Straussa z mieszaniną rozbawienia i fascynacji. Bo muzyka operetkowa to przecież autentyczne przeboje, łatwe do zapamiętania i nucenia, konstruowane wedle recept podobnych do współczesnej muzyki dyskotekowej (tyle, że z dominacją melodii nad rytmem). A forma - doskonale, stuprocentowo skonwencjonalizowana - we współczesnym świecie przypominającym szalony fotoplastikon wirujących obrazków również tyle śmieszy co przyciąga. Efektem takiego spojrzenia jest pastisz. Ale pastisz jak najdalszy od szyderstwa. Śmiejmy się tyleż z operetki co z naszej tęsknoty za tą formą, za światem, który ją tworzył.

Tę młodzieńczą perspektywę spojrzenia na sztukę, równie wyraźnie widać w najnowszej premierze "Studia" - "Działaniach ubocznych" Adama Hanuszkiewicza na motywach Woody Allena. Nie chciałbym tu recenzować spektaklu. Uważam go zresztą za dużo słabszy od operetkowego pastiszu Grzegorzewskiego. Dokładniej zaś, rewelacyjna, zabawna i błyskotliwa część pierwsza (po trosze kabaretowa) przedstawienia wyraźnie kontrastuje z drugą, zagraną w tonacji pół - serio. Okazuje się że estetyka współczesna, nie potrafi poradzić sobie z najpoważniejszymi dylematami człowieka. Spojrzenie na śmierć jest twórcze tylko wówczas, gdy ją ignorujemy. Natomiast gdy samotni w tłumie stajemy wobec problemów, które trudno zbyć błyskotliwym bon-motem przegrywamy także w wymiarze artystycznym.

Na koniec tych zapisków o teatrze patrzącym na rzeczywistość ze współczesnej perspektywy, trudno nie dostrzec jeszcze jednej cechy odróżniającej korzystnie "Studio" od innych warszawskich teatrów. Ta scena nie marnuje młodzieży. Większość zespołu stanowią ludzie młodzi i bardzo utalentowani. Wojciech Malajkat, który zdążył zagrać już role stanowiące marzenie większości aktorów: Hamleta i Gustawa-Konrada, jest absolwentem PWST sprzed paru lat. Co ważniejsze nie nabrał - a przynajmniej nie widać tego na scenie - manier gwiazdy, zabójczych dla młodego aktora. Równie znakomity, może nawet lepszy jest partnerujący Malajkatowi w "Działaniach ubocznych" Zbigniew Zamachowski. Do tego cala grupa młodzieży w rolach drugoplanowych - młodzieży przyzwoicie śpiewającej, sprawnej fizycznie i wykazującej się więcej niż dobrym opanowaniem warsztatu aktorskiego.

Młodzieży partnerują gwiazdy już uznane: świetny Marek Walczewski, Anna Chodakowska oraz (w "Usta milczą, dusza śpiewa") Teresa Budzisz-Krzyżanowska i Małgorzata Niemirska. Cały zespół dość podobnie chyba patrzy na formą teatralną, bo na scenie nie widać dysonansów w grze i technice aktorskiej. Widz ma niczym nie zakłócone poczucie uczestnictwa we wspólnej zabawie i we wspomnianym myśleniu. Zbiór scenicznych osobowości tworzy zwarty zespół, co w naszych teatrach bynajmniej regułą nie jest.

Formułę oswojonej, czy jak kto woli złagodzonej, awangardy wprowadził na scenę "Studia" Jerzy Grzegorzewski. Od początku tego sezonu na stanowisku dyrektora zastąpił go (zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami) Waldemar Dąbrowski. Miejmy nadzieję, iż charakter teatru nie ulegnie zmianie, bo w tej formie, jaką prezentuje dzisiaj, jest "Studio" bez wątpienie teatrem z charakterem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji